Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Chochlik Przyszła pani Malfoy
|
Wysłany:
Śro 12:56, 24 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 615 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)
|
Lia ocknęła się o świcie. Bolał ją kręgosłup po nocy spędzonej na podłodze, a po głowie chodziła jej myśl „nie ważne kim się stajesz, ważne skąd pochodzisz”. Podniosła się, przy okazji zdejmując z nóg szpilki. Kopnęła je gdzieś pod kanapę, żeby nie plątały jej się pod nogami. Rozejrzała się po pomieszczeniu, jedynie skrawek podłogi przed kominkiem, był czysty, resztę pokrywały rzeczy, które zrzuciła z półek i porcelanowe skorupy. Zaśmiała się krótko. Bałaganem zajmą się skrzaty, kiedy tylko łaskawie pozwoli im wejść do salonu. Żadna z tych rzeczy nie była jej, należała do rodziny Rosier. Nie obchodziło jej w jakim stanie Marietta zastanie swoją posiadłość, właściwie chciała tu spędzić najwyżej kilka dni, a później zacząć szukać szczęścia w jakimś odległym kraju, w którym nikt by jej nie znał. Gdzie mogłaby żyć, bez Rosier i Dracona… Na myśl o chłopaku łzy zaczęły spływać po jej twarzy. Nie potrafiła nazwać swoich uczuć względem niego, ale nie był jej obojętny, a jej żołądek wywijał salto kiedy zbliżał się do niej. Jednak wiedziała, że teraz będzie zmuszona zdusić w sobie te uczucia. Wiedziała, że Malfoyowie kierują się dewizą czystej krwi, a teraz kiedy jej pochodzenie stało pod znakiem zapytania, wiedziała, że nigdy nie będą mogli być razem. Załkała. Draco nie będzie chciał jej po tym wszystkim widzieć. Zresztą ona też nie chciała żeby oglądał ją w takim stanie.
Draco zacisnął dłonie w pięści. W myślach przeklinał dewizę czystej krwi, którą wpoili mu rodzice. Gdyby był pieprzonym Potterem, nie miałoby to dla niego większego znaczenia. Po prostu machnąłby ręką na to i poprosił ją o rękę. Ale nie potrafił. Szlamy były dla niego osobami gorszymi, od tych niego i jemu podobnych. Nie wiedział dlaczego Rosier nie oddała kłopotliwego dziecka do przytułku, oszczędziłaby i jemu i Nott rozczarowań. A tak? Ojciec nigdy nie zgodzi się na to, by dziewczyna weszła do ich rodziny, z resztą teraz, był niemalże pewny, że Lia nie będzie chciała go widzieć, nie po tym jak pociągnął za sznurek, a jej ciotka wyśpiewała całą prawdę. Co gorsza Camelia myślała, że on wiedział wszystko wcześniej. Był pewny, że tego łatwo mu nie wybaczy. W jego głowie ścierały się dwa głosy. Pierwszy twierdzący, że przecież Lia powszechnie jest uważana za osobę z doskonałym rodowodem, a drugi mówiący, że ważny jest status jej krwi i to zaważa o ich ewentualnej przyszłości. Warknął coś pod nosem, po czym teleportował się do Szwajcarii. Musiał odnaleźć dziewczynę zanim zrobi coś głupiego.
Narcyza nie trafiła w kobietę, bo ktoś popchnął ją na ścianę. Przez chwilę stała zdezorientowana. Przy Lily leżała pulchna kobieta, której Narcyza nie znała.
Za pomocą czarów spętała obie kobiety i przez chwilę patrzyła na nie. Wymamrotała krótkie zaklęcie, by po chwili poznać prawdziwe oblicze nieznanej jej osoby.
- Ach, Severusie – zaśmiała się. – Nie doceniałam twoich możliwości!
Mężczyzna spróbował rozluźnić otaczające go liny, ale w zamian za to, one jeszcze szczelniej i ciaśniej go otoczyły.
- Nie szarp się – mruknęła kobieta. – Będzie bardziej boleć – zadrwiła. – Przecież potrzebujemy mistrza eliksirów na dworze!
Lily wodziła wzrokiem za blondynką. Nie wiedziała czego może się po niej spodziewać, obwiniała się za podanie jej namiarów na Rosier i Malfoya.
- Zanim odwiedzę mojego męża, może opowiesz mi więcej o moim synu? – głos miała zimny, nie zdradzał nawet cienia zainteresowania tym co dzieje się w życiu jej dziecka. – Lily, mówiłaś o chwilach czułości.
Ruda nie chciała nic więcej powiedzieć, odwróciła głowę tak by nie patrzeć na falującą szatę Malfoy. Narcyza prychnęła, po czym podeszła do dziewczyny i ścisnęła dłonią jej podbródek.
- Mów! – rzuciła.
- Nie – wyszeptała Lily, czując łzy pod powiekami.
- Greengras… ach przepraszam! Snape, mów, jeśli chcesz przeżyć – żachnęła się blondynka.
Kobieta zagryzła wargę i rzuciła rozpaczliwe spojrzenie Severusowi. Ale on nie patrzył na nią, wzrok miał utkwiony w oknie.
- Czekam – powiedziała mocno Malfoy. – Nie mam całego dnia, muszę się jeszcze wybrać do Szwajcarii.
Severus rzucił jej zdziwione spojrzenie, przecież nie wydał jej miejsca spotkania z Lucjuszem i Mariettą.
- Lily mi powiedziała – zaśmiała się Narcyza. – Miło z jej strony, prawda? A teraz… Może to zmusi cię do mówienia. Crucio! – Wskazała różdżką na mężczyznę. Chwilę później jego ciało wiło się na podłodze, powodując, że liny zacieśniały się coraz mocniej i mocniej.
- Zostaw go! – krzyknęła ruda. – Wszystko ci powiem. Wszystko, słyszysz!
Narcyza uśmiechnęła się do niej i po chwili zostawiła Snape’a w spokoju.
- W takim razie, słucham.
Lily nie wiedziała od czego może zacząć, poza tym, że raz słyszała odgłosy kłótni, a innym razem odgłosy wskazujące na coś zupełnie innego, nie wiedziała nic więcej.
- Mówiłaś o wielkich czułościach mojego syna – przypomniała jej Narcyza, jej cierpliwość powoli się kończyła. – Lily, tak nie będziemy rozmawiać! – mówiąc to znowu rzuciła czar na Severusa, a z jego ust wydal się krzyk.
- Zostaw go, błagam! – zawołała kobieta, nie mogła patrzeć jak ktoś rani jej ukochanego. – Lia wróciła pierwsza do domu i nic nie mówiąc poszła do swojej sypialni, wyglądała na zadowoloną z siebie – szeptała szybko, licząc, ze uchroni mężczyznę przed kolejnymi torturami. – Chwilę po niej przyszedł Draco, miał krzywo zapiętą koszulę i czerwony ślad ust na szyi. Był wściekły. Później słyszałam odgłosy kłótni, a kiedy szłam korytarzem chwilę później słyszałam ciche jęki… ale później znowu na siebie krzyczeli. Malfoy siedział bez koszuli pod drzwiami pokoju Nott – dokończyła.
- Ach… mój syn. Niestety wdał się w ojca – zaśmiała się krótko. Machając różdżką, mamrotała zaklęcia i kiedy skończyła zerknęła na parę.
- Posiedźcie sobie tutaj dopóki nie wrócę od Lucjusza – warknęła i deportował się do Szwajcarii.
Przez chwilę trwała w takiej pozycji, zastanawiając się co może zrobić. Nie mogła zabrać mężczyzny do szpitala, ani wezwać nikogo do niego. Nagle usiadła, uważając by nie strącić głowy mężczyzny z kolan.
- Caccio dyptam! – wyszeptała, mając nadzieję, że zaklęcie zadziała. Chwilę później trzymała w ręce buteleczkę z ciemnego szkła. Odkręciła ją drżącymi rękoma i zmusiła się by jeszcze raz spojrzeć na ramię blondyna. Kropiła ranę eliksirem, mając nadzieję, że jeszcze nie jest na to za późno. Z każdą kolejną kroplą pomieszczenie wypełnił nieprzyjemny zapach, a rany na ciele mężczyzny zaczęły się powoli zaślepiać. Zakręciła buteleczkę i odstawiła ją na podłogę obok siebie. Chwilę później przywołała za pomocą czarów bandaże i opatrunki. Delikatnie zaczęła opatrywać ramię mężczyzny. Cała jej złość na niego uleciała, w momencie, kiedy stracił przytomność. Miała nadzieję, że ocknie się i nie będzie musiała posuwać się do używania starych zaklęć.
Kiedy skończyła za pomocą czarów przeniosła Lucjusza na kanapę, uważając na jego ranną rękę. Starała się cierpliwie czekać, aż jego organizm będzie gotowy do obudzenia się, ale ze zdenerwowania chodziła w kółko po pokoju.
- Marietto – wymamrotał nagle mężczyzna, sprawiając, że kobieta aż podskoczyła.
- Obudziłeś się – wyszeptała pochodząc do kanapy i klękając przy niej. Ręką odgarnęła włosy z jego czoła. – Masz za swoje – dodała po chwili. Nie chciała się przyznać, ale ulżyło jej kiedy usłyszała głos mężczyzny.
- Wiem – zawołał i skrzywił się, widząc swoje ramię i klatkę umazaną krwią.
- Powinieneś zostać w Szwajcarii – żachnęła się, odchodząc od kanapy. Kątem oka widziała, że mężczyzna siada.
- Nie pozwolę ci odejść, Marietto – wyszeptał. – Nie mogę stracić kolejnej kobiety na której mi zależy.
- Narcyza nadal żyje – przypomniała mu.
- Nie – zaprzeczył gwałtownie, wstając z kanapy i podchodząc do brunetki. – Dla mnie umarła już dawno temu.
Marietta skinęła głową, nie rozumiejąc co chce jej przekazać mężczyzna.
- To już nie jest kobieta, którą kochałem – powiedział.
Rosier rzuciła mu zaciekawione spojrzenie. Zawsze zazdrościła Malfoyom więzi między nimi. Wydawali jej się idealną rodziną, a teraz kiedy Narcyza stała się nowym władcą czarnych mocy, ten idealny obrazek runął.
- Myślisz, że tutaj może być Lia? – zapytał cicho zmieniając zadanie, widział, że kobieta nie zamierza z nim rozmawiać na ten temat i w głębi ducha dziękował jej za to.
- Nie – zaśmiała się. – To zbyt oczywiste. Zapewne nadal jest we Francji.
Mężczyzna rzucił je zdziwione spojrzenie.
- Znam ją, Lucjuszu, lepiej niż ktokolwiek inny – mruknęła odwracając się do niego.
- Chyba powinnaś ją znaleźć – mruknął. Czuł się poniekąd winny za to zamieszanie.
- Nie będzie chciała teraz ze mną rozmawiać – żachnęła się kobieta.
Przez chwilę stali w ciszy, unikając swojego wzroku.
- Dziękuję – powiedział nagle Lucjusz. Marietta rzuciła mu zaciekawione spojrzenie, ale chwilę później skinęła głową.
Draco deportował się przed wejściem do niewielkiego, drewnianego domku. Musiał nakłonić Rosier by zabrała go do dziewczyny. Nadal nie wiedział, czy chce ją widzieć i czy ona będzie w ogóle chciała z nim rozmawiać, ale musiał coś zrobić. Nie zniósłby bezczynnego siedzenia we Francji.
Nacisnął na klamkę drzwi, które ku jego zaskoczeniu ustąpiły. Wszedł do środka nasłuchując jakichkolwiek odgłosów. Nieśmiało wszedł do saloniku.
- Ojcze? – zawołał, czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Chwilę później dostrzegł blond włosy osoby, siedzącej na fotelu przed kominkiem.
- Ojcze, gdzie jest Rosier? – zapytał, chcąc jak najszybciej znaleźć kobietę.
- Doskonałe pytanie, Draco – chłopak zamarł w bezruchu. Usłyszał głos, który kiedy nucił mu kołysanki zanim zasnął.
- Matko? – zapytał z powątpiewaniem.
Weny Ciss!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Śro 14:10, 24 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
|
Narcissa Malfoy Administrator
|
Wysłany:
Śro 15:25, 24 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 983 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!
|
Młody Malfoy wyprostował się i wstrzymał oddech. Jego matka powoli wstała i stanęła przed nim. Nie potrafił uwierzyć, że wyglądała młodziej i piękniej niż przed wojną. Miała na sobie czarne, przewiewne szaty, które, gdzieniegdzie podkreślały jej kobiecość. Jej makijaż przyprawiał o dreszcze, natomiast fryzura pozostała taka sama.
Zrobiła krok do przodu z zamiarem przytulenia Dracona.
- Matko - odrzekł ponownie, lecz kobieta zaśmiała się ironicznie.
- Tak witasz się z matką, której nie widziałeś tyle czasu? - zapytała, przyglądając mu się badawczo.
Draco nadal przybity nie miał sił wypomnieć matce jej zniknięcia.
- Gdzie jest ojciec i Rosier? - warknął, myśląc, że może Narcyza coś z nimi zrobiła.
Malfoy zachichotała i ponownie usiadła na kanapie, wskazując Draconowi miejsce obok siebie. Chłopak odsunął się od niej i chciał wyjść, lecz Narcyza pośpiesznie zamknęła wszystkie okna i drzwi.
- Może ty mi powiedz, gdzie oni są - wytłumaczyła, przesuwając kilka mebli w domku, które według niej, znajdowały się na złych miejscach.
- Matko! - krzyknął. - Jak mogłaś mi to zrobić? - nie potrafił ukryć swoich emocji, lecz ta sytuacja go przerosła.
- Twój ojciec uciekł z bitwy, nie JA! - syknęła, zamykając oczy. - Mów, gdzie jest Lucjusz! - warknęła na Dracona.
Chłopak podskoczył. Nigdy nie podejrzewał, że jego matka potrafi tak krzyczeć i to na niego. Kiedy Malfoy nie wiedział co odpowiedzieć, czuł, że jego matka wbija mu różdżkę do szyi, nakłaniając w ten sposób do mówienia.
- Nie wiem gdzie jest - przyznał. Doskonale zdawał sobie sprawę, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia.
Narcyza nie dawała za wygraną. Przysunęła się od chłopaka i miała nadzieję, że tym razem poskutkuje.
- Słyszałam wiele o tobie - mruknęła, śmiejąc się w duchu o wyznaniu Greegrass.
Draco czuł, że zaczyna drżeć, nigdy nie bał się własnej matki. Z lat swojego dzieciństwa pamiętał tylko groźny ton ojca. To zawsze Narcyza chroniła go przed Lucjuszem, kiedy zrobił coś złego. To ona usypiała go, śpiewając kołysanki i składając pocałunki na jego czole.
- Matko - zaczął cicho, błagając by schowała różdżkę.
- Nie jestem już twoja matką - wytłumaczyła.
Draco zakrył twarz w dłoniach. Był na nią zły, ale nadal ją kochał. Nadal był jego mamusią, która nauczyła go wszystkiego.
- Mamo - wyszeptał.
- Draconie! - warknęła i gwałtownie wstała. - Zabiłam połowę twojego otoczenia wraz z mnóstwem przyjaciół! Nie jestem twoja matką!
- A ciotka Bella - zapytał, słysząc różne historie o jej śmierci.
- Ją też. Kazał mi wszystkich zabić! Kazał zabić mocniejszych od siebie i całą rodzinę - żachnęła się wyglądając za okno.
Malfoy nie odzywał się. Narcyza podeszła do niego i przytuliła go. Następnie nachyliła się nad jego ucho i szepnęła:
- Kochanie, nie mogłam wam tego zrobić, ale on mi zagroził - obydwoje usłyszeli charakterystyczny trzask zapowiadający deportację.
Draco ułożył głowę na jej ramieniu skołowany jej nagłą zmianą nastroju.
Lia ubrała się w łachmany znaleziony przy koszu na pranie, nie czuła się w nastroju by zakładać elegancką sukienkę. Wszystko co jeszcze kiedyś miało dla niej znaczenie, w świetle ówczesnych zdarzeń, straciło sens. Wiedziała, że nie potrzebuje już wizytowych kreacji i oryginalnych fryzur, by ktoś ją zauważył. Teraz została wrzucona na dno społeczeństwa, jako ta, która z nieprawego łoża.
Dzieci urodzone w takich okolicznościach były bardziej poniewierane niż szlamy i mugole.
Camelia załkała po raz kolejny. Wtedy do głowy wpadł jej obraz Dracona i znowu zakryła twarz w dłoniach. Gdyby go teraz spotkała, nie powiedziałaby mu ani słowa. Nie potrafiłaby mu spojrzeć w oczy, choć z drugiej strony zastanawiała się dlaczego chciał, żeby poznała prawdę.
Wzięła do ręki najbliższe zdjęcie przedstawiające jej rodzinę i po kolei przyglądała się każdemu. Była tak podobna do Marietty. Jej oczy, nos, rysy twarzy, nawet kolor włosów!
Marne pocieszenie, ale naprawdę zaczęła się cieszyć, że ma przynajmniej arystokratyczne rysy twarzy.
- Przygotuj dla mnie kąpiel! - warknęła Nott do jednego ze skrzatów.
Te kilka zdjęć zmieniło jej nastawienie, może nie odmieniło jej myśli, ale przynajmniej zyskała jakąś pewność siebie.
Dziewczyna w jednej chwili zerwała szare szmaty z siebie i stanęła nago przed lustrem. Stała w takiej pozie kilkadziesiąt minut, dopóki nie stwierdziła, że nie wygląda najgorzej. Uniosła podbródek w geście uniesienia i przetestowała kilka ze swoich sprawdzonych min, po czym stwierdziła, że jest lepiej niż myślała.
Kiedy skrzat pojawił się z wieścią, że kąpiel jest gotowa, Camelia pobiegła do łazienki. Wykąpała się w gorącej wodzie. Po kilku minutach wyszła i stanęła przed lustrem. Wzięła nożyczki do rąk i obcięła swoje włosy. Okręciła się kilkakrotnie wokół własnej osi, po czym obcięła sobie grzywkę. Następnie minuty przyniosły natchnienie zmiany koloru. Lia przypomniała sobie kilka zaklęć z transmutacji i machnęła różdżką przed oczyma. Zerknęła w lustro.
- Blondynka - szepnęła, poprawiając włosy i prosząc skrzata o błękitną sukienkę.
Ubrała się pośpiesznie, nie zapominając wstążki do włosów.
Musiała wrócić do Szwajcarii jako bohaterka, musiała usłyszeć prawdę o sobie. Chciała wiedzieć, jak ją będę teraz traktować. Wiedziała jedno, nie pozwoli, by spadła ze swojego zajmowanego od urodzenia miejsca. Była Camelią Nott, siostrzenicą Rosier i ani myślała o innym scenariuszu.
Nie zapominając o ciepłym ubraniu, aportowała się z podwórka do drewnianego domku w Szwajcarii.
Severus próbował poluźnić liny, które zaciskały się coraz mocniej wokół jego kostek i nadgarstków. Lily tępo patrzyła na niego, nie odzywając się ani słowem. Bała się, że kolejne wyznania mogą zniszczyć ich, i tak już beznadziejne, położenie. Greegrass odwróciła się tyłem do Snape`a. Bała się, że będzie krzyczał i obwini ją za wszystko. Miała dość tego, że była idiotką. Wszystko niszczyła.
Nadal nie rozumiała, dlaczego Severus chciał się z nią ożenić i spędzić większość życia.
- Przepraszam - szepnęła. - To moja wina - wyjaśniła cicho.
Mężczyzna nie odzywał się, tylko po każdym jej słowie, poruszał głową, na znak, że zrozumiał. Lily odruchowo ścisnęła jego dłoń, przykładając ją sobie do ust.
- Nie masz obrączki, ani pierścionka zaręczynowego - odrzekł smutno, próbując odpełznąć od kobiety.
Greengrass załkała cicho i zaraz próbowała się wytłumaczyć, ale jej szloch został stłumiony przez krzyk Severusa.
- Zawiodłem się na tobie - rzucił, patrząc w inną stronę.
- Severusie, kocham cię - pociągnęła nosem i zerknęła na kilkoro mężczyzn, którzy ich pilnowali.
Niektórzy się roześmiali, lecz ci, którzy traktowali Narcyzę z większym szacunkiem, podchodzili do swoich obowiązków poważnie.
- Lily, przestań gadać! - warknął, kiedy ktoś zakleił mu usta. Poruszył się i spojrzał groźnie na rudą, która była bardzo przerażona.
Kobieta milczała do czasu, kiedy do Sali weszło kilkoro zamaskowanych poddanych Narcyzy. Rozwiązali ją i kazali iść przodem. Mruknęła jeszcze kilka zdań do Severusa i zniknęła.
Snape odwrócił wzrok. Nie chciał na nią patrzeć. Nie dość, że zrobiła zamieszanie i wpuściła ich wszystkich do domku we Francji, to teraz wyznała Narcyzie wszystko, co kobieta chciała wiedzieć.
