Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Chochlik Przyszła pani Malfoy
|
Wysłany:
Śro 20:48, 10 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 615 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)
|
Kobieta siedziała w szoku, niezdolna do najmniejszego ruchu. Czuła, że jeśli zmieni położenie swojego ciała, rozsypie się na kawałki. Z trudem oddychała, jakby nagle zrobiło się niezwykle duszo w pomieszczeniu. Ostrożnie przysunęła rękę do twarzy, a drugą sięgnęła po różdżkę. Użyła zaklęcia wyciszającego i uchyliła okno. Jednak nawet większy dopływ świeżego powietrze nie sprawił, że łatwiej jej się oddychało. Poczuła, łzy spływające jej po policzkach.
Ona nie kochała Severusa jak brata, nie teraz. Kiedyś, kiedy dopiero zaczynała swoją przygodę w zastępach Czarnego Pana mogło tak być, ale teraz? Widziała w nim mężczyznę po przejściach, z kłopotami, a nawet posunęłaby się o zdanie – mężczyznę ze zniszczoną psychiką. Chciała wzbudzać u niego podobne uczucia, pragnęła podobać mu się jako kobieta, nie partnerka do pracy, lub co gorsza siostra. Słowa Severusa były jak wymierzenie jej ciosu w policzek. Żałosny szloch wydostał się z jej piersi. Łkała, zanosząc się płaczem, zdanie, które usłyszała z ust Snape’a były gorsze niż życie ze świadomością, że nie żyje. Bo w tym momencie wolała, żeby rzeczywiście tak było. Nie musiałaby tego teraz przeżywać. Najprawdopodobniej siedziałaby teraz w domu, może czytałaby książkę, albo warzyła eliksiry dla apteki, w każdym razie na pewno nie płakałaby. Zwinęła się w kłębek na łóżku, zastanawiając się czy kiedykolwiek poczuje się na tyle dobrze, żeby z niego wyjść. Wiedziała, że śmierć bliskiej osoby jest ciężka, ale teraz dowiedziała się, że kiedy ta osoba żywi innego rodzaju uczucie, czuła, że nic gorszego jeszcze jej w życiu nie spotkało.
Severus szybkim krokiem wrócił do swojego apartamentu. Czuł się podle. Gorzej niż wtedy kiedy nazwał Lily Evans szlamą. W porównaniu do tamtego wydarzenia to wydawało mu się tysiąc razy gorsze i bardziej bolesna. Nie tylko dla niego. Widział wyraz twarzy Greengras, kiedy mówił, że jest dla niego jak siostra. Ból rozdzierał jej delikatnie oblicze, nie chciał słyszeć jej szlochu, dlatego szybko wrócił do swojej sypialni. Kłamał kiedy to mówił i jednoznacznie wiedział, że tak będzie lepiej. Lepiej dla niego. Nie był przyzwyczajony do przepraszania, a tym bardziej do okazywania swoich uczuć kobiecie. Zbyt dobrze znał ich psychikę i brak logicznego myślenia, kiedy targały nimi silne emocje. Obawiał się tego u Lily. Znał ją za dobrze i wiedział, że ma dwie twarze, jedną dla przyjaciół i bliskich – miłą, uczynną, przyjacielską i drugą, która pojawiała się na jej twarzy podczas misji prowadzonych przez Voldemorta – zimna, bezwzględna, zabijała bez mrugnięcia okiem. Nie potrafił przewidzieć jej zachowania, kiedy ogarniała ją mroczna strona umysłu. Obawiał się, że właśnie teraz sieje spustoszenie w swoim pokoju.
Severus Snape nawet nie wiedział jak bardzo się myli…
Marietta nie była przyzwyczajona do pocieszania innej osoby. Jej siostrzenica, ze swoim bólem chowała się w swojej sypialni, ale nigdy nie przychodziła do niej i Rosier miała zupełną świadomość dlaczego tak się dzieje. Była w stosunku do niej zimna, nigdy nie zdobyła się na jakikolwiek gest pokazujący jej, że ją kocha. Nie potrafiła tego zrobić.