Mężczyzna próbował wrócić do tych chwil, kiedy beztrosko spacerowali między ogrodami Malfoy Manor, lub rozmawiali przed wielkim kominkiem. Wtedy kiedy wyznali sobie miłość, myśleli, że już nic nie stanie im na drodze, ale jak bardzo się pomylili.
Severus wiedział, że minie długo czasu, kiedy będzie w stanie wybaczyć Lily, to co zrobiła. Nigdy nie spodziewał się po kobiecie takiej inteligencji. Dobrze wiedziała jak rozpoznać człowieka pod wpływem eliksiru wieloskokowego.
Snape załamywał się z każdą kolejną minutą. Narcyza nie wracała, Lily zabrali, a reszta nie dawała znaku życia, ukrywając się w różnych zakątkach świata.
Kiedy Severus już myślał, że będzie leżał w takiej pozycji cały dzień, kilka mężczyzn i kobiet wpadło do pokoju.
- Zdrada… Pani jest w niebezpieczeństwie - ktoś krzyczał, a Snape wytężył słuch.
- Co? - zapytał ktoś inny.
- Zarejestrowano aktywność dwóch różdżek w pobliżu Czarnej Pani - syknął jeden do drugiego, a po chwili wszyscy zniknęli.
Marietta skinęła głową jeszcze kilka razy, po czym odwróciła się na pięcie i zniknęła w kuchni. Kilkoro skrzatów otoczyło kobietę, ale ona kazała im odejść. Pomimo, iż nigdy nie robiła sobie nic do jedzenia, czy picia, musiała zrobić Lucjuszowi herbatę. Po kilku nieudanych próbach, zdenerwowała się i wyczarowała coś procentowego. Nalała trunek do dwóch kieliszków i zaniosła tacę do salonu.
Kiedy weszła do pomieszczenie rozejrzała się, ponieważ Lucjusz nigdzie nie było.
- Nigdy nie pasowaliście do siebie - usłyszała za sobą cichy głos.
Malfoy stał przed kominkiem i przyglądał się wielkiemu portretowi, który przedstawiał Mariettę i Evan w dniu ślubu. Zmarszczył się na chwilę, chcąc sobie przypomnieć datę urodzenia Rosiera.
Marietta nie odpowiedziała na jego słowa.
- Był od ciebie młodszy - rzucił z pogardą, ale Marietta nie rozumiała do czego bije.
- To niczego nie zmienia. Wiek nie ma znaczenia - zauważyła i odłożyła tacę na stół. Wyprostowała się i spojrzał na niego.
Nie, nie mogła być na niego zła. To po prostu było nielogiczne.
- Pamiętam wszystkie twoje listy - wyszeptał. - Szczególnie fragmenty, kiedy pisałaś jaki jest niedojrzały i zachowuje się jak dziecko - wyznał.
Marietta zacisnęła pięści. Tylko Lucjuszowi pisała o tym, jakim Evan był dzieckiem. Był od niej o dwa lata młodszy, a ona czasami czuła się jakby dzieliły ich dekady i setki doświadczeń. Marietta pragnęła mężczyzny, który da jej dom, schronienie i dziecko. Evan nie chciał jednej kobiety, on chciał wszystkie. Był niedojrzałym i głupim arystokratą, który cały dzień myślał o seksie.
- Nie mów o naszych listach - nakazała, przypominając sobie ich intymne myśli.
- A o czym mam mówić? Skoro wyznałaś mi to, czego nikt nie wiedział o Evanie - mruknął i spojrzał na nią.
- Lucjuszu, to nie jego wina, że musiałam wyjść za mąż za niego - syknęła, przypominając sobie słowa matki, kiedy oświadczyła jej, że wyjdzie za Evana.
- Mogłaś się nie zgodzić - odrzekł i usiadł na fotelu. Nadal był słaby, choć po ranie nie było już śladu.
Marietta zaśmiała się gorzko i kiwnęła głową.
- Na horyzoncie nie było nikogo, kto mógłby się mną zainteresować - wyznała. - Wielu było młodszych ode mnie, kilkoro w moim wieku, lecz Evan miał najlepsze pochodzenie - zgrzytnęła zębami. - Oczywiście w porównaniu do ciebie był nikim - wywróciła oczami, przypominając sobie drzewo genealogiczne Lucjusza.
Marietta odwróciła wzrok, bała się, że Malfoy zauważy jej zażenowanie.
- W porównaniu ze mną, każdy jest nikim - zaśmiał się, myśląc, że rozbawi tym żartem swoją towarzyszkę. Lecz Marietta zareagował wręcz odwrotnie.
- Jak możesz tak mówić! Musiałam wyjść za mąż, żeby nie splamić imienia rodziny. Musiałam żyć z kimś, kogo się brzydziłam, a potem wychować córkę mojego ojca, z nieprawego łoża… Kiedy ty bawiłeś się w najlepsze - warknęła, wypijając trunek ze szklanki.
- Brzydziłaś się Rosiera? - zapytał. Pierwszy raz o tym słyszał, dlatego wstał i usiadł obok Marietty. Ujął jej rękę.
- Każdej nocy kiedy kładłam się spać - szepnęła, wzdrygając się na myśl o nim. Poczuła, że Lucjusz przyciąga ją do siebie. Pierwsze zesztywniała, a kiedy poczuła, że już jest za późno, przycisnęła swoje ciało do Lucjusza. Odgarnęła jego białe włosy i wyszeptała do jego ucha:
- Lucjuszu, to ja go zabiłam…
Weny Olu !
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Śro 17:16, 24 Sie 2011, w całości zmieniany 3 razy |
|
|
Chochlik Przyszła pani Malfoy
|
Wysłany:
Śro 17:59, 24 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 615 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)
|
Lia deportowała się w drewnianym domku i przez chwilę zaczęła żałować, że zdecydowała się tu przybyć. Draco, chłopak, który kilka godzin temu wyznał jej miłość, a później sprawił, że dowiedziała się prawdy o swoim pochodzeniu, stał przytulony do wysokiej blondyny. Przez ułamek sekundy chciała skomentować jego wyznanie, ale zanim zdążyła się odezwać, kobieta stanęła tak, żeby dziewczyna mogła zobaczyć jej oblicze. Choć Nott nigdy wcześniej nie widziała Narcyzy Malfoy, poznała ją od razu. Draco był do niej niesamowicie podobny. Widziała zdezorientowanie na twarzy chłopaka, nie poznał jej. Uśmiechnęła się ironicznie do niego i uniosła wyżej podbródek.
- Lia? – wyszeptał i zrobił krok w jej stronę. Wyglądała inaczej niż wcześniej. Włosy opadały jej na ramiona i co było dla Malfoya największym szokiem, miała blond włosy.
- Czyżby panna Nott, nas odwiedziła? – zaśmiała się Narcyza. – Słyszałam wiele o tobie i moim synu.
Camelia zacisnęła dłoń na różdżce.
- Co ona tu robi? – warknęła. Czuła się zdezorientowana obecnością nowej Mistrzyni śmierciożerców w niewielkim drewnianym domku. – I gdzie jest moja ciotka i twój ojciec? – powiedziała bez mrugnięcia okiem.
- Po co te nerwy – zaśmiała się Narcyza. – Nie było ich tu kiedy przybyłam, a teraz spotykam was!
Lia zagryzła wargę, nie wiedziała co się dzieje. Chciała tylko porozmawiać z Mariettą o tym jak będzie dalej wyglądało jej życie. Draco cały czas nerwowo zerkał na dziewczynę, wiedział, że nagła zmiana wyglądu była próbą zmniejszenia podobieństwa do Rosier. Jednak jej zabiegi podkreślały tylko jej podobieństwo do ciotki. Jasne włosy mocniej podkreślały jej ciemne oczy.
- Widzę, że przeszkadzam w rozmowie – westchnęła nagle Lia. – Poczekam na dworze, aż skończycie rozmawiać.
Dziewczyna odwróciła się na pięcie i podeszła do drzwi. Pociągnęła za nie mocno, ale były zamknięte za pomocą czarów. Usłyszała za sobą zimny śmiech Narcyzy.
- Nie zostawisz nas Camelio – rzuciła. – Tak bardzo chciałam poznać ukochaną mojego synka, a ty chcesz nas teraz zostawić? – zapytała.
Dziewczyna prychnęła.
- W takim razie, nie mnie chciała pani poznać – rzuciła odważnie, nie zważając na gesty Dracona, proszące żeby uspokoiła się. Choć nie zdawała sobie z tego sprawy stąpała po cienkim lodzie.
- Ależ oczywiście, że ciebie, kochanie – Narcyza mówiła słodko, tak, że Lia czuła się ogłupiona nagłą zmianą jej zachowania. – Jeśli nie chcesz ze mną rozmawiać, zatrzymam cię siłą – dokończyła tym samym tonem. Wyciągnęła różdżkę, a w jej ślady poszedł Draco i Lia. Malfoy na dobrą sprawę nie wiedział, którą z kobiet powinien powstrzymać. W końcu zdecydował, że nie da jednej skrzywdzić drugiej.
W tym samym momencie każde z nich wystrzeliło z różdżki inne zaklęcie. W pomieszczeniu pojawiły się kłęby dymu. A chwilę później w salonie deportowała się grupa ludzi. Szybko pojmali młodych i zdecydowanymi ruchami, wyrwali im z dłoni różdżki.
Lucjusz zamarł na chwilę, nie wiedział jak powinien zareagować na wyznanie kobiety. Jak przez mgłę pamiętał wydarzenia podczas pierwszej wojny, nie był w tym samym miejscu, gdzie Rosier, kiedy ten umarł. Okoliczności jego śmierci znał tylko z opowieści.
- Nie brałaś udziału w Pierwszej Bitwie – powiedział mężczyzna wypuszczając kobietę ze swoich objęć, lubił patrzeć na twarz swojego rozmówcy.
- Owszem, ale wiedziałam gdzie będzie Evan – szepnęła. Nigdy nikomu nie wyznała prawdy, podtrzymywała, że dowiedziała się o śmierci męża po wojnie.
- Jak…? – zapytał mężczyzna.
- Znałam wszystkie plany i dane – mruknęła Marietta. – Wiedziałam, gdzie będzie o określonej godzinie, jeśli będzie stosował się do planu. Doskonale wiesz, że akurat to mu wyszło. Pojawiłam się na chwilę na polu bitwy. Było ogromne zamieszanie i nikt nie zauważył, kto był zabójca Evana.
Mężczyzna przyznał jej rację, w walce brało udział wielu ludzi, każdy atakował każdego, a dopasowanie mordercy określonej osoby równało niemalże z cudem.
- Lucjuszu zrozum mnie – szepnęła, myśląc, że Malfoy zmieni zdanie o niej. – Nienawidziłam go całym sercem, obrzydzał mnie, przerażała mnie myśl o spędzenia reszty życia pod klatką, którą dla mnie stworzył. To był jedyny moment żebym mogła się go pozbyć bez cienia szansy, że ja mogłam go zabić – powiedziała szybko, zerkając w oczy mężczyzny.
- Nigdy nie lubiłem Rosiera – rzucił nagle. – Byłem zdziwiony, że wybrano go na twojego męża – przyznał.
Rosier skinęła głową, jej małżonek nie cieszył się dobrą sławą.
- Poza tym wiedziałam, że nie będzie dobrym opiekunem dla Lii – szepnęła.
- Zawsze zastanawiałem się dlaczego nie oddałaś jej do przytułku dla sierot – żachnął się Lucjusz.
- Anna traktowała ją jak swoją córkę, nie widziałam drugiej tak zakochanej kobiety w dziecku. Kiedy zaczęło im grozić niebezpieczeństwo, wymusiła na mnie obietnicę zaopiekowania się dziewczynką po jej śmierci – przyznała. – A poza tym nie mogłam jej oddać, to wywołałoby skandal!
- Owszem – westchnął Lucjusz.
- Narcyza mówiła, że to szlachetne z twojej strony – mruknął. Kobieta westchnęła.
- Poza tym dziecko, sprawiało, że nie miałam problemów z mężczyznami pragnącymi podarować mi pierścionek – dodała.
- Wiedziałem, że jesteś nieobliczalna, ale nie myślałem, że potrafisz posunąć się aż tak daleko – zaśmiał się, na myśli o morderstwie popełnionym przez kobietę.
- Sytuacja mnie do tego zmusiła – szepnęła. – Potrzebowałam kogoś kto się mną zaopiekuje, a nie dziecko, które cały czas myśli jak się do mnie dobrać – wzdrygnęła się na to wspomnienie.
Lily ponownie została w pomieszczeniu sama z Severusem. Korzystając z okazji chciała mu wytłumaczyć brak obrączki i pierścionka na jej dłoni.
- Sev – szepnęła, pragnąc zwrócić na siebie uwagę mężczyzny. Ten choć drgnął, nie spojrzał na nią.
- Na koniec ceremonii, Narcyza powiedziała, że możesz mnie zabić – postanowiła mówić mimo tego, że mąż nie zaszczycił jej spojrzeniem. – I kiedy zaprowadzili mnie i ją do sypialni, myślałam, że chce mnie zabić – szepnęła, marząc o choć jednym spojrzeniu mężczyzny. – Chwilę wcześniej je zdjęłam. Severusie ona przybrała twoją postać! Dlatego zdjęłam obrączkę i pierścionek! – rzuciła rozpaczliwie. Pragnęła by Snape ją zrozumiał.
- Jak mogłaś nie rozpoznać osoby, która zażyła eliksir wielosokowy? – zapytał nagle przerywając ciszę. Lily kilkukrotnie otwierała i zamykała usta, próbując coś powiedzieć. Nie wiedziała jak może wytłumaczyć to.
- Taka mistrzyni eliksirów jak ty, nie powinna tego zrobić – rzucił, pierwszy raz nadając jej taki tytuł. – Zawiodłaś mnie, Lily, a co gorsza wydałaś położenie Lucjusza i Rosier.
Kobieta złapała łapczywie powietrze. Nie potrafiła znaleźć słów, które mogłyby wytłumaczyć jej głupotę.
- Ja… - zaczęła, ale za każdym razem kończyła na tym.
- Nie wysilaj się – rzucił ostro mężczyzna, czując, że ma coraz większe problemy z oddychaniem.
- I tak nie będziesz w stanie się wytłumaczyć – żachnął się, czym wywołał kolejna falę płaczu kobiety. Przeklął w myślach, ale liczył, że jego oschłość względem niej przyniesie owoce w przyszłości.
- Nie płacz – warknął ostrzej, niż miał zamiar. Kobieta nie odpowiedziała mu, jednak dalej słyszał jej łkanie.
- Obwiniasz mnie za wszystko, a tak naprawdę nie wiesz jak ja się czuję. Zostawiliście mnie z dwójką bachorów, którzy ganiają się za sobą, a sami wyruszyliście na poszukiwania. Woleliście zabrać kobietę w ciąży, niż mnie. Mówiłeś mi o twoich znajomych i kiedy pojawili się oni, myślałam, że o nich mówiłeś – mówiła.
- Lily, nie musiałaś nad nimi sprawować opieki, oboje już są dorośli – westchnął Severus. – A sprawy między nimi nie powinny cię interesować. Tłumaczyłem ci już, dlaczego zabraliśmy Rosier, a nie ciebie – powiedział, siląc się na spokojny ton. Chwilę później zerknął na kobietę i dodał:
- Nie powinnaś wpuszczać do domu kogokolwiek, bez rozmowy z Nott – mówił beznamiętnym tonem, który jego uczniowie znali doskonale z lekcji. Zaczerpnął powietrza, by móc kontynuować dalej.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Śro 20:37, 24 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
Narcissa Malfoy Administrator
|
Wysłany:
Śro 20:14, 24 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 983 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!
|
Pięciu zamaskowanych i potężnych mężczyzn obezwładniało Draco i Camelię. Narcyza chwilę przyglądała się całemu przedstawieniu, by po kilku minutach wybuchnąć.
- Grenaldi! - warknęła na jednego z mężczyzn.
Z szeregu wyszedł jeden z wywołanych. Malfoy chwilę go obserwowała.
- Wiem kim on jest? - zapytała przenosząc swój wzrok na Dracona.
W tej chwili Grenaldi zgarbił się, widząc podobieństwo między młodym Malfoyem, a Narcyzą.
- Wybacz pani, ale alarm… - tłumaczył się żałośnie.
- Avada Kedavra - mruknęła, a potężny mężczyzna runął na ziemie, gdzieś pomiędzy nogami Lii i Dracona.
Panna Nott wystraszyła się i podskoczyła. Następnie opamiętała się i spuściła wzrok.
- Rozwiązać ich, w tej chwili - krzyknęła blondyna i nie spoczęła, dopóki Draco z dziewczyną nie stanęli za nią.
Chwilę później matka Dracona celowała różdżką w czterech pozostałych mężczyzn.
- Mówiłam i przypominałam, że nie można podnosić różdżki na mojego syna i męża! - warknęła. - Tylko ja. To mój przywilej - wyszeptała, kokieteryjnie dotykając panów, którzy byli oczarowani swoją mistrzynią.
Draco szepnął coś do Lii, ale ta wywróciła oczyma i wpatrywała się w Narcyzę. Dziewczyna chciała być taka jak kobieta, pełna wdzięku, piękna i niebezpieczna. Mężczyźni jej pożądali, równo znacznie nienawidząc i bojąc się jej.
Camelia pisnęła, kiedy Narcyza zabiła wszystkich w pomieszczeniu.
- Tak wygląda kara tych, którzy mnie nie słuchają - zaśmiała się i odwróciła do syna.
Ponownie chciała go przytulić, ale zauważyła, że trzyma dziewczynę za rękę.
Kobieta uniosła swoje ręce w geście triumfu, a następnie klasnęła energicznie w dłonie. Wciągnęła powietrze nosem i pogłaskała policzek syna.
- Zmężniałeś - szepnęła tym samym miłym głosem, który Draco pamiętał z dzieciństwa.
- Matko - oznajmił.
- Nie przedstawisz mi panny Nott? - zapytała i uniosła jedną brew do góry.
- Już ją znasz - syknął. Doskonale wiedział, że Narcyza znała wszystkie dane Lii.
- Chciałam, żebyśmy żyli tradycją. Powinieneś mi ją przedstawić - upomniała siląc się na miły ton.
Draco pomyślał, że to zły pomysł, ale w głębi duszy, bał się, że jego matka może zrobić coś głupiego. Rzucił spojrzenie na pięć martwych ciał, a następnie przeniósł je na Narcyzę.
- Camelia Nott - rzekł, nie dopowiadając nic więcej. Sam, ciekawski spoglądał na dziewczynę, była inna, bardziej pociągając i kobieca, w tej nowej fryzurze.
- Och, wiem, wiem - powiedziała Narcyza, nadal grając przedstawienie. - Cudowny rodowód - szepnęła kobieta do Lii.
Dziewczyna zmarszczyła czoło, czując, że znowu ktoś ją upokorzy. Przyszła do tego domku, żeby pokazać, że nikt nie może zmienić jej życia, przez głupią plotkę. Pragnęła, by Draco zrozumiał, ze jest tą samą osobę… Marzyła, by w końcu wyznać chłopakowi co czuje.
- Matko - błagał Draco, miał wrażenie, że Narcyza również wie o wszystkim.
- Ależ kochana - szepnęła tajemniczo do Camelii. - Twoja młodziutka matka zajmowała wysokie miejsce w hierarchii Czarnego Pana, obłędnie czysta krew - wyznała, całując Lię w policzki.
Marietta uśmiechnęła się do Lucjusza. W głębi duszy, wiedziała, że w jakimś stopniu musiała odstraszyć Malfoya. Nie codziennie kobieta wyznaje, że zabiła swoje męża, bo dopierał się do niej. To jest obowiązek każdej żony, a ona po dwóch latach małżeństwa z tym człowiekiem, miała już serdecznie dosyć.
- Lucjuszu - przerwała ciszę. - Nie zrozum mnie źle. Wiem, że to było moim obowiązkiem, ale on… Robił to tak w obrzydliwy, wręcz odstraszający sposób - wyznała, a potem chciała kontynuować, lecz Malfoy położył palec na jej ustach.
- Dlatego jesteś taka oziębła dla wszystkich? - zapytał.
Marietta kiwnęła przecząco głową, a Lucjusz pozwolił jej mówić.
- Tak mnie wychowano - rzuciła, łapiąc szklankę i mocząc usta w napoju. - Zresztą, jesteś taki sam - skinęła głową i wstała.
Pozanosiła do kuchni wszystkie szklanki i puste butelki. Wróciła by jeszcze raz doglądnąć porządku. Nie zauważyła Lucjusza, który podszedł do niej i złapał ją za rękę.
- Oprowadź mnie po domu, nigdy tu nie byłem - odrzekł dość przekonująco, więc Marietta zgodziła się na jego propozycję.
Na początku opowiedziała kilka anegdot dotyczących salonu, kuchni i pokoju dla gości, który znajdował się na parterze. Następnie weszli na klatkę schodową, która była przyozdobiona portretami rodziny Rosier. Marietta nie znała większości tych ludzi, ale po przeżyciu z nimi dwudziestu lat, przyzwyczaiła się do ich obecności.
Ostatnim przystankiem było pierwsze piętro.
- Ten dom jest mikroskopijny, w porównaniu do Malfoy Manor - odrzekła.
- I bardziej przytulny - szepnął, zbijając Rosier z pantałyku.
- Tam są pokoje gościnne, a to pokój Camelii - pokazała kilkoro drzwi i zeszła kilka schodów niżej, zakańczając tym samym oprowadzanie.
- Chcę zobaczyć twoją sypialnię - szepnął, łapiąc ją delikatnie za nadgarstek.
Marietta przełknęła ślinę i odwróciła wzrok. Nie mogła mu pokazać drugiego piętra, nie mógł zobaczyć, co tam się znajduje.
- Nie mogę - oznajmiła zimnym głosem.
Lucjusz nie wytrzymał, podążył za kobietą, a następnie wziął ją na ręce. Przeszli razem cały korytarz, a następnie wspięli się na drugie piętro. Wszystko wyglądało inaczej. Nie było tu żadnych portretów i żadnych łagodnych barw. Wszystko wypełniała czerń. Tapety na ścianie zostały niezgrabnie przyczepione do muru, a farba, która miała zakryć prawdziwy kolor, została niechlujnie rozlana.
- Mieszkasz w takich warunkach? - zapytał zaskoczony.
Marietta odsunęła się od mężczyzny.
- Dlaczego tu wszedłeś? Nigdy nie pozwalałam Camelii… To moje sanktuarium, tylko moje! - warknęła. - Nie zamierzałam się z nikim dzielić.
Malfoy chciał jej odpyskować, ale po obu stronach wielkich drzwi, które zapewne były wejściem do sypialni Rosier, znajdowały się dwie małe tabliczki. Na obu drewienkach wydrapano imiona zmarłych dzieci Marietty. Poniżej tabliczek, wisiały ręcznie namalowane obrazy, a po prawej stronie każdego dzieła, były przypięte krótkie listy, napisane ręką Rosier.
Marietta nie wytrzymała, tylko pociągnęła Lucjusza za koszulę i trzasnęła drzwi. Teraz obydwoje znajdowali się w jej sypialni.
- Jak mogłeś - załkała, uderzając go w tors. - Nie dzielę się swoimi smutkami i intymnością - syknęła, odwracając wzrok.
- A powinnaś - wyszeptał Lucjusz i dokładniej przyjrzał się wystrojowi jej sypialni.
Severus zaśmiał się w myślach, przypominając sobie ich beznadziejną sytuację.
- Nie powinnaś ufać nikomu! - warknął i podciągnął rękawy. Zanim strażnicy wybiegli, ktoś go rozplątał i pozostawił w pokoju bez żadnego zabezpieczenia.
- Nie ufałam, lecz wiedzieli…
- Zamilcz, tutaj wszystko ma uszy - odrzekł oschle i potrząsnął głową, by jego czarne włosy odsłoniły oczy.
Kobieta przygryzła dolną wargę i zacisnęła swoje pięści. Następnie ze zdenerwowania kopnęła pobliską szafkę i odwróciła się do Snape`a.
- Robiłam to dla was. Dla ciebie! - syknęła przez zęby.
Nie rozumiała, dlaczego znalazła się w takiej sytuacji. Chciała dobrze, zawsze chciała, żeby wszystko szło zgodnie z planem. Myślała, że pomoże Severusowi i oszczędzi im kilku zmartwień z przybyciem ich przyjaciół. A fakt, że nie zawołała Nott, zamykał się w igraszkach młodego Malfoya i Camelii.
- Gdybyś myślała o mnie, poszłabyś do swojej sypialni i tam spędziła całą noc - oznajmił nonszalanckim tonem.
- I myślałeś, że to takie łatwe! Wywieźliście mnie do jakiegoś domu. Zostawiliście mnie tam z myślą, ze jestem beznadziejna w walce, a następnie chciałeś, żebym poszła spać? - zapytała z ironią.
Snape odetchnął. Nie chciał podnosić głosu, ale ona go do tego zmuszała. Nie dość, że nieźle się natrudził wmawiając kilka nieistniejących faktów Tomowi, a potem Narcyzie, to jeszcze Lily obwiniała, go o to, że ją zostawił we Francji.
- Chciałem, żebyś była bezpieczna! Malfoy`owi nie zależało na bezpieczeństwie Rosier, chciał ją, bo jest dobra w walce - krzyknął na cały głos, a następnie zakrył swoje usta dłonią.
- Severusie, myślisz, że teraz przekupisz mnie kłamstwami? - machnęła teatralnie ręką, czując, ze zdobywa nad nim przewagę.
- Słyszałam rozmowę, twoją i Lucjusza - uściśliła. - Dawno temu… Wiem, dlaczego Rosier została włączona do planu, a ja nie - wykrztusiła.
- To nie ma znaczenia - rzucił.
- Wstydziłeś się mnie! Nie powiedziałeś, że mnie kochasz. Nie powiedziałeś, że masz zamiar mnie poślubić - wypominała, coraz intensywniej ocierając swoje policzki z łez.
- Nie cofnę czasu - wyszeptał.
- On ją kochał - warknęła i uderzyła pięścią o swoje kolano. - Kocha ją i ich dziecko - wymamrotała, naciągając rękawy szaty, by zasłonić zaczerwienione dłonie.
Severus wstał i spojrzał z góry na Greengrass. Zmarszczył brwi i rzucił jedno z tych groźnych spojrzeń, które było charakterystycznym gestem, za jego kadencji w Hogwarcie. Spojrzał na siebie w lustrze. Poprawił swoją szatę, dopiął wszystkie guziki i zaczesał włosy do tyłu.
- I co z tego? - zapytał, jakby nigdy nic.
- Okłamywałeś mnie, okłamywałeś! Wcale nie chciałeś ze mną ślubu - krzyknęła.
- Nie, nie chciałem - wyszeptał.
- A więc, czego pragnąłeś? - chciała się z nim zrównać, ale zachwiała się i upadła do jego stóp.
- Żebyś trafiła tutaj ze mną i zrozumiała, że nigdy cię nie kochałem - oznajmił i przeniósł wzrok na drzwi. - Jest gotowa do przeniesienia.
- Jaki poziom? - zapytał tajemniczy mężczyzna.
- Sala zdrajców - wyszeptał Severus pod nosem i zaczął nucić swoją ulubioną piosenkę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Śro 21:17, 24 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
Chochlik Przyszła pani Malfoy
|
Wysłany:
Czw 9:54, 25 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 615 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)
|
Lia wstrzymała oddech, kiedy poczuła na policzku dotyk ust Narcyzy. Słowa kobiety podbudowały ją, miała czystą krew! Kiedy Malfoy odsunęła się od niej, Camelia zerknęła na chłopaka. Usta miał zaciśnięte i uważnie śledził ruchy swojej matki.
- Znała pani moją matkę? - wyszeptał cicho dziewczyna.
- Mów mi Narcyza, kochanie, zostaniemy przecież rodziną! - mówiąc to zerknęła na swojego syna, za nią zrobiła to Lia. Policzki chłopaka delikatnie zarumieniły się. Nott uśmiechnęła się do niego smutno. Lucjusz Malfoy z pewnością nie dopuści nawet do ich zaręczyn. - Znałam, wszyscy ją znaliśmy! - zawołała okrążając parę. Dziewczyna zadrżała, nie wiedziała czego może się spodziewać po tej kobiecie. Teraz była miła, chciała z nimi rozmawiać, ale przecież kilka minut temu bez mrugnięcia okiem, zabiła pięciu mężczyzn.
- Potrafiła owinąć w okół swojego palca każdego. Potrafiła załatwić wszystko tak, by nikt się o tym nie dowiedział. Była doskonałą aktorką! - zawołała. - Ty też nią jesteś - szepnęła po chwili, biorąc między palce, kosmyk włosów dziewczyny. Lia zadrżała, ta kobieta nie mogła jej aż tak dobrze znać!
- Matko - szepnął Draco, nie wiedząc do czego może prowadzić ta rozmowa. Puścił dłoń Lii, nie wiedział kiedy ich dłonie splotły się ze sobą.
- Synu przecież tylko rozmawiamy - zaśmiała się. - Nie bój się, nie zrobię jej krzywdy! - zawołała, śmiejąc się histerycznie. - Za dobra krew by ją po prostu zabić!
Nott głośno wciągnęła powietrze i cofnęła się o krok. Kobieta nagle wskazała różdżką na jej głowę, a włosy znowu przybrały naturalny kolor.
- O wiele lepiej – mruknęła Narcyza. - Prawda Draco?
Wymamrotał coś niezrozumiałego pod nosem i zerknął na dziewczynę. Powrót do brązowych włosów, był dobrą decyzją. Jeśli było to możliwe, wyglądała bardziej kobieco niż w blondzie.
- Prawda – szepnął, nie chcąc denerwować matki.
- Prawie idealnie – westchnęła kobieta i ponownie machnęła różdżką. Tym razem błękitna sukienka dziewczyny, zmieniła się w długą, czarną elegancką kreację, podobną do tej którą miała na sobie Narcyza.
- Czemu to robisz? - zapytał chłopak, patrząc na swoją matkę. Nie wiedział dlaczego ingeruje w wygląd Nott, obawiał się, że będzie chciała by dziewczyna została śmierciożercą. Kobieta nie odpowiedziała mu, podeszła bliżej brunetki i zmieniła kolor jej wstążki na czerwony. Wyglądała jak osoba, która niezwykle dobrze się bawi. Chwilę później zawołała skrzata i rozkazała mu coś po cichu. Draco zerknął na Lię. Uśmiechała się w normalny dla siebie, ironiczny sposób, chłopakowi ulżyło, miał nadzieję, że chwilę załamania ma już za sobą.
- Usiądź kochanie – poprosiła Narcyza Nott, wskazując jej fotel. Dziewczyna wiedziała, że nie ma wyboru i musi posłuchać kobiety. Wykonując jej polecenia, nie narazi siebie i Dracona na jej gniew. - Powinnaś podkreślać usta czerwoną szminką – mówiąc to wyjęła, z kuferka przyniesionego przez skrzata, kosmetyk i pomalowała nim usta dziewczyny. Przez chwilę stali w ciszy, a Narcyza malowała Nott. Marzyła o spotkaniu z nią, odkąd dowiedziała, się, że jest córką tak silnej osoby. Czuła, że ma niesamowitą moc, która wpasowywała się idealnie w jej nowe szeregi. Na razie wiedziała jednak, że musi zdobyć jej zaufanie, zdobywając to zyska i ją i Dracona, była pewna, że chłopak nie zostawi ukochanej sam na sam z nią. Nie teraz kiedy widział co zrobiła.
Poza tym miała jedyną możliwość, by poczuć jak to jest mieć córkę. Zawsze marzyła, o tym, że będzie mogła ją malować na uroczyste bale, czesać jej pukle.
- Cudownie – rzuciła kiedy skończyła i przywołała gestem ręki Dracona bliżej siebie. Chłopak nieśmiało podszedł bliżej. Nowy makijaż był bardziej kobiecy, niż ten który zawsze widział na twarzy Nott.
Zanim zdążył się zorientować matka zacisnęła dłoń na jego nadgarstku i tak samo złapała Camelię. Z głuchym trzaskiem, deportowała się z nimi do swojej kwatery głównej.
Lucjusz rozejrzał się po pomieszczeniu. Utrzymane było w podobnej kolorystyce co korytarz. Ściany były oklejone czarną tapetą, w niewielkie czerwone wzory. Okna zasłaniały ciężkie bordowe zasłony, nie wpuszczające do sypialni światła słonecznego. Łóżko stojące naprzeciw nich, okrywała czarna tkanina, a czerwone poduszki leżały na nim i na podłodze. Zerknął na drewnianą toaletkę, stał na niej rząd kosmetyków i szkatułki z biżuterią. Ogromna szafa zajmowała jedną ze ścian, a stojące obok lustro wyglądało, jakby przechodziło z pokolenia na pokolenie.
- Nie zamierzam się dzielić moją intymnością i smutkiem – powtórzyła, chcąc by mężczyzna przestał rozglądać się po jej sypialni. Nikt oprócz niego nie widział tego pomieszczenia. Czuła się tak, jakby z butami wszedł do jej prywatnego sanktuarium, burząc jego wewnętrzny spokój.
- Nie dzieląc się nimi, zamykasz się w nich i nie chcesz o nich zapomnieć – szepnął odsuwając się od kobiety.
- Nie masz prawa tak mówisz – warknęła. Chciała jak najszybciej wyprowadzić Lucjusza ze swojego piętra, tak by nie mógł zobaczyć innych pokoi i dalszej części korytarza.
- Marietto – westchnął. - To wszystko nakazuje ci żyć wraz z wspomnieniami o straconych dzieciach i niepowodzeniach w czasach młodości – szepnął.
- Nie prawda – rzuciła, to była jej decyzja, to ona chciała tak urządzić swoje otoczenie. Reszta domu mogła pokazywać dobrobyt, w jakim się obracała, ale jej prywatne komnaty odzwierciedlały jej osobowość i odczucia.
- Nie zaprzeczaj – poprosił. - Oboje wiemy jak to wygląda.
- Nic nie wiesz, Lucjuszu – rzuciła zimno. - Zmieniłam się przez ostatnie dwadzieścia lat.
- Również się zmieniłem – przyznał. - Zmieniły nas okoliczności, z którymi musieliśmy się zmierzyć.
- Skończymy tę rozmowę – rzuciła nagle. Nie miała zamiaru rozmawiać o tym z Lucjuszem. Nie chciała wracać do lat, kiedy opłakiwała swoich bliskich i dzieci.
- Dlaczego chowasz się? - zapytał zbijając ją z pantałyku.
- Nie chowam się, Lucjuszu – powiedziała, siadając na łóżku. Mężczyzna opadł na taboret stojący przy toaletce, wiedział, że kobieta zaciska dłoń na różdżce, była gotowa chronić swoją prywatność, tak jak lwica, chroni swoje dzieci.
- Owszem, robisz to Marietto – mruknął. - Otaczasz się czarnymi barwami, przy drzwiach do sypialni powiesiłaś tabliczki z imionami swoich nienarodzonych dzieci, twoja sypialnia od lat nie widziała promieni słońca – wymieniał. - Upierasz się, że robisz to dlatego, że nie chcesz dzielić się z nikim swoim smutkiem – dokończył. Kobieta gwałtownie wstała z łóżka i szybkim, nerwowym krokiem podeszła do niego.
- Nie masz prawa tak mówić! Nie chciałam ci pokazywać tego piętra, powinieneś uszanować moją decyzję! - krzyknęła. Mężczyzna milczał, czekając na dalszą część wypowiedzi kobiety. - Nie dzielę się tym, to moje wspomnienia – szepnęła, nagle zmieniając ton głosu.
- Podziel się nimi, Marietto – poprosił. - I przestań nimi żyć.
Kobieta odwróciła się do niego plecami. Malfoy nie mógł tego od niej wymagać. Nikt nie miał prawa tego od niej żądać.
- Nie – warknęła. - Będę żyła tak jak mi się będzie podobało – rzuciła.
Lily nie chciała wierzyć w słowa mężczyzny. Kochał ją! Prosił ją o rękę, wzięli ślub w tym miejscu, a teraz... a teraz wplątał ją w tą chorą sytuację i wyparł się tego wszystkiego. Nie mogła już płakać, kiedy przenoszono ją do sali zdrajców. Severus szedł przed nią i dalej nucił marsz weselny, doprowadzając tym kobietę do furii.
- Skoro mnie nie kochasz, dlaczego było ci smutno kiedy nie zobaczyłeś obrączki na moim palcu? - rzuciła kiedy już znalazła się w odpowiedniej celi, a Snape zaciskał na jej nadgarstkach kajdany. Mężczyzna unikał jej wzroku, znowu był podwójnym agentem, ryzykował nie tylko swoje życie, ale też życie kobiety, którą poją za żonę. Zaklął pod nosem. Nigdy nie był dobym aktorem, to jego znajomość oklumencji sprawiała, że potrafił zataić pewne fakty przed Dumbledorem i Voldemortem. Choć wiedział, że kobiece brakuje biegłości w tym, rozpoznawała nawet najdelikatniejszą zmianę tonu jego głosu.
- Odpowiedz mi – rzuciła, opadając na podłogę i opierając się plecami o ścianę. Było jej już wszystko obojętne, mężczyznę, którego kochała całe swoje życie, oszukał ją, a ona dala się nabrać. To było gorsze, niż to, że wydała położenie Malfoya i Rosier. Severus podszedł do niej i kucną przed nią. Nie mógł jej powiedzieć, dlaczego tak się zachowuje, kobieta miała za długi język i zanim zdążyłaby się zorientować wyśpiewałaby wszystko. Mimo tego, ujął jej twarz w dłonie i przez chwilę patrzył jej w oczy. Chwilę później nachylił się nad nią i pocałował ją delikatnie. Wyszedł szybko z pomieszczenia, nie mówiąc nawet słowa. Walczył z sobą, obracając obrączkę na palcu, kiedy to wszystko się skończy wyjaśni jej i będzie błagał o wybaczenie, licząc, że kobieta zrozumie jego motywację i złość. Liczył, że zanim to się stanie i on wybaczy jej, podanie wszystkich informacji Narcyzie. Miał nadzieję, że kobieta nie zastała ich w niewielkim domku w Szwajcarii, mieli niewielkie szanse by z nią wygrać. Odkąd Malfoy przejęła pozycję Voldemorta stała się niezwykle biegła w czarnej magii i walce. Bez mrugnięcia oka zabijała i torturowała podwałdnych, którzy dopuścili się wykroczenia. Ludzie pożądali jej i jednakowo mocno bali się jej złości, byli jak marionetki w jej rękach, gotowi umrzeć byle by tylko ona żyła.
Lily tymczasem siedziała sama w ogromnej sali, a chłód przedostawał się do jej ciała. Dalej czuła na ustach, wargi Severusa. Nie wiedziała, dlaczego to zrobił. Nie chciał odpowiedzieć na jej pytanie, wyszedł z pomieszczenia bez słowa, zostawiając ją w ciemności. Greengras nie miała różdżki, a siłą nie dałaby rady uwolnić nadgarstki z ciężkich kajdan. Wyprostowała nogi i po chwili jedną z nich zgięła. Westchnęła głośno, zastanawiając się co teraz się z nią stanie. Czy kiedy wróci Narcyza, zakończy jej żałosny żywot, czy zrobi to Snape, kiedy postanowi wrócić do tej dziwnej sali.
- Jest tu kto? - zawołała cicho, chciała wiedzieć, czy ktoś dzieli jej los.
Znieruchomiała, kiedy usłyszała odpowiedź, dochodzącą z drugiego końca pomieszczenia.
Weny Ciss!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Czw 11:08, 25 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
Narcissa Malfoy Administrator
|
Wysłany:
Czw 12:22, 25 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 983 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!
|
Lia stanąwszy koło Narcyzy, poprawiła się i uśmiechnęła do Dracona. Próbowała mu posłać spojrzenie, które pytało „ co mam robić?”, lecz każdy rzut oka, był łapany przez panią Malfoy.
Od razu, po przybyciu do kwatery głównej, całą trójkę otoczyła armia służących Narcyzy. Kobieta machnęła teatralnie dłonią, odsyłając straże na swoje pozycje. Sama zaś zaprowadziła Lię i swojego syna do wielkiej Sali, gdzie pozwoliła im usiąść przy swoim tronie.
- Draco - szepnęła nagle Camelia, zgarniając go na bok. Pani Malfoy pozwoliła im na krótką pogawędkę.
- Trzy minuty - odrzekła zimno, po czym została otoczona przez swoich ludzi, którzy pytali ją o podróż i bezpieczeństwo. Kobieta kazała oddać rodzinom ciała poległych mężczyzn, którzy zginęli w drewnianym domku, a następnie poprosiła o herbatę dla niej i młodzieży.
- Możemy uciec? - zapytała cicho Nott, choć z jednej strony chciała zostać. To, że matka Dracona zainteresowała się jej osobą, było dla niej nie małym zaszczytem, lecz z drugiego strony drżała o swoje życie.
- To moja matka - odparował Malfoy i uśmiechnął się do Narcyzy. Również drżał przed jej mocami i siłą, ale pomimo tego, była nadal kobietą, która go urodziła i wychowała.
- Draco - pisnęła Lia i nagle wszystkie zmartwienia sprzed kilku godzin straciły na ważności. - Boję się - mruknęła.
Pani Malfoy badawczo przyjrzała się Cameli.
- Wyjść!!! - krzyknęła i nakazał swoim sługom opuścić pomieszczenie.
Nott wyprostowała się i oblizała swoje czerwone usta. Założyła kilka włosów za ucho i usiadła na miejscu wskazanym przez Narcyzę. Odwróciła wzrok i wlepiła go w chłopaka, który najwidoczniej bardzo się cieszył z obecności matki.
W myślach próbowała postawić się na jego miejscu. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jej matka nie żyje, a gdyby dowiedziała się, że jest przywódczynią jakiegoś ruchu? Gdyby pewnego dnia ją spotkała, a ona okazała się być w stosunku do niej uprzejma i ciepła?