- Też nie potrafię krzyczeć na Lię – szepnęła i zamrugała szybko oczami, czując, że pod powiekami zbierają jej się łzy. – Nie potrafię jej powiedzieć ile dla mnie znacz – głos zaczynał jej się łamać, a ramiona mężczyzny mocniej przyciskały ją do niego. – Jest taka podobna do matki.
Poczuła gorące łzy spływające po policzkach i kiedy chciała je wytrzeć, Lucjusz zrobiło to za nią. Uśmiechnęła się słabo na ten gest. Już dawno nie miała komu o tym powiedzieć.
- Marietto, proszę nie! Nie nadaję się do tego! – powtórzył jej słowa, jednak wcale nie chciał żeby przestawała.
- Mówię jej jak ma się zachowywać, a sama nie jestem lepsza – szeptała nie patrząc na niego, oparła twarz o jego ramie. – Krzyczę, kiedy nie zachowuje się tak jak powinna, a później robię dokładnie to samo, co ona…
Malfoy położył jej palec na ustach.
- Robisz to dla jej dobra – powiedział, zastanawiając się czy to dobrze zabrzmiało. – Tak jak ja dla dobra, Dracona na niego krzyczę – głos mu się załamał.
Ujął w swoje dłonie twarz kobiety, zupełnie nie przeszkadzało mu, że jej włosy są w nieładzie, a makijaż rozmazany.
- Robimy to dla ich dobra, Marietto – powiedział cicho. Przysunął się bliżej niej i dodał – Mogę…?
Zabrzmiało to głupio, ale Rosier była mu wdzięczna za to pytanie, dzięki temu czuła, że w jakimś stopniu panuje nad sytuacją. Skinęła delikatnie głową i dała się pocałować Lucjuszowi. Od tak dawna nie czuła przy sobie mężczyzny, do którego czuła coś więcej niż pociąg seksualny. Potrzebowała Malfoya, tak jak on potrzebował jej.
- Pozwól mi, dzisiaj… – szeptał, ale kobieta nie zwracała na to uwagi, była wstanie zgodzić się na wszystko.
Z każdą chwilą ich pocałunki stawały się silniejsze, bardziej czułe. Nie rzucali się na siebie jak banda napalonych nastolatków, napawali się tą chwilą, ciesząc się z bliskości drugiej osoby. Marietta wplotła palce we włosy Lucjusza rozpuściła je.
- Dzisiaj możesz wszystko, Lucjuszu – szepnęła. Ich ciała splotły się w namiętnym tańcu. Teraz istniała dla nich tylko ta chwila, chcieli zapomnieć o bolesnych wspomnieniach i obecnych problemach. Liczyła się tylko bliskość drugiej osoby.
Chłopak ciągnął ją za sobą przez kilaka pięter, tak że dziewczyna zupełnie straciła orientację gdzie idą. Nagle Draco otworzył jakieś drzwi i wciągnął dziewczynę do środka.
- Och… - szepnął. Odruchowo wszedł do gabinetu matki, do pomieszczenia, w którym nie był od chwili jej śmierci. Na jego twarzy zaczął malować się ogromny smutek, a Lia zrozumiała, że nie było to miejsce, do którego chciał dotrzeć. Przez chwile widziała jak zmienia się wyraz twarzy blondyna. Przez wściekłość, niedowierzanie, aż do bólu i załamania. Chwiejnym krokiem poszedł w stronę biurka i opadł na stojące przy nim krzesło. Nott szła za nim, bojąc się, że upadnie na ziemię i coś sobie zrobi. Kiedy on usiadł, ona opadła na stojącą niedaleko pufę.