Przez umysł Lii, przeplatało się wiele myśli, które przeczyły sobie nawzajem.
- Kochanie, dobrze się czujesz? - zapytała Camelię, przywołując ją tym samym do rzeczywistości.
Draco zaśmiał się na widok, jej rozkojarzonej twarzy.
- Tak, tak, dziękuję - oświadczyła panna Nott.
Pani Malfoy przeniosła wzrok na Dracona i tym razem uśmiechnęła się szeroko.
- Jak twój ojciec? - zapytała wyniośle i napisała się herbaty.
Młody Malfoy przełknął ślinę i skrzywił się. Najpierw był ciekawy reakcji Lii, ale kiedy zauważył, że dziewczyna zwiesiła głowę, on lekko nią potrząsnął.
- Chyba dobrze - odpowiedział w końcu. Jego wzrok ponownie powędrował na Lię, która wyglądała bardzo kobieco. W duchu był wdzięczny matce, że pozwoliła Camelii odkryć w sobie damę, pełną uroku i namiętności. Z każdym ruchem jej warg, Draco zamierał w miejscu, podążając za jej ruchami.
- Dosyć tych słodkości - przerwała nagle Narcyza. Wstała energicznie i obeszła stół, w podobny sposób, jak kiedyś zrobił to Voldemort. Malfoy zamarł pamiętając tę okropną scenę, kiedy jego ojciec stracił różdżkę.
- Chciałam wam ogłosić pewną nowinę - rzuciła i pokłonił się Camelii. - Jako dziedziczka krwi Morgany le Fay usiądziesz na tronie - wyjaśniła i zaśmiała się głośno. - Razem ze mną. I oczywiście zachowamy Dracona przy sobie - uściśliła, obdarowując młodą kobietę kilkoma błyskotkami i insygniami władzy.
Lia znalazła się w sytuacji bez wyjścia.
Lucjusz zwiesił głowę i oddalił się od kobiety. Był Malfoyem, nie rezygnował, nie mógł tego zrobić, ale postanowił nie męczyć kobiety. Widział w jej oczach, że była zmęczona całym tym zamieszaniem, nie tylko z powodu dziecka, ale również Narcyzy. Jego wzrok ponownie powędrował do okien, które były szczelnie zasłonięte zasłonami. Machnął teatralnie ręką i odwrócił się twarzą do Rosier.
- Nie spocznę - odparł zawzięcie i wyszedł na korytarz. Rozejrzał się i otworzył ostatnie drzwi, które prowadziły do lewego skrzydła.
- Twoja gra cię zwiedzie - krzyknęła za nim, ale on już jej nie słyszał.
Za pomocą czarów otwarł drzwi i rozgościł się. Wszedł do kolejnego pokoju i rozszerzył oczy ze zdziwienia. To była pracownia Marietty, w której pisała raporty dla Ministerstwa. Ten pokój był inny, ściany przepełniała purpura i fiolet.
Skrzywił się na widok tak przesadnie dobranych kolorów. W korytarzu i w sypialni Rosier gościła czerń, zaś te pomieszczenie krzyczało „ moją właścicielką jest dwunastolatka”.
- Malfoy! - warknęła, kiedy zauważyła Lucjusza, stojącego koło biurka.
- Nie rozumiem… To wnętrze… - kontynuował.
- To jest mój świat - rzekła przesadnie. - To są moje zmarłe dzieci i moje życie, które od początku nie miało sensu - wytłumaczyła. - Więc bądź tak uprzejmy i odejdź - zripostowała chłodno, wskazując mu drogę do drzwi wyjściowych.
- Marietto nie zachowuj się jak właścicielka tego pokoju - mówił ze śmiechem, przypominając sobie te róże.
- To miał być pokój dla mojej pierwszej córki! - krzyknęła i zakryła twarz dłońmi. - Lucjuszu, wyjdź zanim będę żałowała tego co powiem - przyznała.
Malfoy ojcowskim gestem ujął jej dłoń, lecz ona przerwała uścisk.
- Przemyślę to - zamknął dyskusję.
Marietta obróciła się na pięcie i zamknęła różdżką wszystkie pokoje. Klasnęła w dłonie i zeszła do salonu. Kazała skrzatom przemalować drugie piętro, włączając sypialnię i jej pracownię. Malfoy z uznaniem pokręcił głową.
- Nie robię tego dla ciebie - zagarnęła, szukając czegoś w szufladzie.
- Nie jesteś świadoma - rzucił. - Ale jestem ci naprawdę wdzięczny.
Marietta spojrzała na niego. Była szczerze przejęta jego słowami.
- Powinnam porozmawiać z Camelią - wyszeptała, kiedy Lucjusz do niej podszedł.
- Najpierw powinnaś zmienić swoje nastawienie - syknął do jej ucha.
- Musi się dowiedzieć wszystkich szczegółów, nie powiedziałam jej jeszcze kim była jej prawdziwa matka. Powinna zdawać sobie sprawę ze swojego brzemienia, bo jeśli… - ucięła.
- Nie pomyślałem. Narcyza potrzebuje jej, potrzebuje jej krwi do…
- Powiedz, że się mylę - mruknęła.
- Nie wiem do czego jest teraz zdolna, nie widziałem jej - powiedział. Wyrwał z rąk Rosier coś, co kobieta wyciągnęła z zapieczętowanego pudełka.
- Jeśli to dostanie się w niepowołane ręce…
- To insygnium Le Fay? - szepnął, chcąc zachować dyskretność.
- Nie tylko - wytłumaczyła i zadrżała z przerażenie. Chciała dokończyć swoją opowieść o zawartości pudełka, ale w ich salonie pojawił się patronus Narcyzy.
- Zabiję dzieci, jeśli nie zobaczę was do północy - zagroził chłodny, kobiecy głos.
Lily zjechała po ścianie przysłuchując się tajemniczemu głosowi. Nie wiedziała skąd, ale ta barwa głosu była jej znana.
- Kim jesteś? - zapytała przerażona, a potem zakryła usta dłonią. Zapomniała, że miała się nie odzywać.
Rozczarowała nie tylko siebie, ale i Severusa. Zdradziła kryjówkę jej przyjaciół, a sama zapłaciła za to aresztem w Sali Zdrajców. Wstała, próbując wyczuć ścianę. Oparła plecy o cegły i mruknęła coś do siebie. Jej oczy powoli przyzwyczajały się do ciemności, lecz pomimo tego, nadal nie widziała za wiele.
- Odejdź od ściany - nakazał tajemniczy baryton.
Lily odskoczyła. Szybko ściągnęła swój żakiet, żeby nie czuć wilgoci.
- Dlaczego? - szepnęła cicho, unikając niezręcznych pytań i odpowiedzi. Tym razem nie pozwoliłaby wydać niczego.
- Ci, którzy są obciążeni wyrzutami sumienia, obsuwają się po ścianie załamani swoimi czynami. To czarna magia… Bardzo czarna, wyłapuje ludzkie uczucia i wtedy znikasz! Puf, zapadasz się - wytłumaczył mężczyzna, stojący naprzeciwko Greengrass.
Odetchnęła z ulgą i dziękowała mu w duchu. Gdyby nie on, pewnie już by jej tu nie było. Sama pod ciężarem swoich myśli, chciała się oprzeć i przemyśleć wiele spraw.
Dłonią przetarła swoje spocone czoło i odgarnęła włosy z twarzy.
- Umierasz? - zapytała, kiedy zdała sobie sprawę, że ten człowiek musiał widzieć wielu ludzi znikających w ścianach.
- Prawdopodobnie. Panna Black pozwoliła sobie…
- Panna Black? - zapytała pośpiesznie Lily i czuła, że język znowu jej się rozwiązuje.
Słyszała jak mężczyzna przydeptuje z nogi na nogę. Czuła jego niemiarowe oddechy i widziała gwałtowne ruchy.
- Nowa mistrzyni śmierciożerców - wytłumaczył i wtedy Lily przypomniała sobie panieńskie nazwisko Narcyzy.
- Ale skąd pan…?
- Uczyłem ją przez siedem lat, kiedy jeszcze była uczennicą w Hogwarcie - uściślił i rozmarzył się. - Najlepsza w swoim roczniku, Klub Ślimaka - odparł.
- Profesor Slughorn? - zapytała Lily.
Do nauczycieli uczących w Hogwarcie, nawet po latach, zawsze zwracano się z tym samym tytułem. Kiedy Greengrass była w piątej klasie, również należała do Klubu Ślimaka.
- Moje dziecko, w tych lochach, jestem tylko starym Slughnornem - wytłumaczył, pociągając nosem.
Kobieta próbowała mu coś powiedzieć, ale żadne słowo nie chciało jej przejść przez gardło. Nie dość, że bała się odezwać i ponownie narazić na gniew Narcyzy, to obecność Slughnorna ją przytłaczała.
- Dlaczego nie uczy pan w Hogwarcie? - to był pierwsze pytanie, które nasunęło jej się na myśl.
- Nasz drogi Severus zajął to stanowisko - zaśmiał się cicho. - Jak kilka innych - wytłumaczył.
Snape uczy kilku przedmiotów, krzyczała w myślach.
- Znowu jest dyrektorem? - zapytała.
- Nie, moje drogie dziecko. Naucza eliksirów, czarnej magii, ponieważ zlikwidowano Obronę przed Czarną Magią, zaklęć i uroków - wytłumaczył. - O dziwo panna Black ma kontakty w Ministerstwie, pozwalają jej na wszystko.
- Skąd pan wie…
- Te ściany nie tylko mają uszy - zaznaczył. - Potrafią też mówić -wyszeptał do Lily i usiadł na wilgotnej posadzce.
Weny Olu
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Czw 13:30, 25 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
Chochlik Przyszła pani Malfoy
|
Wysłany:
Czw 17:44, 25 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 615 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)
|
Narcyza wróciła na swoje miejsce i stanęła przy stole. Patrzyła jak Lia nieśmiało bierze do ręki ciężki srebrny wisior należący do Morgany. Zdobyła go zabijając kilka lat temu jej siostrę matki Cameli.
- Wybaczcie muszę was zostawić na chwilę – odezwała się nagle kobieta i wyszła z pomieszczenia zostawiając młodych samych. Nott upiła łyk herbaty i wróciła do oglądania biżuterii. Widziała, że jest bardzo droga i co więcej, kiedy brała do ręki którąkolwiek z rzeczy, czuła jej delikatne drganie.
- Draco, weź to do ręki – poprosiła podając chłopakowi wisior. Malfoy bez słowa przyjął wziął biżuterię, nie rozumiejąc o co chodzi.
- O co chodzi? – zapytał oddając kamień. Nie wiedział o co chodzi dziewczynie, a poza tym był nadal lekko zdezorientowany słowami matki. Nigdy nie myślał, że Camelia może być przodkiem Morgany la Fay. Tej kobiety, o której uczyli się na Historii Magii.
- Mam wrażenie, że drga w moich rękach – szepnęła, spuszczając wzrok. Może tylko to sobie wyobraziła? Draco chciał coś jej powiedzieć, ale Narcyza wróciła do pomieszczenia i usiadła na krześle obok dziewczyny.
- To są pamiątki po Morganie – powiedziała, wskazując na każdą z rzeczy. – Wreszcie wróciły do swojej prawowitej właścicielki. Jednak w większości to bezużyteczna biżuteria – zaśmiała się wskazując na wisior i kilka bransolet. – Choć zapewne drgają w twoich dłoniach, wyczuwają krew le Fay.
Dziewczyna uśmiechnęła się na te słowa, nie wydawało jej się! Zerknęła na Dracona i zauważyła, że on przygląda się jej. Mrugnęła do niego, co nie uszło uwadze Narcyzy. Malfoy wzięła do ręki niewielki wisiorek i pokazała go dziewczynie.
- To jedno z dwóch insygniów Morgany – szepnęła, podniecona tym co pokazuje dziewczynie. Lia otworzyła szerzej oczy, znała tą ozdobę z obrazów.
- Drugie to pierścień – powiedział nagle Draco, a jego matka potaknęła mu szybko.
- Owszem. Rosier powinna ci go dać – rzuciła Narcyza, zerkając na ręce dziewczyny.
Lia zgarbiła się nieznacznie i spuściła głowę.
- Wybacz, ale dopiero teraz dowiedziałam się z kim jestem spokrewniona – powiedziała cicho, spoglądając Malfoy w oczy.
- To komplikuje sytuacje – powiedziała kobieta. Teraz kobieta zrozumiała, dlaczego dziewczyna była tak zaabsorbowana jej słowami. – Rosier nie raczyła ci powiedzieć jakie masz korzenie? – zadrwiła. Dziewczyna spojrzała na nią zimnym spojrzeniem, może ciotka okłamywała ją przez całe życie, ale nadal była osobą, która zaopiekowała się nią.
- Widocznie miała w tym jakiś cel – rzuciła odważnie. Czuła, że jest silniejsza od kobiety, że ma lepszą krew i większe możliwości nawet jeśli nie zdawała sobie z tego sprawy. Narcyza spojrzała na nią zaskoczona, przyzwyczaiła się do potulnych odpowiedzi, a to głosu dziewczyny z pewnością do takich nie należał.
- Lia – szepnął chłopak, mając nadzieję, że to sprawi, że dziewczyna się opamięta. Wiedział, że stąpają po krawędzi i jeśli zdenerwują Narcyzę ich los będzie stał pod znakiem zapytanie.
- Spokojnie, Draco – rzuciła kobieta, nachylając się nad dziewczyną.
Marietta spojrzała na Malfoya i przycisnęła dłoń do ust.
- Znalazła ich – szepnęła, zaciskając drugą dłoń na materiale swojej sukienki.
- Ktoś wydał ich miejsce położenia – rzucił wściekle mężczyzna i zaczął zastanawiać się, kto mógł postąpić tak nie rozważnie i wydać Narcyzie miejsce kryjówki dzieci.
-Greengras – warknęła nagle Rosier, uzmysławiając sobie, kto mógł to zrobić. Jedyne co ją pocieszało to fakt, że kobieta nie zabije Cameli, dopóki będzie jej potrzebowała.
- Mogłem się tego spodziewać – westchnął Lucjusz. – Trzeba było ją zabrać ze sobą – burknął.
- Wolałeś zabrać mnie – rzuciła Marietta, próbując się zastanowić, co powinni teraz zrobić.
- Jesteś sprawniejsza w walce niż ona – przypomniał. Kobieta musiała mu przyznać rację. Od dziecka uczyła się korzystania z czarnej magii, a w walce dorównywała mężczyzną.
- Myślałam, że jest mądrzejsza – mruknęła kobieta. – Ale teraz musimy się zastanowić, co powinniśmy zrobić.
Lucjusz zaczął spacerować po salonie, a Marietta wodziła za nim wzrokiem.
- Możesz usiąść? – warknęła po kilkunastu minutach. – Tracimy czas!
- Narcyza nie zabije dzieci – oznajmił w końcu. – Camelia będzie potrzebna jej do zyskania większej mocy, przynajmniej do momentu, w którym zdobędzie jej krew.
- Nie wiesz jak mogła się zmienić przez te miesiące – powiedziała kobieta, biorąc na kolana pudełko, w którym znajdowało się insygnium Le Fay. Delikatnie wyjęła z niego niewielki pierścionek z ciemnozielonym kamieniem.
- Nigdy nie myślałem, że go zobaczę – szepnął Lucjusz siadając obok kobiety. Był zaintrygowany obecnością tajemniczego przedmiotu, po którym słuch zaginął wiele lat temu, a większość czarodziejów myślało, że to tylko legenda. Marietta przez chwilę obracała w rękach pierścionek, zastanawiając się jak powinna przekazać dziewczynie informację o niesamowitym brzemieniu jakie na sobie nosiła.
- Ja też, dopóki nie przekazało mi go Anna – szepnęła, wspominając ostatnią rozmowę ze swoją ukochana siostrą. – Bez naszyjnika, nie jest tak silny ja wtedy kiedy miała go Morgana.
Lucjusz powoli skinął głową.
- Możesz założyć go na rękę? – zapytał nagle, spoglądając kobiecie w oczy.
- Nie – zaśmiała się. – Może go założyć kobieta, w której płynie krew tej czarownicy – wyjaśniła, jakby tłumaczyła coś małemu dziecku.
- W takim razie będziemy musieli go przetransportować w inny sposób do kwatery Narcyzy – mruknął Lucjusz.
- Nie chciałam jej w takich okolicznościach mówić o jej obowiązkach – westchnęła kobieta i wyciągnęła z szuflady paczkę papierosów. Uśmiechnęła się lekko na ich widok.
- Nie będziesz miał nic przeciwko? – zapytała, ale zanim mężczyzna zdążył odpowiedzieć, wyciągnęła papierosa z paczki i końcem różdżki zapaliła go. Wciągnęła dym i przymknęła oczy. Brakowało jej tego już od kilku dni, ale dopiero teraz miała okazję zdobyć paczkę.
Próbowała odnaleźć wzrokiem profesora, ale mimo tego, że jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności, nie mogła go znaleźć.
- Gdzie pan jest, profesorze? – zapytała cicho, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Tutaj jestem – usłyszała głos, zaraz przy sobie i podskoczyła zaskoczona bliskością mężczyzny.
- Myślałam, że jest pan dalej – szepnęła, wstydząc się swojej reakcji.
- Przepraszam jeśli cię przestraszyłem – westchnął Slughorn, siadając przy swojej byłej uczennicy.
- Nic się nie stało – mruknęła. – Długo już to pan jest? – zapytała, zastanawiając się ile czasu ona będzie musiała tu spędzić.
- Od lipca, po Wojnie o Hogwart – powiedział, prostując nogi. – Dużo czasu już minęło? – zapytał. – Człowiek traci poczucie czasu, kiedy nie wie ile go upłynęło – westchnął.
- Od wojny minęło dziewięć miesięcy – powiedziała. – Nikt nie spodziewał się tak szybkiego powrotu mrocznych sił.
- Owszem, ministerstwo zapewne jeszcze nie wyszkoliło kolejnej grupy aurorów, która mogłaby zająć miejsca tych, którzy umarli – odpowiedział jej Horacy. – Ledwo ludzie naprawili poniesione szkody po jednej wojnie, a szykuje się kolejna.
Lily przyznała mi rację i przez chwilę siedzieli w ciszy.
- Jak to możliwe, że te ściany mówią? – zapytała cicho, przypominając sobie o słowach profesora.
- Kiedy człowiek zasypia ściany zaczynają mówić, wypominają mu to o czym chciałby zapomnieć. Kiedy zasypia, jest jeszcze gorzej – powiedział.
- To okropne – wyszeptała kobieta, obawiając się pierwszej nocy, kiedy ściany zaczną wypominać jej to co zrobiła.
- Nie martw się, moja droga, można się przyzwyczaić. Zawsze mówią to samo – powiedział. – Czasami mówią też o tym co się dzieje za murami domu.
Lily skinęła powoli głową i oparła ją na kolanach. Chociaż nie była sama, w tej beznadziejnej sytuacji. Ruda straciła poczucie czasu, nie nosiła zegarka, a w pomieszczeniu nie było okien, przez które mogłoby wpadać światło słoneczne.
Nagle otworzyły się drzwi i ktoś wszedł do środka. W pierwszej chwili oślepiło ją to, ale później spojrzała na twarz osoby. Nie znała go.
- Jedzenie – warknął rzucając im koszyk z pożywieniem i wyszedł z Sali Zdrajców.
- Och! – zawołał Slughorn. – Już zgłodniałem.
Lily skinęła głową i przyjęła swoja część paczki. Nie była głodna, wiec tylko poskubała bułkę odkładając resztę.
- Może pan zjeść, jeśli chce – szepnęła kładąc się na boku. Nie chciała zasypiać, obawiała się głosów ze ścian. Chciał przemyśleć całą tę sytuację.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Czw 19:30, 25 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
PannaSnape Puchon
|
Wysłany:
Pią 14:28, 26 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 435 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^
|
Narcyza wpatrywała się w Camelię chłodnym wzrokiem i po chwili zaśmiała się ironicznie:
- Cel? Ona nie chciała ci tego powiedzieć, ponieważ chciała ciebie chronić. Wiedziała, że ktoś zabrał pozostałe insygnia.
- Jak? – spytała się cicho Lia, a Narcyza wyprostowała się i zaczęła mówić.
- Twoja siostra została zabita przeze mnie. – powiedziała beznamiętnie.
W Cameli zaczęło wrzeć. Ta kobieta najpierw informuje ją o jej pochodzeniu, potem mówi o tym, że zasiądą razem na tronie, a teraz oznajmia, że zabiła jej siostrę! Tego było już za wiele.
Camelia gwałtownie wstała z krzesła i wykierowała swój palec w panią Malfoy.
- TY! TY! Ty jesteś… Jesteś MORDERCZYNIĄ!
- Lia… - Draco starał się ją uspokoić, ale dziewczyna odtrąciła jego pomoc.
- Zostaw mnie Malfoy! – krzyknęła a Narcyza zaczęła się głośno śmiać. Draco nie poznawał swojej matki. Była inna. Zimna, bezwzględna. Nie była już tą samą kobietą , która śpiewała mu kołysanki do snu. Zrozumiał, że tamta kobieta już nie wróci. Teraz dla niego będzie tylko wrogiem. Narcyza wyciągnęła swoją różdżkę w stronę Lii.
- Zostaw ją! – wrzasnął Draco.
- Nie martw się. Nie zabiję jej. Ciebie też nie…
- Nie potrzebuję twojej łaski! Nie jesteś już moją matką!
- Draco, Draco…
- Zostaw ją! Weźmiesz od Rosier ten pierścień i Lia nie będzie Ci już potrzebna!
- Draco… Jesteś taki sam jak ojciec. Nigdy mnie nie słuchał. Myślał, że go kocham, ale było zupełnie inaczej… Zupełnie inaczej… A Lia będzie mi potrzebna. Bez niej te przedmioty są bezużyteczne.
- I właśnie tak się stanie! Ja wychodzę! – Nott skierowała się w stronę drzwi ale nagle poczuła wielki ból.
- Curcio! - krzyknęła któryś raz z kolei Narcyza – Draco… Albo przekonasz pannę Nott, żeby tu została, albo… zginie.
- Widzę, że nie mam nic do powiedzenia…
- To mój dom.
- Ale zapytałaś mnie o zdanie.
Marietta dmuchnęła dymem w powietrze w głowie zastanawiając się co teraz zrobią.
- Lucjuszu… Musimy tam pojechać!
- Wiem. Zastanawiam się co zrobimy z tym pierścionkiem.
- Nie możemy przynieść go w tym pudełku, bo to będzie zbyt oczywiste.
- Wiem… Ale mam inny pomysł.
Malfoy wyciągnął swoją różdżkę z głową węża.
- Chyba nie zamierzasz tego transmutować? – zapytała z ironią Marietta.
- Nie. – Lucjusz chwycił główkę gada i jego jedna połowa uniosła się do góry – Włóż to tutaj.
Marietta przyjrzała się pierścionkowi.
- Myślisz, że to dobry pomysł?
- Tak. Włóż go tutaj. Będę go chronił jak oka w głowie. Przecież tu chodzi o życie mojego syna i twojej… siostry. – dokończył po krótkim wahaniu.
Rosier przygasiła papierosa i delikatnie ujęła pierścionek w palce, po czym włożyła go do główki węża. Lucjusz zamknął malutką skrytkę i spojrzał na kobietę, która wyciągnęła kolejnego papierosa i zapaliła go końcem różdżki.
- To nie grozi twojemu zdrowiu?
- Zacząłeś się o mnie martwić? – zaśmiała się ironicznie.
- Zdałem tylko pytanie.
- Nie powinno cię to obchodzić – dmuchnęła dymem papierosowym Malfoyowi w twarz – Palę, żeby zbić stres.
Lucjusz wstał i rozejrzał się po pokoju:
- Masz coś mocnego?
- Denerwujesz się. – wstała i podeszła do barku, żeby nalać Malfoyowi Ognistą Whisky. – Zauważyłam to już jakiś czas temu. Pijesz, żeby zbić stres. Dlatego ja palę.
Lucjusz wypił jednym haustem trunek i poczekał aż Marietta spali do końca papierosa, po czym ruszyli do domku w Szwajcarii.
- Na pewno nic nie zjesz? Wyglądasz marnie.
- Nie… Niech pan zje. Ja jadłam całkiem niedawno. Zanim tu trafiłam…
Horacy zaczął jeść i po chwili zwrócił się do Greengrass.
- Wydawłao mi się, czy przyprowadził cię tu Severus?
- Nie wydawało… To był on, profesorze.
- Porzućmy ten oficjalny ton. Teraz dzielimy jedną celę. Mów mi po imieniu.
- Dobrze prof…. Horacy – Lily wysiliła się na lekki uśmiech.
- Jak on na Boga przeżył? Przecież Lord Voldemort go zabił.
- To nie był Severus… To był ktoś inny tylko pod jego postacią. Wybacz Horacy, ale to dla mnie trudny temat.
- Kochasz go? – wyszeptał Slughorn.
- Słucham?
- Kochasz. Gdybyś nie kochała opowiedziałabyś mi wszystko co do joty i jeszcze nawymyślała byś Severusa od nietoperza i dupka, który zachowuje się jak jakiś dziwak. Miałem dużo doświadczeń z takimi młodymi jak ty. Uczyłem kiedyś na uczelni wyższej i tam wszystkie kobiety miały w głosie i na twarzy wypisane, że kogoś kochają.
Lily przemknęło przez głowę i teraz już nic nie ma do stracenia i może się komuś wygadać.
- Kocham go, ale ja… ja nie wiem czy on kocha mnie. Wziął ze mną ślub, a teraz, dosłownie zanim tu trafiłam, mówi mi, że mnie nie kocha… A teraz jak wychodził…
- Pocałował Cię. Widziałem. Widziałem też jego oczy. On Cię kocha Lily.
- To dlaczego mnie tu wtrącił jak jakiegoś zdrajcę?!
- Może w ten sposób chcę Cię chronić?
- To dlaczego zachowuje się jak tępy egoista?!
- A pomyślałaś, że on może nie jest po stronie Narcyzy tylko…
- … tylko znów jest podwójnym szpiegiem?
- Tak, tak…
- Nie wiem… Nie wiem czy to możliwe…. Chociaż…
Nagle drzwi otwarły się z hukiem i do celi wpadło światło. Horacy i Lily przmknęli oczy i gdy otwarli je ujrzeli pewnego mężczyznę, którego na pewno by się tu nie spodziewali.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez PannaSnape dnia Pią 15:36, 26 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
Narcissa Malfoy Administrator
|
Wysłany:
Pią 16:37, 26 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 983 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!
|
Draco stał pośrodku wielkiej Sali otoczony przez wiele krzyków i pisków wydobywających się z gardła panny Nott. Zrobił krok do przodu, po czym się zawahał. Nie mógł jej pomóc, tego zaklęcia nie dało się przerwać.
- Matko - rzucił głośno. Narcyza zerknęła na swojego syna i uśmiechnęła się delikatnie.
- Kochanie, chciałam jej tylko pokazać moją władzę - wyznała i przeniosła oczy na Camelię. - No już, możesz wstać - szepnęła i podała Lii rękę.
Dziewczyna była zdezorientowana. Nie przypominała już damy sprzed kilku minut. Jej szminka była rozmazana, włosy rozczapierzone, a jej szata była przepocona potem. Zamknęła oczy, nie chcąc by Malfoy zobaczył jej łzy. To bolało, nikt nigdy nie rzucił na nią zaklęcia Cruciatus. Słyszała o bólu tylko z opowiadań książkowych i wyznań świadków.
- Lia - szepnął Draco, odciągając Nott od swojej matki. Próbował pomóc dziewczynie, by stanęła na swoje nogi, ale Narcyza użyła tak wiele magii, że jedyne co potrafiła zrobić Camelia, to poruszać rękoma.
- Odejdź - odpowiedziała, nie chcą widzieć, ani Dracona, a tym bardziej jego matki.
Wtedy poczuła, że wielki łańcuch na jej szyi zaczyna gwałtownie drgać. Dziewczyna mimo chodem przyłożyła dłoń do swojej klatki piersiowej, a następie wykonała kilka głębszych wdechów i poczuła siłę, wielką siłę.
- Wiedziałam - odkrzyknęła pani Malfoy, gratulując sobie w myślach intuicji i wiedzy.
- Pani - zaczął pewien młodzieniec, który wszedł do pomieszczenia. Nie wiedząc czemu ukłonił się przed całą trójką.
- Co tu się dzieje? - zapytał się młody Malfoy, kiedy ów człowiek się przed nim ukłonił, a Lia odzyskała swoje siły i stanęła naprzeciwko Narcyzy.
Camelia podniosła kącki ust do siebie, ten medalion coś z nią robił. Na początku była trochę załamana, z powodu otrzymanego daru. Potem Narcyza rzuciła na nią zaklęcie. Bolało, Lia czołgała się po ziemi, a następnie poczuła wielką siłę i moc. Nigdy nie czuła czegoś tak potężnego. Wiedziała, w głębi siebie, że to bardzo czarna magia.
Nott zwiesiła głowę, próbując przyjdzie się błyskotce na szyi. Wielki kamień, świecił wieloma barwami, tak jakby starał się coś przekazać.
Nagle Draco uścisnął nadgarstek Lii, ale dziewczyna odtrąciła chłopaka, wiedząc, że nie może poczuć tego czego ona. Brunetka miała wrażenie jakby jej krew się gotowała, czuła małe pęcherzyki krążące w jej żyłach. Czuła, że z każdą kolejną minutą staje się potężniejsza, pewna siebie i bardziej kobieca.
- No, no, no - skwitowała Camelia, widząc swoje odbicie w lustrze na końcu Sali. Nie było już ani śladu po jej wielkim bólu. Jej wygląd wrócił do świetności sprzed czarnej klątwy.
- Pani - odrzekł ponownie mężczyzna.
Narcyza skinęła na znak, że może kontynuować.
- Twoje zaklęcia wykryły czarodziejów - szepnął, tak cicho, by Draco i Camelia nie słyszeli.
Lia i tak nie przejmowała się jego słowami, była zaabsorbowana sobą, swoimi korzeniami i tym, czego jest zdolna dokonać. Draco patrzył raz na swoją matkę, raz na Lię i nie potrafił zdecydować, która ma nad nim większą władzę.
- Gdzie?
- W Szwajcarii, moja pani. W Szwajcarii - zripostował chudy człowiek. Lia zaśmiała się do siebie, a później dołączyła do niej Narcyza.
- Moje dzieci, mniemam, że chcecie mi towarzyszyć - mruknęła pani Malfoy i złapała dwójkę za ramiona. Następnie wszyscy przenieśli się na łąkę pokrytą śniegiem, rozciągającą się przed drewnianym domkiem.
Marietta szybko się wyprostowała i stanęła wewnątrz swojego kominka. Nabrała do garści proszku i chciała krzyknąć, docelowe miejsce.
- Poczekaj na mnie - warknął Malfoy, wciskając się obok niej. Rosier wywróciła teatralnie oczyma i spojrzała na dość szerokie szaty Lucjusza. Postanowiła nie odpowiadać na jego zaczepkę.
Ponownie zabrała proszku, lecz tym razem więcej niż poprzednio. Następnie rzuciła tym o swoje nogi.
- DOMEK W SZWAJCARII - krzyknęła, przenosząc ich oboje do małego salonu.
Lucjusz wyszedł z kominka i opadł na fotel, rozejrzał się dookoła. Na pierwszy rzut oka, czuł tu czyjąś obecność, lecz po krótkim zastanowieniu stwierdził, że wypił na dużo Whisky.
Marietta otrzepała sukienkę i mruknęła, że nienawidzi sieci Fiuu.
- Nie ma ich tu - rzuciła, stosując kilka zaklęć. Pokiwała przecząco głową i próbowała wyobrazić sobie, co by zrobiła na miejscu Lii.
- Oczywiście, że nie - dodał.
- Więc po co mnie tu ściągnąłeś? - zapytała z wyrzutem i zmrużyła oczy.
- To ty nas tu przeniosłaś - odrzekł spokojnie. - A myślę, że to nie my mamy przybyć do Narcyzy - wytłumaczył.
- Więc po co jej wiadomość?
- Chce nas zestresować - zaśmiał się. - Ale my mamy swoje sposoby na stres - dodał, wspominając słowa Rosier o papierosach i alkoholu.
Marietta warknęła cicho i usiadła naprzeciwko Lucjusza, zapalając kolejnego papierosa. Dawno tego nie robiła, więc w jej mniemaniu, musiała nadrobić to, co straciła.
- Zgaś go - krzyknął, kiedy poczuł, że dym zaczyna drapać jego gardło.
Kobieta pokiwała przecząco głową.
- To nie my mamy do niej iść? - spytała, kontynuując poprzedni wątek.
- Niee, przecież nie wiemy gdzie jest - stwierdził ponuro, prosząc wzrokiem Rosier o wyrzucenie papierosa. - Przyjdzie do nas sama - skwitował wyniośle, jakby chciał się pochwalić, że zna swoją żonę.
- To żałosne - oświadczyła. - Jak mówisz o swojej żonie - dopowiedziała, wyciągając dłoń do Lucjusza i kiwając palcem na niego. W ten sposób nakazałam mu podejść bliżej jej samej.
Malfoy zaśmiał się pod nosem i podążając za jej ruchem, podszedł do Marietty.
- Twierdzisz, że chciała nas zestresować? - zapytała, a potem się szybko poprawiła. - Czy ona cię zestresowała?
Lucjusz automatycznie kiwnął głową. Rosier nachyliła się bliżej jego twarzy. Przymknęła oczy i niemal dotykała jego czoła.
- Znam kilka sposobów na stres - wyznała bardzo cicho, przyciągając tym gestem uwagę mężczyzny. Lucjusz zachłysnął się jej oddechem, a następnie próbował ją pocałować.
- Nie o tym myślałam - szepnęła, czując, że oddech Malfoya przyspieszył.
- Pozwól mi - błagał, ale Marietta zastawała nieugięta.
Pomimo, iż wiele lat pragnęła jego i jego miłości, to nie mogła pozwolić, by straciła nad sobą panowanie. A tak się stało za pierwszym razem, kiedy ją pocałował. Już w młodości marzyła o jego pocałunkach i uściskach, nigdy nie myślała, że to może stać się rzeczywistością. Czasami kiedy była sama, nazywała go w myślach: „moje kochanie”, lecz potem otwierała oczy i wszystko znikało.
Zamknęła oczy słysząc jego głos, jej nos dotykał jego policzka, a jej ręce oplatały jego szyję.
- Kochanie - szepnęła, nie panując nad sobą. - Masz żonę - wykrztusiła.
Malfoy wypuścił powietrze z ust.
- Cudownie, że ktoś jeszcze o mnie pamięta - oznajmił zimny głos, a serce Lucjusza zaczęło walić jak oszalałe.
Slughnorn poprawił swoją przepoconą i brudną, tweedową marynarkę, a potem palcami przeczesał włosy. Podrapał się po gardle i uśmiechnął blado do mężczyzny. Lily przetarła oczy i wyszeptała coś niezrozumiałego. Następnie chwyciła się ściany, żeby się nie przewrócić.
- Za mną - warknął Snape i pokazał dwójce korytarz, który był jasno oświetlony.
Greengrass stała w miejscu. Nie miała żadnego zamiaru ruszać się ze swojego miejsca. Horacy zrobił kilka kroków i stanął za Severusem, machając kobiecie, że powinna wybrać ten wariant, który został jej narzucony.
- Lubię te salę - oznajmiła poważnie tonem nie znoszącym sprzeciwu i posłała swojemu mężowi promienny uśmiech.
Horacy zachwycił się ich widokiem.
- Zakochani - skwitował, unosząc ręce do góry, w geście błogosławieństwa.
- Chyba oszukani - zripostowała wściekle Lily i odburknęła na komentarz Snape`a. - Zostaw mnie w spokoju.
Mężczyzna nie miał zamiaru dyskutować z więźniami. Przybył w obecności kilku innych osób, więc negocjacje nie należały od niego.
- Zabrać ją siłą - odrzekł beznamiętnie do swoich znajomych i udał się do celu z Horacym na czele.
- Myślałem, że już pozwolicie mi umrzeć w tych lochach - powiedział radośnie Slughorn.
Severus zaśmiał się ponuro.
- Nie znasz Narcyzy, nigdy nie pozwoliłaby, żebyś ty…
- Ach, wiem, wiem… Severusie - zripostował, wcinając się w zdanie.
- Mam nadzieję, że nie przenosicie nas na poziom niżej - wykrzyknął i poprawił swoja marynarkę.
Snape nagle stanął i spojrzał na swojego towarzysza. Nie wiedział, skąd profesor wiedział o poziomie niższym od Sali Zdrajców.
- Gwarantuję ci, że tym razem będziesz osadzony w luksusowych warunkach - zaśmiał się pod nosem młodszy mężczyzna i na chwilę zerknął na siebie.
Lily szła w otoczeniu kilku zamaskowanych młodzieńców. Dwaj trzymali ją za ramiona, zaś trzeci szedł za nią i dźgał Greengrass różdżką w łopatki.
- Severusie - załkała Ruda, ale szybko została uciszona przez mężczyzn.
Snape przewrócił oczyma i wskazał Horacemu i Lily białą komnatę.
- Mamy się tu zatrzymać?
- Macie tu czekać na dalsze instrukcje - wyznał mistrz eliksirów. - Każda próba ucieczki będzie drogą do innej Sali. Nie tolerujemy kłamców, zdrajców i mugoli! - warknął Severus i przybliżył się do Lily.
- A tu moja droga Lily - odrzekł z ironią, a kobietę przeszły ciarki. - Mam nadzieję, że będziesz trzymać buzie na kłódkę - dokończył, po czym wyszedł z pomieszczenia.
Greegrass warknęła do Snape, ale mężczyzna ją zignorował. Ponownie zostali we dwóch. Lily załamała się i usiadła na ziemi.
- Ratuje cię - odrzekł Slughorn.
- CO? - pisnęła Greengrass, przypominając sobie ohydny wzrok Severusa.
- Tak jak już mówiłem, kocha cię - szepnął. - Widziałem to w jego oczach - zakończył, zasypiając na krześle.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Pią 17:41, 26 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
Chochlik Przyszła pani Malfoy
|
Wysłany:
Pią 21:18, 26 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 615 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)
|
Lily spojrzała na śpiącego mężczyznę i idąc za jego przykładem opadła na fotel.
- Jak mogłeś to zobaczyć, skoro ja tego nie widziałam? – szepnęła sama do siebie, myśląc, że Horacy już śpi.
- Moja droga, ty nie chcesz tego zobaczyć – zaśmiał się Slughorn, otwierając jedno oko. W końcu mógł się wyspać, bez tych okropnych jęków ze ściany. – Idź spać, bo jeśli wrócimy do Sali Zdrajców, długo go nie zaznasz – poradził i przyjął wygodniejszą pozycję. Ruda spojrzała na swoje dłonie. Westchnęła, myśląc o chwili, kiedy zdjęła z palców pierścionki. Zastanawiała się, dlaczego profesor widzi coś, czego ona nie potrafi dostrzec. Jak to możliwe, że kiedy ona widziała tylko złość i nienawiść, on dostrzegał troskę i miłość? I co z tego, że ją pocałował, nie on jeden to robił by później odjeść i powiedzieć, że to nie to czego szukał, że wydawało mu się. Poczuła, że łzy spływają jej po policzkach, tak chciała żeby stary Slughorn miał rację, tak jak doskonale wiedział jak warzy się eliksir szczęścia.
Oparła głowę na dłoni, a drugą ręką ocierała słone kropelki z twarzy. Nie mogła zasnąć, zbyt wiele emocji żyło w jej ciele. Chciała być wściekła na Severusa i nawet chwilami jej się to udawało, ale zaraz potem chciała usprawiedliwić jego zachowanie, a nawet wyznanie, że jej nie kocha. Żyła z odwzajemnionym uczuciem przez dwadzieścia lat i teoretycznie dalej powinna sobie z tą sytuacją poradzić.
Westchnęła głośno i zaczęła zastanawiać się ile czasu spędzą w tej sterylnej sali. Owszem była to miła odmiana po wilgotnych i ciemnych lochach, ale to pomieszczenie wzbudzało w niej większy strach.
Nagle usłyszała cichy szczęk zamków i ktoś wrzucił do pomieszczenia wózek z jedzeniem, taki jak ten, który jeździł po korytarzu Hogwart Express. Podniosła się z fotela i podeszła powoli do niego. Musiało już minąć wiele godzin odkąd oddała mężczyźnie swoją część. Wyciągnęła rękę po jedzenie i kiedy chciała wziąć do ręki kawałek chleba, on przeniknął przez nią i został na talerzyku. Lily zaklęła pod nosem i kopnęła wózek ze złością. Zdecydowanie bardziej wolała lochy!
Lucjusz zamarł na chwilę w tej pozycji i ocknął się dopiero wtedy, kiedy Marietta wyszeptała coś niezrozumiałego do niego. Wyprostował się i zacisnął dłoń na swojej lasce. Marietta wstała gwałtownie unosząc różdżkę w przygotowaniu. Zerknęła na swoją siostrzenicę, wyglądała jak mniejsza, ciemnowłosa kopia Narcyzy.
- Och, Rosier – westchnęła blondynka, widząc reakcję kobiety na jej przybycie. – Po co tyle nerwów? – zapytała retorycznie wzruszając ramionami. Lia chciała coś powiedzieć, ale Malfoy uciszyła ją gestem ręki.
Kobieta podeszła do swojego męża i położyła dłoń na jego policzku.