- To gabinet mojej matki – szepnął słabo, a dziewczyna skinęła głową. W pomieszczeniu czuć było damska rękę. Wszystko idealnie ze sobą współgrało, w pomieszczeniu panował lekki nieład, wyglądający tak, jakby mieszkająca w nim osoba wyszła na chwilę z niego i planowała wrócić, żeby skończyć to co zaczęła.
- Może chcesz stąd wyjść? – zapytała delikatnie, jej ciotka unikała miejsc, które przypomniały jej o matce Camelii. Draco potrząsnął głową. Podobał mu się subtelny ton głosu dziewczyny, jakiego użyła w stosunku do niego, była to miła odmiana po wiejącym od niej chłodem.
- Tutaj zawsze mogłem spotkać rodziców – szepną, nie wiedząc właściwie dlaczego mówi to dziewczynie. – Matka spędzała tu całe dnie, projektując jakieś ubrania – głos mu się łamał. Nagle podniósł się, wywracając krzesło, na którym siedział. Zacisnął dłonie w pięści.
- Już nigdy nie zaprojektuje niczego, nigdy nie uśmiechnie się do mnie, nigdy nie powie, że jest ze mnie dumna – wyrzucił z siebie i zaczął nerwowo chodzić po pomieszczeniu. Lia poczuła, że zbierają jej się łzy w oczach.
- Twoja miała szansę ci to powiedzieć – szepnęła. Chłopak spojrzał na nią zaskoczony, wiedział, że straciła rodziców, ale myślał, że znała ich.
- Moja nigdy mi tego nie powie, a ze strony ciotki nie mam co liczyć na takie wyznania – dodała, ocierając łzy z policzków. – Nawet jej nie pamiętam, a ty masz wspomnienia swojej matki, kiedy spędzaliście razem czas. – Draco nie oczekiwał takich wyznań i na początku nie wiedział jak się zachować.
- Ja… nie wiedziałem – szepnął, kucając przed dziewczyną. – Nie wiedziałem, ze nie znałaś swojej matki.
- Skąd mogłeś wiedzieć – żachnęła się. – Wolałeś zaciągnąć mnie do łóżka niż dowiedzieć się czegoś o mnie – warknęła, ocierając kolejne łzy. – Także ciesz się, że znasz swoich rodziców.
- Przepraszam – szepnął nagle.
- Za co mnie przepraszasz? – zapytała, ocierając policzki chustką, którą podał jej chłopak.
- Za to co się stało w szóstej kasie. Chciałem powiedzieć, że żałuję tego co się stało – powiedział trochę gubiąc się w tym co mówi.
- Nie ty jeden – szepnęła.
- Lia, żałuję sposobu w jaki do tego doszło. Nie samego aktu.
Weny Kasieńko! Jakbyś miała jakieś problemy - pisz!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Śro 21:48, 10 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
|
PannaSnape Puchon
|
Wysłany:
Czw 15:55, 11 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 435 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^
|
„Jesteś dla mnie ja siostra”. Te słowa cały czas były w głowie Greengrass. Ale ona nie chciała być dla niego jak siostra! Chciała, by on odwzajemnił jej uczucia do niego. By ją kochał tak jak ona kocha jego. Już lepiej było jak żyła w świadomości, że umarł. Lily usiadła na łóżku i transmutowała najbliżej leżącą koło niej rzecz w chusteczkę. Obtarła swoją czerwoną twarz ze słonych łez i jednym machnięciem czarodziejskiej różdżki zmieniła na sobie ubranie. Spojrzała na stojący przy jej łóżku zegar. Było wpół do dziewiątej wieczorem. Już dawno zaczęli kolację. W sumie to nawet przez te wszystkie wydarzenia Lily odechciało się jedzenia. I jeszcze na dole miałaby spotkać Severusa. Na wspomnienie tego mężczyzny poczuła jak od oczu znów napływają jej łzy. Kobieta szybko obtarła je ręką, zarzuciła na siebie lekki sweter i wyszła z pokoju, by udać się na spacer po ogrodzie Malfoyów. Świeże powietrze najlepiej jej zrobi. Gdy w końcu przeszła plątaninę dużej ilości korytarzy, przy okazji poznając dom, znalazła się w pięknym, wielkim ogrodzie państwa Malfoyów. Wszędzie było widać doskonałą rękę sług właścicieli willi. W końcu doszła do bialej altanki, która była obtoczona czerwonymi różami. Ruda nie czekając ni chwili dłużej, weszła do środka i usiadła na ławce. Rzuciła jeszcze ostatnie spojrzenie na przechodzącego pawia i przymknęła oczy pogrążając się w myślach. Tak bardzo chciała, by Severus traktował ją inaczej.