- Tęskniłam za tobą, Lucjuszu – wyszeptała czułym głosem, nagle zmieniając swoje zachowanie. Przez chwilę próbowała patrzeć mu w oczy, ale on skutecznie unikał jej spojrzenia. Bał się, że jego nienawiść do żony zacznie topnieć, kiedy zobaczy iskierki w jej oczach. Marietta widząc tą scenę, poczuła ukłucie zazdrości, widziała jak dobrze par dobrała się. Draco zerknął na Camelię, ale ta próbowała złapać kontakt wzrokowy ze swoją ciotką, nie widziała co ma robić i nie wiedziała jaką siłą dysponuje. Czuła tylko, że nowe możliwości chcą wyjść na powierzchnię i pokazać, kto tu rządzi. Poza tym drżała o swoich bliskich, nie chciała żeby komukolwiek coś się stało.
- Tęskniłam, a ty zdradziłeś mnie z tą… dziwką – Narcyza wyszeptała gorąco, uderzając swojego męża w pierś. – Oszukałeś mnie!
Humor kobiety zmieniał się niczym kalejdoskop, nie można było przyzwyczaić się do jednego zachowania, gdyż on w mgnieniu oka zmieniał się na zupełnie inny. Lucjusz przez chwilę nie wiedział jak się powinien zachować, ryzykował nie tylko swoim życiem, ale też życiem wszystkich osób w tym niewielkim domku.
- Ty mnie oszukałaś – rzucił, odsuwając się od niej. – Upozorowałaś swoją śmierć, nie mówiąc nikomu ze swoich bliskich o tym planie!
- On o tym wiedział! – warknęła odsuwając się od niego. – Miałam ci powiedzieć po wojnie! – krzyknęła. – Ale ty z niej uciekłeś – dodała po chwili słodkim głosem. – Ten plan miał wynieść naszą rodzinę na sam szczyt! – zawołała. – Rządzilibyśmy razem, ale ty zachowałeś się jak zdrajca, pociągając do tego samego naszego syna! – warknęła, zerkając na Dracona. Marietta chciała się wtrącić do rozmowy, ale choć nigdy nie miała problemów z obyciem, teraz nie wiedziała jak może to zrobić. Poza tym zabolały ją słowa kobiety.
- Matko! – powiedział cicho młody Malfoy, ojciec dał mu wybór zanim razem zniknęli z Hogwartu. Zrobił to tylko dlatego, że wiedział, że Camelia jest bezpieczna w domu. Nic nie trzymało go w murach szkoły.
- Gdybyście zostali tam do końca, teraz razem święcilibyśmy nasze triumfy. Dołączyłaby do nas panna Nott, jej siostrę niestety musiałabym zabić – zaśmiała się. Lia zadrżała na dźwięk tych słów, kochała Mariettę za to co dla niej zrobiła, poświęciła całe swoje życie żeby ją wychować. Wiedziała, że nie pozwoli jej skrzywdzić.
Rosier skrzywiła się, wiedziała po co jest jej potrzeba Lia, a jej grymas pogłębił się kiedy zobaczyła na szyi dziewczyny legendarny wisior.
- Ona nic nie wie – rzuciła nagle, wiedząc, że Narcyza wie o co jej chodzi. Ich spojrzenia skrzyżowały się.
- Nic nie wie, bo nie raczyłaś powiedzieć jej jak cenną ma krew! Ile można zrobić posiadając jej moce! – zawołała blond włosa kobieta. Camelia zerknęła na nią, czując w swoim ciele przypływ dziwnej, nie znanej jej do tej pory sile.
- Insygnia przekazuje się w wigilię dziewiętnastych urodzin – warknęła Rosier, doskonale znała zasady, według jakich miała przekazać dziewczynie pierścień i wyjaśnić jej, jej pochodzenie.
Przez twarz Narcyzy przemknął cień zdziwienia.
- Zapewne tego nie wiedziałaś, myśląc, że ona już wszystko wie i chętnie pomoże ci w twoim planie – rzuciła odważnie kobieta.
Z gardła Malfoy wydobyło się warknięcie. Od zawsze nienawidziła Marietty, a apogeum nienawiści osiągnęła, krótko po ślubie kiedy przypadkiem znalazła jej listy do Lucjusza.
- Avada… - zaczęła krzyczeć Narcyza, ale zanim skończyła Nott rozbroiła ją. Spojrzała na nią zdziwiona.
- Nie podnoś na nią różdżki– powiedziała zimno i beznamiętnie, jakby chciała oznajmić, że Hogwart Express odjeżdża o jedenastej. Dziewczyna czuła się silna i wiedziała, że tylko ona dorównuje siłą kobiecie. Wzrok wszystkich obecnych skupił się na niej.
Weny Kasiu!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Pią 22:13, 26 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
PannaSnape Puchon
|
Wysłany:
Sob 17:53, 27 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 435 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^
|
Lily usiadła w wygodnym fotelu i starała się usnąć. Trzeba było korzystać póki było. Nigdy nic nie wiadomo, czy znów nie wylądują w lochach.
Lily skuliła się w fotelu i przymknęła oczy. Przez głowę przechodziły jej w kółko słowa Horacego : „On Cię chroni”. Chroni?
To dlaczego zachowuje się jak… A jeżeli on udaje? Znowu…
Jeżeli to faktycznie ma mi pomóc?
Tak… Jasne… Zawiodłam jego zaufanie kilka razy, a teraz niby mnie chroni?
Nie zasługuje na to!
Chwilę później Lily wpadła w ramiona Orfeusza. Przespała prawie cały dzień. Ze snu wyrwał ją krzyk jakiegoś sługusa Narcyzy.
-Wstawaj! – potrząsnął jej ramię – Wstawaj!
Lily uchyliła lekko powieki.
- Na co czekasz?! – zaczął grozić jej różdżką – Wstawaj, ty…
Nagle do komnaty wszedł Severus.
- Widzę, że panna Greengrass znów się opiera…
- Greengrass? To już nie pani Snape? Nasz ślub jest nieważny?
- Nieważny, bo jesteś zdrajcą. Czarna Pani pozwoliła Ci tylko zostać z tego powodu, iż masz mi pomóc w robieniu eliksirów. Poza tym jesteś… bezużyteczna. – skończył beznamiętnie.
Lily wstała wzburzona z fotela, budząc tym samym Horacego:
- Co się dzieje? – wyjąkał patrząc nieprzytomnym wzrokiem na przybyłych.
Ruda jednak kontynuowała swoje wywody:
- Bezużyteczna? To może od razu mnie zabijesz?! Proszę bardzo. Jestem na to gotowa! Żona zabita przez bezwzględnie zimnego męża!
- Zamknij się Greengass! – wycedził Snape, jednakże w myślach karcił się za swoje zachowanie. Kochał Lily i chciał ją tylko chronić. Jednakże to miało też swoją cenę.
- Wyprowadzić ją do pracowni eliksirów! – warknął Snape.
- Nie pozwolę ci skrzywdzić mojej jedynej rodziny!
Narcyza była zdziwiona. To nie było w jej planach.
- Oddaj mi moją różdżkę! Nie wiesz do kogo się zwracasz!
- Wiem! Do kobiety, która jest słabsza siłą ode mnie!
- Lio… - Marietta chciała podejść do swojej siostry, ale ta jej przerwała.
- Nie! Sama się z nią rozprawię! Zabiła moją i twoją siostrę! Musi zapłacić za swoje czyny!
Lucjusz spojrzał na Narcyzę.
- Camelio… Zastanów się! Możemy ją najpierw zamknąć w lochach, a potem…
- NIE!
Marietta ujrzała co ma na sobie Lia i wyszeptała do stojącego obok niej Lucjusza.
- Naszyjnik…
Pan Malfoy od razu wyszeptał kilka słów do Dracona i ten natychmiastowo się oddalił.
- Spokojnie… - wyszeptał do Marietty – Draco zaraz się tym zajmie.
Lia wpatrywała się szalonym wzrokiem w Narcyzę:
- To za zabójstwo mojej siostry! Curcio!
Draco wykorzystał chwilę nieuwagi dziewczyny i stanął za nią, by odpiąć jej naszyjnik. Jednak ten plan nie do końca wypalił. Lia momentalnie się obróciła. Wyglądało to tak jakby miała oczy dookoła głowy.
- Zostaw mnie!
Lucjusz wykorzystał tą chwilę i machnął różdżką krzycząc:
- Accio naszyjnik!
Po chwili miał go w ręce, a Lia leżała w ramionach Dracona na ziemi.
Narcyza próbowała wstać i sięgnąć swoją różdżkę, ale Marietta udaremniła jej ten czyn i związała ją łańcuchami. Lucjusz zwrócił się do sługusów Narcyzy:
- Teraz panem jestem tutaj ja! Wrzucić ją do lochów – krzyknął wskazując swoją laską na swoją żonę.
Narcyza spojrzała błagalnie na Lucjusza:
- Lucjuszu… Myślałam, że mnie kochasz…
- Kochałem Cię do momentu, gdy dowiedziałem się o twojej zdradzie!
- Jakiej zdradzie, przecież…
- Zdradzie tradycji rodzinnej Malfoyów. Zhańbiłaś to nazwisko! Zabrać ją! – warknął i podszedł do Marietty i Dracona, którzy siedzieli przy słabym ciele Lii.
- Przeniosę ją do jakiegoś pokoju - powiedział Draco i chwycił Lię na ręce, po czym zniknął dorosłym z oczu. Marietta usiadła na posadzce i zaczęła mruczeć pod nosem:
- Zabiję Greengass jak psa! I nawet jej Severus nie pomoże!
Nagle ujrzała jak wyżej wspomniana kobieta idzie za Severusem pod eskortom dwóch innych sługusów Narcyzy.
Weny Cissa!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez PannaSnape dnia Sob 19:03, 27 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Narcissa Malfoy Administrator
|
Wysłany:
Sob 19:47, 27 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 983 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!
|
Draco siedział na podłodze i co chwila uderzał głową o ścianę. Nie potrafił uwierzyć w to co się stało. Lia leżała w jego ramionach, pół przytomna i wykończona z powodu mocy naszyjnika.
Młody Malfoy odgarnął włosy z jej twarzy. Był pewien, że wisior odbiera Camelii siłę. Po zdjęciu ozdoby dziewczyna wyglądała jak wrak osoby.
- Lia - szepnął i próbował pomóc jej wstać. Nott zachwiała się na nogach, lecz szybko oparła się o ścianę. Draco zdążył się podnieść i ponownie zagarnąć młodą kobietę w swoje ramiona.
Kątem oka spojrzał na reakcję ojca, lecz jego postawa wskazywała na załamanie. Sam przełknął głośno ślinę i powędrował po schodach na pierwsze piętro.
Próbował ignorować szloch Camelii, nie rozumiał ani słowa, ale z kontekstu wyrwał kilka słów i był przerażony. Kiedy dotarli do korytarza, prowadzącego do kilku mniejszych sypialni, chłopak wziął dziewczynę na ręce. Jej członki wydawał się być bezwładne, jakby były pozbawione mięśni.
- Lia, co się dzieje? - zapytał, mając nadzieję, że odpowie mu na wszystkie pytania.
Niestety Nott milczała, doprowadzając Draco do szału. Malfoy tupnął nogą, starł pot z czoła, a następnie wytarł je koszulką. Oblizał wargi i zbiegł do salonu zapytać Rosier, co ten wisior zrobił Lii.
Nagle zatrzymał się i przeklął w myślach, że odważył się na ten ruch. Zobaczył swojego ojca, ojca, który płakał i wspierał się na swojej lasce. Zrobił kilka kroków do tyłu i szybko wrócił do Nott.
Obszedł łóżko kilka razy dookoła, a następnie usiadł tuż obok Camelii, chwytając jej rękę. Dziewczyna była gorąca, a kropelki potu spływały z jej ciała na prześcieradło.
Draco znalazł kilka ręczników i zaczarował je, by były nasączone zimną wodą. Wykorzystał wiedzeępraktyczną przekazaną w Hogwarcie i zrobił Camelii okład.
Wtedy Liaa zaczęła cicho pojękiwać.
- On mnie zabije - wyszeptała. - Zabije, bo zgubiłam naszyjnik - mówiła.
Draco próbował złożyć jej wszystkie słowa, aż w końcu podskoczył podekscytowany.
Lia nosiła w sobie duszę poprzedniczki insygniów. Jego matka, musiała o tym doskonale wiedzieć, dlatego potrzebowała Camelii. Narcyza była pewna, że z taką towarzyszką opanuje cały świat.
- Lia, Camelia… Jesteś Camelią - powtarzał Draco, a dziewczyna dostała drgawek.
- Draco - szepnęła i szybko zmieniła swój głos. - Spali mnie na stosie - warknęła, jakby mówiła do kogoś innego.
Młody Malfoy zestresował się, dlatego zaczął mruczeć pod nosem masę zaklęć. Miał pewność, że wypędzi demona z ciała Lii, albo, że czarna dusza dopuści Lię do głosu.
- Lia, mów do mnie - krzyknął młodzieniec, zmieniając ręczniki.
Czuł, że kilka łez gości w jego oczach. Był zdruzgotany. Nie dość, że spotkał swoją matkę, która następnie wtajemniczyła ich w swój plan. Następnie Lia dostała ozdoby i wszystko się zaczęło. Dziewczyna nie była sobą.
Draco zdjął ten wisior myśląc, że działa dla dobra Nott, lecz jak bardzo się pomylił.
- Draco, potrzebuję pierścienia - pisnęła Lia, a Malfoy przytulił do siebie Nott. Doskonale wiedział, że to w niczym nie pomoże, ale to była jedyne rzecz, którą mógł zrobić.
- Jakiego pierścienia? - zapytał, całując jej dłoń.
- One mówią, że pomoże - wychlipała i znowu zawarczała jak stara wiedźma. - Ona jest moja! - krzyknął głos nie należący do Nott.
Draco spochmurniał.
- Lia jest moja - dodał odważnie i czekał na reakcję Nott.
- Głupi chłopcze - odchrząknęła Camelia, a jej klatka piersiowa uniosła się wysoko. - Ciało dziewczyny jest moje!
Lucjusz odprowadzał Severusa wzrokiem. Nie wiedział co on robi w jego drewnianym domku i to na dodatek z sługami Narcyzy. Kiedy Snape zniknął mu z oczu, Malfoy przeniósł wzrok na miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu leżała jego żona. Deportowała się bez różdżki. Wiedział, że musi być niedaleko.
- Lucjuszu - wyszeptała Marietta i chciała pomóc mężczyźnie, który jedną rękę trzymał się sofy, a drugą wspierał na lasce.
Malfoy wstał i z pustymi oczyma spojrzał na Mariettę. Kobieta rozejrzała się po salonie i kiedy była pewna, że zostali sami, objęła Lucjusza i pomogła mu usiąść.
Rosier wstrzymała oddech, kiedy zauważyła, że Lucjuszowi leci krew z nosa. Wzięła chusteczkę i szybko otarła jego twarz. Kiedy wiedziała, że to nie pomoże, zaprowadziła go do jego sypialni, która znajdowała się naprzeciwko jej.
- Co robisz? - zapytał Malfoy, widząc, że kobieta biega z jednego końca pokoju do drugiego.
- To przez ten pierścień - warknęła i wyrwała mu laskę z ręki.
- To moja różdżka - syknął, ale Marietta się tym nie przejęła.
Rzuciła laską o najdalszą ścianę w pokoju i zajęła się twarzą Malfoya. W końcu mężczyzna wstał i zerknął na siebie w lustrze. Jego cała szata i koszula były zaplamione.
Zgarbił się i podszedł do miejsca, gdzie Marietta położyła laskę. Próbował się oczyścić, ale wyglądało na to, że jego różdżka straciła moc, a sama rękojeść paliła jego rękę. Lucjusz odruchowo puścił swoją własność i nie zważając na miejsca jej upadku, wrócił do wnętrza sypialni.
Jego wzrok spoczął na Marietcie, która mruczała jakieś zaklęcia pod nosem. Następni popatrzył na ziemię i usiadł na łóżku. Nie potrafił zrozumieć tego, co stało się przed kilkoma minutami.
Zobaczył Narcyzę, pierwszy raz od czasu bitwy. Myślał, że będzie wyglądała inaczej, z powodu przygotowania do walki, ale kiedy spojrzał jej w oczy… Nie mógł uwierzyć, że dawne wspomnienia znowu odżyły.
W myślach powtarzał, że to co ich łączy to nie miłość. Wmawiał sobie, że to przyzwyczajenie i myśl posiadania wspólnego dziecka. I potem znowu wracał do początkowych rozmyślań o miłości.
- Masz - rzuciła Marietta i podała Lucjuszowi świeżą koszulę, którą znalazła w szafie.
Malfoy spojrzał na materiał i roześmiał się cicho. Następnie zerknął na Rosier, a jego uśmiech się powiększył.
- Co robisz? - zapytał, widząc, że Marietta ruszyła w stronę drzwi.
- Wychodzę - odrzekła poważnie. - Musisz się przebrać - dodała i schyliła się by podnieść różdżkę Lucjusza, znajdująca się na korytarzu.
- Zostań na chwilę - mruknął.
Marietta odwróciła się do niego, powodując lekko powiew, przymknęła nieznacznie drzwi.
Podeszła do Lucjusza i ponownie otarła jego zakrwawioną twarz. Zaczęła się zastanawiać nad zaklęciem, które mogłoby powstrzymać krwawienie.
- Spójrz na mnie - nakazał, widząc, że Roser patrzy tylko na jego krew. Kiedy Marietta spojrzała w jego oczy, przeklął w myślach. Bał się, że po tym jak zobaczył iskierki Narcyzy, nie będzie mógł przestać o tym myśleć… Ale te myśli automatycznie odparowały z jego głowy.
Lucjusz nachylił się bliżej Marietty. Zatrzymał się, dotykając swoim czołem jej brwi.
- Rozbierz mnie - mruknął śmiertelnie poważnie i przymknął swoje oczy. Kiedy nie poczuł żadnej reakcji kobiety, na swoje słowa, ponowił prośbę.
- Rozbierz mnie - szepnął, próbując złapać jej usta.
W tym samym czasie Draco słuchał uważnie Lii. Łapał każde jej najcichsze słowo i wtedy zrozumiał wskazówkę, która mówi o szepczącym i świecącym pierścieniu. Młodzieniec skulił głowę, próbując wyobrazić sobie jakąś kryjówkę, ale wtedy z korytarza doszedł cichy głos, podobny do tego, który wydostawał się z ust Lii.
- Jedynym jej ratunkiem - mówiło coś.
Malfoy wstał i rozejrzał się na korytarzu, wtedy w oko wpadł mu mały, metalowy przedmiot leżący obok… różdżki jego ojca.
Draco szybko doskoczył do pierścienia i sam nie mógł uwierzyć w zbieg okoliczności. Zauważył, że ozdoba różdżki otworzyła się czując, że Lia potrzebuje pomocy.
Kiedy Malfoy dziękował w duchu, że uratował Nott, usłyszał zza przymkniętych drzwi głos swego ojca.
- Rozbierz mnie - szepnął Lucjusz Malfoy, a Draco znieruchomiał, ściskając pierścionek w ręku. Młodzieniec wstał i chciał się oddalić, ale usłyszał to po raz kolejny:
- Rozbierz mnie - zabrzmiał zrozpaczony i zdesperowany głos jego ojca.
Lily otworzyła szeroko oczy, widząc, że już nie znajdują się w Kwaterze Głównej. Snape deportował ich do drewnianego domku, a potem przeniósł do jakiegoś ciemnego pomieszczenia znajdującego się w skale.
- Gdzie idziemy? - zapytała przerażona.
Jeden z towarzyszy Severusa, zamknął jej usta zaklęciem, a Snape zwiesił głowę. Nie podobało mu się to udawanie. Znowu, tak samo jak poprzednio odgrywał rolę podwójnego agenta. Tym razem było ciężej, ponieważ był starszy. Nie potrafił wymyślać tak dobrych wymówek i planów jak poprzednio.
- Milcz - wyszeptał Severus, oświetlając pomieszczenie setkami świeć, w różnych kolorach.
Następnie dwaj mężczyźni ukłonili się przed mistrzem eliksirów i zniknęli.
Greegrass tupnęła nogą, chcąc coś skwitować, lecz nadal nie mogła poruszać ustami. Nagle Severus popatrzył na nią i kazał wypić jej jakiś eliksir.
- Severusie - pisnęła. - Mów do mnie. Powiedz mi co się dzieje - błagała, oczarowana mocą eliksiru.
Nigdy nie warzyła czegoś podobnego.
- A co mam ci powiedzieć? - zapytał retorycznie i wręczył jej jakąś rozpiskę dla Narcyzy. - Masz to wykonać do świtu słońca.
Po chwili machnął płaszczem oddalając się ciemnym korytarzem.
- Gdzie idziesz? - warknęła za nim.
- Wracam do siebie - dodał niewzruszony tonem i płaczem kobiety.
- Myślałam, że będziemy współpracować, jak przed laty - wyznała. Była rozczarowana tym, że Snape nie potrafi na nią spojrzeć. A kiedy już wysilił się i zerknął w jej oczy, jego spojrzenie było nasycone odrazą i obrzydzeniem.
- Nie wracaj do przeszłości - mruknął i wręczył jej do ręki małą fiolkę.
Lily odruchowo przeczytała napis i oddała ją Severusowi. Nie miała zamiaru warzyć tego eliksiru, nie po tym co się z nimi stało. Nie po tym, kim stał się Severus.