Czy on nie widzi ile dla mnie znaczy?
I jeszcze te jego zachowanie… Nic nie potrafiła wyczytać z jego oczu, ani postawy. Był jak zagadka. Nie! Jaka tam zagadka… Był po prostu jak Enigma, do której rozszyfrowania potrzebna jest grupa naukowców! Lily od zawsze próbowała poznać Severusa takiego jakim był naprawdę. Bez tych wszystkich masek złośliwego nauczyciela, wiernego śmierciożercy…
Nigdy jej się to nie udało.
Dziewczyna była w szoku.
- Ty, ty… ty sobie żartujesz?
- Nie… Mówię to całkiem poważnie. Chciałem żeby to było w innych okolicznościach. Ale wyszło jak wyszło i jest mi z tego powodu bardzo przykro.
- Przykro? Tylko przykro? Ty mnie upiłeś i perfidnie wykorzystałeś!
- Ja nie chciałem, żeby to tak wyglądało… Chciałem…
- A pomyślałeś może czego ja chcę?
Odpowiedziało jej milczenie chłopaka.
- Nie! Oczywiście. Po co wiedzieć czego JA chcę! Najważniejsze jest to czego TY chcesz!
- Ale ja tego aktu nie żałuję, bo ty mi… - Draco chciał dokończy swoje zdanie, ale Lia mu przerwała:
- Nie żałujesz? A może byś pomyślał, że ja żałuję! Liczysz się w ogóle ze zdaniem innych? Czy wszystkich traktujesz jak popychadła?
Draco milczał. W końcu po chwili ciszy odezwał się.
- Fajnie mi się z Tobą rozmawia, jesteś inteligentna, ładna…
- Do czego ty zmierzasz? Tylko mi czasami nie mów, że ci się podobam. Tego nie przełknę. Ale jeżeli nawet to nic o mnie nie wiesz. Kompletnie nic. Jak już planowałeś zaciągnąć mnie do łóżka to trzeba byo, zanim mnie upiłeś, poznać mnie badziej.
- Wiem… To był błąd. Ale Lia… Ja chcę, żebyśmy o tym zapomnieli. Będzie teraz musieli razem współpracować, a nie się kłócić.
- Ja… - szepnęła Nott – Mi trudno jest o tym zapomnieć.
Draco podszedł do niej i spojrzał w jej oczy.
- Nie wiem… Mogę jakoś pomóc? – położył jej, swoją, rękę na ramieniu.
- Nie… Myślę, że będę musiała to sama przemyśleć. Mogę na razie wyjść.
- Tak, oczywiście.
Lia szybkim krokiem wyszła i zostawiła Dracona samego, w gabinecie jego zmarłej matki.
W sypialni pani Rosier było całkowicie cicho. Słychać było tylko tykanie zegara i nierównomierne oddechy Lucjusza i Marietty.
Żaden z nich nie potrafił się odezwać. Pani Rosier w swojej głowie własnie toczyła wielką bitwę.
Powiedziałam mu, że mnie nie zaciągnie do łóżka, że nie będę jego damą do towarzystwa…
A przyszedł, ukazał swoją słabość i padłam mu w ramiona.
Ale… Nie czułam tego co przy każdym krótkim romansie.
To nie było takie beznamiętne…
Lucjusz od dłuższego czasu przygladał się kobiecie:
- O czym myślisz?
- O… Nie. To nieważne.
- Na pewno? Wiesz, że możesz ze mną porozmawiać…
- Ja… Weim… Teraz… Ja… jak zmarł Evan… Ja napradę chciałam przyjść na ten pogrzeb, ale nie mogłam. Zawsze byłam silna, pokazywała że mi na nim nie zależy a jednak były takie dobre chwile, które z nim spędziłam. Jakbym pojawiła się na tym pogrzebie cały czas bym płakała. To nie było na moje nerwy.
- Rozumiem cię. Ja… ja z pewną trudnością znalazłem się na pogrzebie Narcyzy. Poszedłem tylko tam dlatego, że Draco mnie do tego zmusił. Byłem w totalnej rozsypce, aż… do dzisiaj.
To, że Ci się wypłakałem to nie była oznaka mojej słabości ja po prostu potrzebowałem kogoś, by porozmawiać. Kogoś takiego samego jak ja. Z doświadczeniami. Po stracie bliskiej osoby. Dziękuję Ci. Draco by mnie nie zrozumiał. Jest za młody. A ty to zrobiłaś.
- Wiem o co Ci chodzi. Sama nie miałam z kim porozmawiać, a potem jeszcze zmarła moja siostra i zostawiła mi pod opieką swoją córkę, która jest tak do niej podobna. Bardzo bym chciała opowiedzieć Camelii o jej mamie. Ale…ale nie potrafię. Nie mam jeszcze tylu sił psychicznych.
Przepraszam jeżeli coś zesułam.. Weny Ciss
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez PannaSnape dnia Czw 18:08, 11 Sie 2011, w całości zmieniany 3 razy |
|
|
Narcissa Malfoy Administrator
|
Wysłany:
Czw 20:46, 11 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 983 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!
|
Kobieta próbowała wychylić się przez jedno z okien altanki, by dosięgnąć pięknego pawia, który przechadzał się nieopodal. Jak na złość spłoszone zwierze, zaczęło wydawać z siebie dziwne dźwięki, strasząc Lily.
Greengrass nie myśląc dłużej, rozejrzała się i udała się w inna stronę ogrodu. Było już ciemno, jedyne co widziała, to marmurowe kamienie, którymi były pokryte wszystkie ścieżki. Delikatnie stawiała nogi, by się nie potknąć. Księżyc oświetlał ziemię, ale nie na tyle intensywnie, by można było swobodnie i bez żadnej obawy wędrować po nieznanym terenie.
Ruda chciała, a nawet śmiała by powiedzieć, że pragnęła rozgryźć tego typa. Znała i wiedziała o nim wszystko, a bynajmniej tak jej się wydawało.
Czy ponad dwie dekady pracy to mało?, zastanawiała się w swoich myślach.
Była jego partnerką w laboratorium, asystentką od eliksirów od około lat osiemdziesiątych, a on nigdy nie nazwał jej siostrą, aż do tej nocy.
Kobieta doskonale pamiętała jeden krótki akt, który odmienił jej spojrzenie na życie i na Severusa. Był sylwester, Lily wraz ze Snape`em przygotowywali kilka wybuchowych mikstur dla Dumbledore`a, a jednocześnie Czarnego Pana. Musieli uważać, by nie pomylić związków i nie wręczyć butli dla dyrektora, Voldemortowi.
- Severus, to nie ten kociołek! - wrzasnęła młoda Lily, niezgrabnie odgarniając swoje włosy ze spoconego czoła.
Snape zauważył, że Greengrass robi to dość nie poradnie, dlatego do niej doskoczył i przytrzymał jej włosy, obawiał się, że mieszek włosowy może zadziałać jak zapalnik do bomby, przez co kilka miesięcy ich pracy poszłoby na marne.