- Nie wracaj - szepnęła Greengrass do siebie i oburzona rzuciła się na mężczyznę. - Ja nie mam już przyszłości. Została mi tylko przeszłość - załkała, ściskając czarną szatę mistrza eliksirów.
Severus złapał jej nadgarstki i popchnął do przeciwległej ściany.
- Zachowuj się jak dorosła kobieta - wymamrotał.
Lily nie dawał za wygraną, przygryzła dolną wargę i szykowała kolejny atak na Snape`a. Tym razem on był szybszy. Zrobił kilka kroków w jej stronę. Położył dłoń na jej policzku, a drugą ręką dotknął jej ramienia. Spojrzał jej w oczy, jakby chciał powiedzieć jej o całym swoim planie.
Kobieta go nie zrozumiała.
- Czego chcesz? - zapłakała, czując przyspieszony oddech mężczyzny.
Sewerus jej nie odpowiedział, ujął jej dłoń i pocałował. Następnie odwrócił się na pięcie i wyszedł bez słowa. Greegrass otarła łzy i spojrzała na swoją dłoń, w której Snape pozostawił małą kartkę pergaminu z wiadomością dla niej.
Weny Olu
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Sob 20:47, 27 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
Chochlik Przyszła pani Malfoy
|
Wysłany:
Sob 22:03, 27 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 615 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)
|
Marietta zamarła słysząc słowa mężczyzny. Obawiała się, że znowu dojdzie między nimi do aktu pocieszenia, na który nie była gotowa. Poza tym Draco mógł potrzebować ich pomocy w każdej chwili.
- Rozbierz mnie – szepnął ponowie, próbując ją pocałować. Kobieta zacisnęła dłonie na materiale jego koszuli.
- Lucjuszu – chciała go upomnieć, ale mężczyzna, nadal powtarzał swoje słowa.
Gdzieś podświadomie pragnęła jego bliskości, dotyku, lecz jej umysł starał się zwalczyć tę potrzebę.
- Proszę – rzucił rozpaczliwe, ujmując jej twarz w dłonie. - Marietto – szepnął, patrząc jej prosto w oczy. Rosier unikała jego spojrzenia, nie chciała widzieć jego determinacji. Zagryzła wargi zastanawiając się, co powinna zrobić. Zdjęła dłonie
Malfoya ze swojej twarzy i odsunęła się.
- Nie mogę – rzuciła odwracając się tyłem do blondyna. Wiedziała, że jeśli jeszcze raz ponowi swoją prośbę, ulegnie mu. Nie mogła tego zrobić, nie teraz kiedy Narcyza jest w pobliżu, a dzieci dwie ściany dalej. Mężczyzna spojrzał na nią, a następnie na drzwi. Zauważył jakiś ruch za nimi.
Ktoś jest na korytarzu – rzucił nagle przyciszonym głosem. Kobieta zerknęła na niego, a później podążyła za jego wzrokiem.
- Może to któreś z dzieci – mruknęła, zastanawiając się ile któreś z nich mogło wyłapać z ich rozmowy. Podeszła do drzwi i pchnęła je lekko, żeby otworzyły się szerzej. Rozejrzała się na boki i kiedy nikogo nie zauważyła wyszła na korytarz.
- Przebierz się – poprosiła, zamykając za sobą drzwi. Oparła się o ścianę i przymknęła oczy. Westchnęła głośno i uśmiechnęła lekko. Obawiała się, że kiedy Lucjusz zobaczy swoją żonę, zapomni uczuciach jakie do niej żywi, że odżyją jego uczucia do kobiety, z którą spędził prawie dwadzieścia lat. Widziała, że tak się nie stało.
Z zamyślenia wyrwał ją odgłos otwieranych drzwi. Otworzyła oczy i odepchnęła się od ściany.
- Myślałem, że zeszłaś do kuchni – powiedział cicho mężczyzna, podnosząc z ziemi swoją laskę. Zastukał nią kilka razy w podłogę, wywołując tym samym na twarzy kobiety uśmiech.
- Zostałam tutaj – odezwała się wzruszając ramionami. Lujusz uśmiechnął pod nosem, wiedział, że uśmiech rzadko gościł na twarzy Rosier.
- Wejdziesz? - zapytał, przesuwając się tak by zrobić jej przejście w drzwiach.
Marietta zerknęła na niego i pokręciła głową.
- Już późno – wyjaśniła, chcąc odszukać kolejnej, wolnej sypialni.
- Tutaj są tylko trzy sypialnie – oznajmił Lucjusz, przypominając sobie, że zapomniał o tym wcześniej powiedzieć kobiecie. Rosier zerknęła na niego, nie wiedząc dlaczego jej to mówi.
- Chyba nie uważasz, że Lia i Draco powinni spędzić noc we wspólnej sypialni – zaśmiał się.
- Mogę spać w salonie – rzuciła, przeklinając się w myślach. Nigdy nie spała na kanapie i nie zamierzała tego zmieniać.
- Nie wygłupiaj się, Marietto! - zawołał Malfoy i wciągnął ją do sypialni.
Draco przez chwilę stał w bezruchu w korytarzu, ocknął się dopiero wtedy, kiedy do jego uszu doszedł cichy jęk dziewczyny. Zapominając się, zrobił gwałtowny ruch i z pierścionkiem w garści, wrócił do pokoju, w którym leżała Lia. Zamknął ze sobą drzwi i zerknął na dziewczynę. Ręcznik, który położył ja jej czole, leżał na ziemi, wzrok miała błędny, a palce wszczepiła w pościel. Podszedł do niej pośpiesznie i spróbował wziąć jej dłoń do ręki.
- Nie dotykaj mnie – warknęła Camelia nie swoim głosem, wyrywając swoją dłoń. Szeptała coś w amoku, ale Draco nie mógł rozróżnić pojedynczych słów wypływających z jej ust.
- Daj sobie pomóc – szepnął biorąc jej dłoń. Dziewczyna szarpała się, ale on miał więcej siły.
- Nie chcę! - krzyczała, rzucając się na łóżku, Malfoy obawiał się, że zrobi sobie sama krzywdę. Nie czekając na jej kolejny ruch, wsunął na jej palec pierścionek.
Odłożył jej rękę na łóżko i położył zimny kompres na czole. Kucnął tak, by móc patrzeć na jej twarz. Miał nadzieję, ze założenie ozdoby ulży Nott.
Brunetka skuliła się na łóżku i przez chwilę słyszał tylko jej ciężki oddech.
- Lia – szepnął, chciał mieć pewność, że już wszystko w porządku. Wyciągnął dłoń by przesunąć kosmyki z jej twarzy, ale ona nie pozwoliła mu. Złapała jego dłoń w swoją, czuł jej słaby uścisk.
- Nigdy więcej – powiedziała cicho, drugą ręką odciągając włosy z buzi. Czuła się jak szmaciana lalka, bez siły by ruszyć się choć o centymetr.
- Obiecuję – rzucił, siadając na łóżku obok dziewczyny. Patrzył na Lię i nie widział już w niej kobiety, którą była kilka godzin temu, teraz wyglądała na zagubioną, jakby do końca wiedziała co się z nią działo.
- Dziękuję – szepnęła, wskazując na swoją rękę. Chłopak uśmiechnął się delikatnie i pocałował jej dłoń. W pierwszej chwili myślał, że dziewczyna wyrwie swoją dłoń, albo chociaż skrzywi się, ale nie zrobiła niczego takiego, jedynie idąc za jego śladem uśmiechnęła się słabo.
- Przyjemność po mojej stronie – mruknął. Nie chciał się przyznać przed Camelią, jak bardzo mu ulżyło, kiedy w końcu dziewczyna zaczęła się zachowywać tak jak ona.
- Jesteśmy bezpieczni? - wymamrotała nagle, sennym głosem. Draco wiedział, że sen jest najlepszym sposobem na regenerację sił i wiedział, że właśnie tego potrzebuje dziewczyna.
- Jesteśmy w Szwajcarii – wyjaśnił. - Twoja ciotka i mój ojciec są z nami – powiedział, myśląc, że to uspokoi Camelię.
- Dobrze – szepnęła i dodała coś, ale tak cicho, że chłopak nic nie usłyszał. Widział, że dziewczyna przesuwa się na łóżku. Nachylił się nad nią i pocałował ją w czoło.
- Zostaniesz ze mną? - zapytała otwierając oczy. - Możesz położyć się przy mnie – powiedziała cicho. Draco zawahał się, wiedział, że jeśli jego ojciec lub Rosier znajdzie go w sypialni Lii, oboje będą mieli problem.
- Nie sądzę... - zaczął, ale dziewczyna mu przerwała.
- Proszę – mruknęła. - Jutro wszystko wraca do normy, Draco – dodała, a chłopak zaśmiał się. Nie musiał długo czekać na powrót Lii.
- Oczywiście – westchnął, kładąc się obok dziewczyny. Zanim zdążył zareagować, Camelia oparła głowę o jego tors, a on otoczył ją ramieniem, przyciskając ją bliżej siebie. I co z tego, że jutro znowu mieli prowadzić swoją dziwną grę, skoro teraz było mu tak... dobrze. Mógł znosić każdą zabawę Lii, byle by później czekała go taka nagroda.
Czuła, że serce zaczyna jej szybciej bić, ale wiedziała, że nie może zacząć czytać wiadomości, kiedy obserwują ją pionki Narcyzy. Podeszła do stołu i rozprostowała przepis na eliksir, a na nim delikatnie ułożyła skrawek pergaminy od Severusa. Wstrzymała powietrze, widząc notatkę zapisaną niedbałym pismem Snape. Rozejrzała się, udając, że szuka jakiegoś składnika i zaczęła czytać. Z każdym kolejnym zdaniem otwierała szerzej oczy i czuła, że brakuje jej tchu. Severus napisał jej jak może się stąd wydostać, a eliksir, który miała uwarzyć miał zmylić osoby, pełniące przy niej straż. Chciała zacząć skakać i tańczyć z radości, Slughorn miał rację!
- Co tak stoisz? - warknął nagle jeden z mężczyzn. Kobieta spojrzała na niego odważnie. Teraz kiedy dostała wiadomość od ukochanego, była wstanie przenosić góry.
- Planuję prace – rzuciła i nachyliła się nad kociołkiem, przy okazji zerkając na przepis eliksiru. Złapała gwałtownie powietrze, zerkając na listę składników. Nie znała tego eliksiru, ale wiedziała, że musi zrobić wszystko, by dobrze go uwarzyć. Jeśli wszystko pójdzie po jej myśli, jutro o tej porze będzie już bezpieczna we Francji, albo Szwajcarii. O ile oczywiście pozwolą jej się do siebie przyłączyć.
Przez kolejne kilka godzin Lily w pocie czoła, kroiła, siekała i wyciskała sok ze składników, dodając je w odpowiedniej kolejności i mieszając według wskazówek. Zwykle kierowała się własną intuicją przy ważeniu, jednak tym razem wiedziała, że musi zrobić wszystko tak jak zapisano na karce. Otarła pot z czoła, uważając żaden włos nie wpadł do wywaru.
Uśmiechnęła się radośnie, kiedy zobaczyła, że eliksir przyjmuje odpowiedni, szarawy kolor. Zerknęła na strażników, uśmiechając się do nich promiennie. Chwilę później postawiła kociołek na krawędzi stołu, przeklinając w myślach, że wybrała ten złoty, i wylała całą zawartość na podłogę. Tak jak Severus napisał wskazówce, pomieszczenie zaczął wypełniać duszący, ciemny dym. Szybko złapała swoją różdżkę i świstki pergaminu i pobiegła w stronę wschodniej ściany. Nacisnęła duży czerwony kamień, a ten skrzypnął cicho i ukazał jej niewielki korytarz. Wbiegła do niego, oglądając się za siebie. Ściany zasklepiły się i była pewna, że nikt nie podąży za nią. Pisnęła cicho, ciesząc się, że udało jej się wydostać i pobiegła przed siebie ile sił w nogach. Severus mial na nią czekać przy końcu kamiennego korytarza.
Weny Kasiu!
Przepraszam, że ostatni fragment jest krótszy, ale chciałam dzisiaj wstawić całość, a nie dam rady już więcej napisać.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Sob 23:36, 27 Sie 2011, w całości zmieniany 3 razy |
|
|
Narcissa Malfoy Administrator
|
Wysłany:
Nie 16:04, 28 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 983 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!
|
Kiedy obydwoje leżeli w łóżku, zapominając o kolejnych grach i wyzwaniach czekających kolejnego dnia, Draco podniósł się gwałtownie i rozejrzał po ciemnym pokoju. Lia chrapnęła coś cicho i przyciągnęła Malfoya do siebie, oczekując, że wróci do poprzedniej pozycji.
- Ciii - skwitował chłopak, kładąc jej palec na usta.
W całym domku panowała cisza. Co jakiś czas było słychać strzelanie ognia i ciche szepty dochodzące zza ściany. Draco za każdym razem się mrużył, ukrywając to przez Lią, lecz doskonale zdawał sobie sprawę o co chodzi. Przypomniał sobie słowa swojego ojca, kiedy schylał się po pierścionek.
- Draco? - zapytała Nott, zmartwiona stanem chłopaka. Malfoy miał nieobecny wzrok, a jego pięści zacisnęły się na sukience Camelii.
- Chodzi o to, że… - zaczął i kilka krotnie otworzył usta, by kontynuować. W końcu zrezygnował i machnął teatralnie ręką.
- Nieważne - dodał pośpiesznie, jakby jego odpowiedź zależała od jego życia.
Lia uśmiechnęła się blado, nadal wykończona zmianą nastroju wisiora i wtuliła się w Malfoya, który mruczał jej jakieś słowa do ucha.
Nott odpowiadała mu krótkimi zdaniami, czując, że powoli odpływa do innego świata. Obraz pokoju i Dracona został zastąpiony przez kolorowe pejzaże jej wyobraźni. Lia widziała jakąś starą kobietę, która przyciszonym głosem opowiadała jej o tajemnicach posiadanych przez nią insygniów. Nott była zaciekawiona opowieścią, dlatego usiadła na kamieniu i w skupieniu słuchała wszystkiego, co chciała jej przekazać starsza pani. Lecz nagle, stało się coś dziwnego. Kobieta podeszła do urwiska i zrzuciła się z niego, krzycząc w niebo głosy.
- Lia! - krzyknął Draco, ściskając Camelię. Starł z jej czoła kolejną porcję potu, po czym sięgnął po zimny ręcznik.
- W porządku - szepnęła, obawiając się, że Malfoy może to pomylić z kolejną klątwą jakiejś ozdoby. - To tylko sen - dokończyła na jednym wdechu.
Draco podziękował w duchu, że z dziewczyną wszystko w porządku. Spojrzał na nią i doszedł do wniosku, że wróciły jej poprzednie siły.
Nachylił się szybko i pocałował Lię w usta. Zrobił to tak gwałtownie i niespodziewania, że Camelia ledwo zarejestrowała jego ruch. Jęknęła obraźliwie i zażądała powtórki.
Malfoy wykonał jej polecenie.
- Jutro wszystko wraca do normy - wykrztusiła szybko. - Nie ma nas, Malfoy. Zrozumiano? - wyszeptała i kiedy Draco kiwnął głową, zaśmiała się na głos.
Mógł zrobić wszystko, by choć chwile przedłużyć ich wspólne minuty. Dziewczyna zamknęła oczy i ponownie zachichotała. Dobrze wiedziała, dlaczego Draco się zgodził na jej prośbę. Sama zrobiła by to, bez żadnego komentarza. Ostatnio obudziła się w niej kochająca i pożądają kobieta. Większość czasu traktowała Dracona z górki, wiedząc, że ma nad nim przewagę. Lecz chłopak nie zdawał sobie sprawy, że tak naprawdę Lia nie ma żadnego prowadzenia w ich grze. Nott zrobiłaby wszystko, by być blisko jego.
- Oczywiście - zagrzmiał głośno, by po chwili żałować swoich słów.
Z hukiem do ich sypialni wszedł Lucjusz Malfoy, a zaraz za nim Rosier. Mężczyzna tupnął swoją laską i zaświecił światła w pomieszczeniu. Marietta skarciła wzrokiem Lie, mając nadzieję, że dziewczyna ma jeszcze do niej szacunek.
- Draco, do swojej sypialni - odezwał się Lucjusz. - W tej chwili - warknął. Młody Malfoy oderwał się od Lii i spojrzał zdezorientowany na dorosłych. Nie zastali ich w jakiejś ekstremalnej sytuacji. Lia była w ubraniu, on tym bardziej, nikt się z nikim nie całował. Draco po prostu obejmował Camelię.
- My, Draco po prostu znalazł ten pierścionek - wyszeptała Nott i usiadła na łóżku pokazując wszystkich swoją dłoń.
Marietta spojrzała na Lucjusza. Dobrze jej się wydawało, że słyszała kogoś na korytarzu.
- Zobaczycie się rano - rzuciła łagodnie Rosier. - Powinnaś odpocząć, rano wyjaśnię ci… jak masz z tym postępować - skończyła, zerkając na ojca i syna.
Marietta wyszła na korytarz i usłyszała krzyk młodego Malfoya, który znajdował się zaraz za nią.
- Ojcze - warknął. - Tu są trzy sypialnie - obrócił się na pięcie i myśląc, że jedna należy do jego ojca, druga do Rosier, a trzecia do Lii. - Nie będę spał na kanapie, w salonie - gwizdnął i założył swoje ręce na piersi, robiąc przedstawienie przed Lią.
Marietta pożegnała się z Nott i obiecała, że wróci do niej z rana. Następnie kobieta dołączyła do dwójki mężczyzn.
- Możesz wziąć moją sypialnię - dodała niewzruszona i skinęła głowę w stronę Lucjusza.
Draco zachłysnął się powietrzem i pokręcił głową.
- Niemożliwe - syknął i popatrzył na ojca. Następnie powędrował do swojej ‘nowej’ sypialni i trząsnął drzwiami, zostawiając dorosłych na korytarzu.
Młody Malfoy usiadł przed drzwiami i nasłuchiwał kroków. Kiedy był pewny, że jest pusto, wymknął się z pokoju i udał do Lii. Wiedział, że nie podaruje sobie jedynej szansy, by spędzić tę noc z osobą, którą kocha.
Rosier i Malfoy wrócili w ciszy do sypialni, która mieściła się obok pokoju Lii. Domek był tak mały, że ledwo mieścił trzy pokoje na pierwszym piętrze. Marietta rozejrzała się uważnie po pomieszczeniu i zaśmiała. Sypialnie na pewno nie spełniały standardów Malfoyów. Pokój był strasznie mały, łóżka mniejsze niż te znajdujące się na dworze Lucjusza, a meble powciskane koło siebie.
Rosier pokiwała głową, nie wierząc, że przystało jej mieszkać w takich warunkach. Marietta zerknęła na Lucjusza i udała się do łazienki. Tam ściągnęła z siebie ubrania, które były na tyle brudne, że można je było spalić i nie myśleć o kolejnym ich włożeniu. Wszędzie była krew Lucjusza. Kobieta usiadła na wannie i patrzyła na siebie w lustrze. Dotknęła swojej twarzy i nie potrafiła uwierzyć, że tak bardzo się zestarzała. Nie miała już mikstury, która łagodzi objawy starzenia. Teraz wyszła na jaw jej prawdziwa twarz. Marietta dmuchnęła ze zrezygnowania i szybko przerzuciła wzrok na swoje już nie młode ręce. Nie rozumiała sensu tego świata. Większość część życia poświęcała się dla wszystkich. Najpierw robiła to dla rodziców, zdobywała najlepsze stopnie w szkole. Była dumna z tego. Potem chciała, by nazwisko Evana znaczyło coś w świecie, więc znowu zaczęła się poświęcać. Kolejnym obowiązkiem została obarczona przez swoją siostrę. Całe życie musiała walczyć z przeciwnościami.
Odwróciła wzrok i spojrzała na siebie. Nie zaznała ni krzty przyjemności i radości z bycia kobietą. Otarła twarz, zmywając z niej maskę, która ukrywała jej wiek. Załkała cicho, marząc by znów być nastolatką, by znów móc żyć pełnią życia, jak Lia i Draco.
Wykąpała cię powoli i zapominając o obecności Lucjusza, weszła do sypialni i stanęła w szoku, widząc zatroskaną minę Malfoya.
- Musiałam pomyśleć - wyszeptała, odpowiadając na jego nieme pytanie. Spojrzała na zegarek, siedziała w łazience ponad dwie godziny.
- Zastanawiałem się, czy tam jeszcze jesteś - odparł chłodno.
- A gdzie miałabym iść? - zapytała ironicznie, siadając na fotelu, tyłem do niego. Słyszała, że Lucjusz się nie poruszył, więc zapaliła papierosa i patrzyła w okno.
- Nie trzymam cię tu na siłę - dodał ponuro, jakby winił się za jej zły humor.
- Lucjuszu, bądźmy szczerzy - zaśmiała się gardłowo i zaciągnęła się dymem. - Nie mam dokąd iść - mówiła jak dama, lecz po chwili się załamała. Oparła rękę na policzku i ponownie się zaciągnęła.