- Możesz chociaż raz, związać włosy? - zapytał, kiedy odłożyli wszystkie eliksiry na wielki stół i odpowiednio podpisali.
- Nigdy tego nie zrozumiesz - mruknęła, wrzucając kilka liści rosiczki do małego, cynowego kociołka.
- Już skończyliśmy, jest więcej zamówień? - był dość ciekawy i nieogarnięty tego wieczoru.
Lily dobrze pamiętała jego niedopiętą koszulę i płaszcz, który był niedbale zawieszony na jednej z szafek. Było gorąco, a z każdym kolejnym eliksirem robiło się coraz duszniej.
- Nieeee - przeciągała, nabierając powietrza do płuc. - Idealny zapach - szepnęła, podkładając Severusowi pod nos, małą fiolkę.
Snape powąchał, po czym się oddalił z przerażenia na drugi koniec Sali.
Lilu uśmiechnęła się niewinnie i wręczyła to jako prezent.
- To dla ciebie, spóźniony prezent urodzinowy - odrzekła, wręczając całość eliksiru. Severus był kompletnie zaszokowany. Chwycił kociołek, po czym rozlał go na Greengrass. Warknął kilka przekleństw pod nosem, po czym rzucił masę czarów na jej szaty. Kobieta musiała rozebrać się prawie do naga. Pamiętała jego wzrok… Nie mogła być dla niego jak siostra!.
- Nie jestem jego siostrą - syknęła do siebie, siadając pod wielkim drzewem w ogrodzie Malfoyów.
Nastała chwila cisza, a potem usłyszała westchnięcie.
- Wiem, Lily - powiedział Severus, podając Greengrass swoją dłoń.
Kiedy Lia wyszła z gabinetu Narcyzy, ugięły się pod nią kolana. Każde słowo, które wyszło z jej ust, było kłamstwem. Nie wiedziała, że potrafiła wykorzystać w praktyce wszystkie rady swojej ciotki. Była beznamiętna, tajemnicza i nie czuła.
Nott zrobiła kilka kroków do przodu, cały czas trzymając się ściany, aby nie upaść. Nagle zawahała się i podparła się małym blatem stołu. Ozdoba nie wytrzymała i złamała się, okazując swoje wnętrze. Na niewielkim stoliku leżały kwiaty i ramka ze zdjęciem. Lia runęła na ziemię, raniąc sobie dłonie i nadgarstki szkłem. Kilka słonych łez popłynęło po jej policzkach.
Dziewczyna pośpiesznie zebrała kwiaty z podłogi i umieściła je niedaleko ściany. Zgarnęła szkło, raniąc się jeszcze bardziej, aż w końcu podniosła ramkę i jej zawartością.
Odwróciła fotografię i głośno załkała.
Draco mnie zabije, pomyślała, a następnie uderzyła się w myślach. Nie wiedziała, dlaczego odczuwała żal i coś w rodzaju współczucia.
Camelia zaczęła niemiarowo oddychać, nienawidziła krwi, a widok jej krwawiących nadgarstków przyprawiał ją o mdłości. Ale to nie było najgorsze. Bała się reakcji Malfoya, kiedy zobaczy, że zbiła ramkę i uszkodziła zdjęcie, które już się nie ruszało. Postacie stały w miejscu, a to było dość dziwne w magicznym świecie.
Nagle ktoś wyskoczył za drzwi. Draco ściskał różdżkę, ale nie należała do niego.
- Używasz różdżki matki? - wymamrotała półprzytomna Nott.
Malfoy zignorował jej słowa. Szybko się schylił i obejrzał jej rany. Kiedy dziewczyna poczuła jego dotyk, myślała, że omdlenie nastąpi lada chwila.
- Zniszczyłam wszystko, zdjęcie, kwiaty, jej pomnik - wyszeptała pokazując mu uszkodzoną fotografię, która przedstawiała teraz kilka śladów krwi.