Malfoy zaczął coś mówić, ale Marietta mu szybko przerwała.
- Nie mam się gdzie podziać - odrzekła smutno. - Nie mam rodziny. Jestem wdową, która została bez potomstwa, skazana na swoje towarzystwo do końca życia. Jestem starą i brzydką kobietą, która musi odgrywać głupie przedstawienia, a ty się obawiasz, że sobie pójdę - uśmiechnęła się do siebie. - Dokąd, Lucjuszu? - zapytała cicho. - Powiedz mi! - krzyknęła wciskając swoje palce w fotel.
- Przestań tak o sobie mówić - zagrzmiał surowy ton Malfoya.
- To ty przestań wierzyć w złudzenia - odburknęła. Zrównała się z nim i wskazała na swoją twarz. - Spójrz, kim teraz jestem.
- Nie wiem o czym mówisz - szepnął.
- Przestań - odparowała sarkastycznie. - Wiem, że jedyne co zmusza cię do dzielenia ze mną pokoju to litość i współczucie - wyznała. - Przyzwyczaiłam się już do gorzkiej prawdy. Jeśli chcesz możesz iść spać, ja posiedzę na fotelu. Kiedy rano wstaniesz, zdrzemnę się na chwilę - wytłumaczyła, siadając na fotelu.
- Nie rób ze mnie idioty - syknął.
- Z ciebie nigdy - mruknęła. - Byłam taka naiwna, myśląc, że można jeszcze wszystko zmienić.
- Co zmienić? - wtrącił się.
- Twoje uczucia do mnie - wyszeptała, a po chwili dodała. - Idź spać, im szybciej się wyśpisz, tym szybciej zostawisz wolne łóżko dla mnie. - poganiała.
Malfoy rzucił jej dziwne spojrzenie, oczywiście go nie widziała, ponieważ wpatrywała się z obrzydzeniem w swoje dłonie. Lucjusz odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi. Marietta popatrzyła za siebie na chwilę.
- Gdzie idziesz?
- Zostawiam ci moją sypialnię - rzekł. - Kanapa też jest wygodna - zaśmiał się do siebie. W głębi siebie, nie mógł pozwolić, by kobieta przesiedziała całą noc na starym fotelu.
- Nie bądź głupi - rzuciła. - Nie potrzebuję litości. A skoro nikt dla mnie niczego nigdy nie robił, to dlaczego masz spać w salonie? Moja duma nie ucierpi - walnęła, nie zastanawiając się nad słowami.
- Przykro mi - wyszeptał skatowany faktem, że to zawsze Marietta poświęcała się dla wszystkich, kiedy nikt dla niej nic nie robił.
- Zrobisz coś dla mnie? - szepnęła i podeszła do Lucjusza. Wyciągnęła swoją różdżkę i obróciła ją kilka razy w dłoni. Wiedziała, że różdżka Lucjusza nie nadaje się jeszcze do użytku, nadal była przesiąknięta czarną magią.
- Wszystko - odparł.
- Tym lepiej - zaśmiała się Rosier, podając Malfoyowi swoją różdżkę. - I tak wszyscy o mnie szybko zapomną.
- Więc… - zaczął Lucjusz, lecz przerwał widząc jej łzy.
- Skróć moje cierpienia… Znasz zaklęcie… - mruknęła. - Nie chcę dłużej żyć w świadomości, że mogło być lepiej. A kiedy ty na mnie patrzysz…
- Czego chcesz ode mnie? - zapytał zdruzgotany, nie znał żadnych zaklęć przeciwko cierpieniu, potrafił je tylko wywołać.
Marietta zamrugała oczami i chwyciła dłoń Lucjusza, splatając ich palce. Uśmiechnęła się blado, na wizję, jak mogła wyglądać ich młodość. Zbliżyła swoją twarz i pocałowała go wlewając w to tęsknotę, którą nosiła w sobie całe życie.
- Chcę umrzeć - szepnęła i ścisnęła jego dłoń, na znak, że jest gotowa.
Lily odskoczyła kilka kroków i odwróciła się do mężczyzn. Kiedy wiedziała już, że droga jest wolna wskoczyła na ciemny korytarz i podpierając się o ścianę, ruszyła do przodu. Potykając się kilka razy, szła dalej, marząc o spotkaniu z Severusem. Czekała na jego wyjaśnienia i na przeprosiny, które jej się należały.
Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego traktował ją tak okrutnie. Wiedziała, że znowu jest podwójnym agentem, ale to nie pociągało za sobą takich konsekwencji. Znała Snape`a i wiedziała, że przykłada się do tej roli, ale to nie oznaczało, że ma ja traktować jak pierwszą lepszą kobietę spotkaną na mugolskich osiedlu.
Z każdym kolejnym krokiem jej serca biło szybciej. Tak naprawdę nie wiedziała czego ma się spodziewać. W głowie ułożyła sobie dwa scenariusze.
Pierwszy zakładał, że uda jej się wydostać z korytarza i na samym końcu spotka Severusa. Mężczyzna przeprosi ją i wytłumaczy, dlaczego traktował ją w taki podły sposób. Następnie ona się rozpłacze, wybaczy mu i wszystko będzie w porządku. Na samym końcu Snape powie, że to już się nie powtórzy i razem deportują się do domu.
Niestety Greengrass ułożyła w głowie także wersję, która nie była już taka radosna, bynajmniej dla niej. Zakładała ona, że Lily doczołga się do końca kamiennego korytarza i nie spotka na jego końcu Severusa. Miała spotkać się ze sługusami Narcyzy i bezbronna w walce, miała zginąć na polu bitwy, nigdy więcej nie rozmawiając, ani nie widząc Severusa.
Nagle uderzyła się w twarz. Nie dość, że mistrz eliksirów pomógł jej uciec, to ona snuła w swojej głowie smętne i czarne scenariusze dotyczące jej ucieczki.
- Kocha cię - powtarzała w myślach te słowa. Potem przed oczami widziała Horacego, który potwierdza, to co mówi.
Lily uśmiechnęła się do siebie, chcą dodać sobie otuchy. Była pewna, że wojna musiała się skończyć, skoro Severus tyle zaryzykował i postanowił pomóc jej w ucieczce.
- Teraz weźmiemy ślub - szepnęła do siebie i głośno klasnęła w dłonie.
Szybko żałowała tego gestu.
Na końcu tunelu usłyszała czyjeś pantofle. Ktoś się odwrócił, słysząc klaski i szepty Greegrass. Kobieta zwolniła, dotykając plecami ściany. Teraz przesuwała się do przodu bardzo powoli. Nie mogła pozwolić wydać swojej obecności.
Nagle Lily zauważyła czyjąś sylwetkę, którą oświetlało światło księżyca. Kobieta podniesiona na duchu, energicznie ruszyła ze swojego miejsca, by zrównać się z Severusem, ale im bliżej była tajemniczej postaci, tym głośniej klęła w swoich myślach.
- Tak też się spodziewałam - zaśmiała się kobieta, podnosząc różdżkę Severusa i celując nią w Lily.
- To różdżka Sev… - zaczęła Lili, ale kobieta ją uciszyła.
Wtedy Greegrass stanęła obok Narcyzy Malfoy. Kobieta miała rozmyty makijaż, jej włosy były w nieładzie, a szata była brudna i potargana. Wyglądała jakby wróciła z jakiejś wojny.
- Tak… Mojego drogiego przyjaciela… - szepnęła. - Widzisz, straciłam swoją - odparła.
- Gdzie Severus? - zapytała Ruda, odszukując swojego narzeczonego wzrokiem.
Narcyza zaśmiała się tak głośno, że odstraszyła kilka zwierząt przechodzących koło jaskini.
- Patrz pod nogi - zawyła zdenerwowana blondyna.
Wtedy Lily popatrzyła na ziemię. Narcyza odgarnęła materiał swojej szaty i zdjęła nogę z czyjegoś torsu. Lily zapłakała, kiedy zobaczyła bladą twarz Snape`a.
- Co mu zrobiłaś? - warknęła Greegrass, lecz blondyna odsunęła się, pozwalając kobiecie podejść do ciała.
- On nie żyje - mruknęła Lily. - To już koniec - krzyknęła.
Narcyza obróciła się kilka razy wokół własnej osi. Popatrzyła z obrzydzeniem na ciało Severusa i starła krew ze swojego policzka. Pomyślała o swojej rodzinie, która jej to zrobiła, a potem cicho wyszeptała:
- Śmierć to dopiero początek, kochanie.
Weny następnej!
Kasiu mam prośbę, daj nam jakieś wskazówki, jak mamy prowadzić twoją postać, ponieważ już nie wiemy co mamy z nią robić. Nie wiemy do czego dąży ich związek etc.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Nie 18:12, 28 Sie 2011, w całości zmieniany 3 razy |
|
|
Chochlik Przyszła pani Malfoy
|
Wysłany:
Nie 20:01, 28 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 615 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)
|
Lucjusz chciał wypuścić różdżkę kobiety z ręki, ale jej uścisk uniemożliwił mu to. Patrzył jej prosto w oczy, szukając jakichkolwiek oznak, że żartuje, że nie chce tego od niego.
- Marietto – zaczął – nie zrobię tego – szepnął słabo i mocniej uścisnął jej dłoń.
- Obiecałeś – przypomniała mu. – Zrób to, Lucjuszu – błagała. Zerknęła w jego oczy, były zamglone i nieobecne.
- Proszę – powiedziała cicho. – Robiłeś to tyle razy, zrób raz jeszcze. Dla mnie.
Mężczyzna przymknął powieki, czuł łzy zbierające się w kącikach oczu. Płakał, tak jak płakała Rosier.
- Nie wymagaj tego ode mnie – zawołał cicho i chwilę później rzucił zaklęcie wyciszające na sypialnię.
- Obiecałeś – rzuciła rozpaczliwym tonem. – Tylko ty to możesz zrobić! – krzyknęła, odsuwając się od mężczyzny.
- Nie! – warknął na nią wypuszczając z ręki różdżkę. Magiczny przedmiot odbił się od ziemi i przeturlał się pod fotel.
- Po prostu to zrób! – błagała. Nie chciała już dalej żyć z myślą jak cudowne mogło być jej życie, gdyby wszystko ułożyło się inaczej. Gdyby Lucjusz nie zaręczył się z Narcyzą, a ona nie wyszła by za Rosiera. Otarła dłonią łzy z policzków i wciągnęła głośno powietrze. Spojrzała z odrazą na swoje dłonie, widać było na nich upływ lat.
- Doskonale wiesz, że trzeba chcieć zabić, żeby tego dokonać – powiedział cicho podchodząc do niej. – A ja nie potrafię zabić kobiety, którą kocham – szepnął i odgarnął włosy z jej ramienia.
Rosier zamarła w bezruchu, pierwszy raz Lucjusz powiedział jej, jakie żywi do niej uczucia.
- Nie chcę twojej litości – szepnęła. – Nie musisz kłamać, chcę tylko żebyś zrobił to, o co cię prosiłam.
Słyszała jak mężczyzna za nią zaczął szybciej oddychać i ponadto czuła, że stoi zaraz za nią.
- Nie mówię tego z litości – rzucił, kładąc dłoń na jej ramieniu.
- Kochasz Narcyzę, Lucjuszu – westchnęła odwracając się do niego twarzą. Malfoy spojrzał na jej mokrą od łez twarz, lecz kiedy chciał je obetrzeć dłonią, odtrąciła ją.
- Kochałem – poprawił. – Kobieta, którą kochałem umarła bardzo dawno temu – powiedział, uświadamiając sobie, że ich małżeństwo było oparte na złudzeniach.
- Nie można pokochać kogoś od tak – szepnęła, mając nadzieję, że wymusi na mężczyźnie wypełnienie swojej prośby.
- Znamy się jeszcze ze szkoły – przypomniał jej. – Stara miłość nie rdzewieje – mruknął, kładąc dłoń na policzku kobiety. Zdjęła ją z twarzy zaraz potem, odsuwając się od mężczyzny. Chciała być poza zasięgiem jego rąk.
- Nie prawda – rzuciła. – Po prostu mnie zabij, chcę umrzeć – poprosiła.
- Marietto – zaczął, ale kobieta przerwała mu.
- Zaopiekuj się Lią – poprosiła i podniosła z ziemi różdżkę, obróciła ją w dłoni, by po chwili wyciągnąć ją w stronę Lucjusza.
- Musisz jej wyjaśnić, jakie brzemię na niej ciąży – przypomniał Rosier, Lucjusz łapał się każdej możliwości, by odsunąć kobietę od jej prośby.
- Możesz to zrobić za mnie – powiedziała. – Nie każ mi się prosić.
Lucjusz przełknął głośno ślinę, ale nie wyciągnął ręki po różdżkę. Nie mógł tego zrobić, nie mógł stracić kolejnej kobiety, którą kocha.
- Nie, Marietto, nie zrobię tego – rzucił i szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia.
Lia wiedziała, że nie spędzi tej nocy sama. Ten jeden raz mogła być przy Malfoyu sobą, bez żadnych ograniczeń i głupich gier. Zsunęła z ramion sweterek, rozkoszując się ciepłem z niewielkiego kominka i nasłuchiwała, odgłosów rozmowy z sąsiedniego pokoju. Chciała mieć pewność, że zanim wymknie się do chłopaka, ich opiekunowie będą już spać.
Kiedy w końcu, w domku zapadła cisza, podeszła do drzwi i delikatnie uchyliła je. Stała przez chwilę w bezruchu, ściskając w garści swoją różdżkę. Chciała już wyjść na korytarz, kiedy zobaczyła, że ktoś na nim jest. Otworzyła szerzej oczy zastanawiając się, co powinna teraz zrobić.
- To tylko ja – szepnął nagle ktoś i kiedy Lia poznała głos, przesunęła się z drzwi, by zrobić przejście. Blondyn wszedł do pokoju i od razu rzucił zaklęcie wyciszając, przeklinając w myślach, że nie zrobił tego wcześniej.
- Chciałam do ciebie iść – przyznała dziewczyna, na co chłopak uśmiechnął się szerzej. Draco rozejrzał się po pomieszczeniu, a następnie zatrzymał wzrok na dziewczynie.
- Mieliśmy ten sam pomysł – zauważył i zaśmiał się nerwowo. Żadne z nich nie wiedziało jak powinno się zachować, kiedy grali wszystko wydawało się łatwiejsze. I choć oboje pragnęli swojego dotyku, ani jedno, ani drugie nie przyznałoby się do tego.
- Lia – zaczął podchodząc bliżej dziewczyny. Położył swoją dłoń na jej policzku, a ona wtuli się w nią. Drugą rękę splótł z ręką dziewczyny i przez chwilę stali w ciszy, rozkoszując się tą chwilą. Draco przybliżył usta do warg dziewczyny i czekał na jej ruch. Musnęła delikatnie jego usta, ciesząc się, że nie musi tego robić w tak wyrafinowany sposób, jak wcześniej. Chłopak jęknął w akcie protestu. Lia zaśmiała się, ale chwilę później ponownie pocałowała go.
- Skończ swoją grę, Lia – poprosił, ciągnąc dziewczynę w stronę łóżka. Nie chciał by doszło do czegoś między nimi tej nocy, wiedział jednak, że dziewczyna powinna przespać jeszcze kilka godzin.
- Nie gram – rzuciła cicho, czołgając się w głąb łóżka. Chwilę później, ponownie oparła głowę na jego torsie. Draco bawił się jej włosami, nawijając ich pukiel na palec.
- Teraz, nie – powiedział – ale jutro od początku zaczniesz swoją zabawę – rzucił.
- O co ci chodzi? – zapytała, nie wiedząc do czego pieje chłopak. Uniosła się, tak by móc patrzeć mu w oczy.
- Chodzi mi o nas – wyszeptał. Lia zamarła na moment. Chciała powiedzieć chłopakowi, co do niego czuje, ale nie potrafiła. Miała jakąś wewnętrzną blokadę, mówiącą jej, że powinna ukrywać emocje.
- Nie ma nas – warknęła dużo ostrzej niż chciała. Była wściekła na siebie, za taką reakcje. – Przepraszam – powiedziała szybko, mając nadzieję, że to naprawi jej błąd. Draco zamilkł, wpatrując się w sufit. Wypuścił z dłoni włosy dziewczyny i rozluźnił uścisk, którym przyciskał jej ciało do swojego.
- Draco, ja… - zaczęła, ale momentalnie skończyła nie wiedząc, co właściwie chce powiedzieć.
- Nie oszukuj się, Camelio – poprosił. Wiedział, że kiedy wyzna jej co czuje, reakcja z Francji może się powtórzyć, a on nie chciał jeszcze bardziej psuć atmosfery.
- Nie oszukuję – powiedziała, przeklinając go w myślach. Miało być przecież tak przyjemnie.
Lily opadła na kolana i wzięła do ręki dłoń mężczyzny. Ze zdenerwowania nie potrafiła poprawnie sprawdzić jego puls. Łzy sprawiały, że zamazywał jej się obraz, a w uszach dudnił jej śmiech Narcyzy.
- Severus myślał, że mnie przechytrzy – powiedziała cicho, szturchając nogą ciało mężczyzny. Kobieta łypnęła na nią wściekłym wzrokiem i prychnęła.
- Ale nie przewidział, że mogę wiedzieć o jego chytrym planie, bycia podwójnym agentem – mówiła powoli, bawiąc się różdżką Snape’a. – Cóż, nie tak łatwo mnie wykiwać – zaśmiała się Narcyza.
- Zabiłaś go – krzyknęła nagle Lily, kiedy po raz kolejny nie udało jej się sprawdzić pulsu ukochanego. Rozpraszały ją słowa Malfoy.
- Och nie, kochanie, jeszcze żyje – wyszeptała blondynka. – Jednak nie zostało mu wiele czasu. Śmierć to dopiero początek – powtórzyła.
Lily westchnęła cicho słysząc słowa, ulżyło jej trochę, ale była wściekła na siebie, że nie wzięła z pracowni jakiś składników, które pomogłyby jej uratować mężczyznę.
- Nie wiem o co ci chodzi – rzuciła wściekle, znad ciała Severusa.
- Och Lily, Lily… zawsze byłaś taka naiwna i łatwowierna – powiedziała kobieta, ignorując słowa Greengras. – A jednak Severus nalegał, by mieć cię w pracowni. Twierdził, że jesteś niezwykle utalentowana – mówiła. – Potrzebuję takich ludzi, potrzebuję kogoś, kto potrafi warzyć eliksiry, tak dobrze jak Snape.
Lily spojrzała na nią zafascynowanym wzrokiem. Nigdy nikt, nie powiedział jej tych słów, choć czekała na nie przez całe swoje dorosłe życie.
- Wróć ze mną do kwatery głównej – zaproponowała Narcyza, wyciągając do niej swoją dłoń.
- Co z Severusem? –zapytała. Była gotowa przyjąć propozycję kobiety, o ile uda jej się uratować go.
- Zabierzemy go ze sobą, a później mój uzdrowiciel się nim zajmie – rzuciła niedbale kobieta, machając ręką. – Jeśli będziesz chciała, będzie mógł pomóc ci w pracowni, jeśli nie… och myślę, że Sala Zdrajców, z radością go przywita – zaśmiała się.
- Będę potrzebowała pomocy – rzuciła szybko Lily, chcąc uchronić mężczyznę od lochów. Narcyza podeszła do niej i kazała złapać się za ramię, obie przytrzymywały ciało Snape’a.
Ułamek sekundy później, byli już w kwaterze głównej. Malfoy otoczyli od razu służący, pragnący dowiedzieć się co się stało i jak mogą jej pomóc. Kilu mężczyzn zabrało Severusa i zniknęli razem z nim. Narcyza widząc zakłopotane spojrzenie Lily, uśmiechnęła się do niej łagodnie.
- Zabrali go do skrzydła szpitalnego – rzuciła. Po czym skinęła i dwie kobiety podeszły do rudej. – Rosemary i Anna przygotują cię na kolację – powiedziała, odwracając się do niej plecami, by później oddalić się od niej.
- Proszę za mną – mruknęła pierwsza kobieta, otwierając przed Lily najbliższe drzwi. Kobieta weszła nieśmiało do pomieszczenia.
Chwilę później, wykąpała się w przygotowanej przez służące wodzie. Kiedy już wyszła z wody i wytarła się w ręczniki, kobieta pokazała jej dwie, czarne elegancie suknie. Podobne do tych, w których chodziła Rosier. Wybrała jedną i kiedy już ubrała się w nią, Anna zaczęła czesać jej włosy, upinając je w wymyślnego koka, a Rosemary zaczęła ją malować.
Efekt przeszedł oczekiwania Lily. Wyglądała pięknie, upięte włosy, odsłaniały jej długa szyję. Mocno podkreślone oczy sprawiały, że jej spojrzenie było tajemnicze, a jasnoczerwone usta układały się w lekko ironiczny uśmiech.
- Pani, już na panią czeka – powiedziała jedna z nich i obie skinęły delikatnie przed Lily.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Nie 21:35, 28 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|