Draco podniósł niewielki wycinek i przyłożył go sobie do twarzy, by się lepiej przyjrzeć. Jedyne co zauważyła Camelia, to niewielki grymas na jego twarzy. Malfoy odetchnął głęboko i schował zdjęcie do kieszeni swojej koszuli.
Własnymi siłami podniósł Lię i zaprowadził z powrotem do gabinetu matki. Położył ją na sofie, która była nieużywana od jej śmierci.
- Wszystko pobrudzę - powtarzała i czekała na jakieś jego słowo. To ją bolało, wiedziała, że zniszczyła kawałek jego wspomnień i nie chciała niszczyć kolejnych pamiątek. Lecz jego milczenie było gorsze.
Zamknęła oczy, by blondyn nie widział jej łez. Miała być mocna, miała być damą, która nie pokazuje swoich uczuć. Złamała słowa ciotki, czuła się fatalnie.
Draco patrzył przez chwilę z bezradnością w oczach, a następnie różdżką jego matki zaczął machać nad ranami dziewczyny. Każda przecięta linia goiła się, każda kropla krwi znikała z jej śnieżnobiałej skóry, lecz nic nie powstrzymało jej świadomości, która pogrążała się w mroku.
- Zanieś mnie do ciotki… Nie powinieneś mnie widzieć - rzuciła i kontynuowała - nie lubisz mnie, a za to mnie znienawidzisz - szepnęła, miała na myśli fotografię, na której był Draco i jego rodzice.
Siostrzenica Rosier otworzyła usta, by jeszcze coś powiedzieć, ale zanim coś zdołała rzec, Draco położył palec na jej ustach, a potem ułożył swoją dłoń na jej policzku.
- Nie zamykaj oczu Lia, nie zostawiaj mnie - szeptał, ale ona go ledwie słyszała. - Jestem już wystarczająco samotny, Lia! - krzyczał.
Draco nie wytrzymał, szarpnął ciałem dziewczyny z całej siły.
- Do jasnej cholery! Ja cię potrzebuję! - załkał, kładąc swoją głowę na jej klatce piersiowej.
Lucjusz ocknął się przerażony swoim snem. Już dawno nie miewał koszmarów. Za poleceniem Severusa każdej nocy przed spaniem musiał zażyć kilka eliksirów, które eliminowały koszmary i niespokojne sny. Malfoy starał się odtworzyć w głowie wszystkie informacje i fakty, które przedostały się do jego umysłu jeszcze przed zaśnięciem. Nie rozumiał skąd wiedział tyle o Rosier, dopóki nie usłyszał czyjegoś cichego łkania.
Odwrócił się nieznacznie i zobaczył Mariettą, która próbowała stłumić w sobie jakieś emocje. Czyli to co się stało nie było snem. Lucjusz nie wiedział, czy dalej ma udawać, że śpi i ją zignorować, czy delikatnie z nią porozmawiać.
Zwierzył jej się z tylu rzeczy… Oblizał swoje usta i pomyślał o tym co zrobili tego wieczoru. Blondyn zerknął na zegarek i zobaczył, że jest środek nocy. Zacisnął swoją pięść, słysząc, że jej płacz robi się coraz głośniejszy.
- Och… Przepraszam, myślałam, że śpisz - mruknęła Marietta, wychodząc z łóżka i kierując się do łazienki. Wiedziała, że nie powinna przy nim płakać, on jej powiedział o swoich problemach, ona zwierzyła się ze swoich, po czym się „pocieszyli”. Teraz był koniec.
Lucjusz nie odpowiedział, tylko szepnął coś cicho i odwrócił się, by zaobserwować jak wchodzi do łazienki. Kiedy był pewny, że zamknęła drzwi, wstał i chwycił się za głowę. Przez jego głowę przetoczyło się wiele myśli, obrazów i wspomnień. Za pomocą różdżki oświetlił pokój, po czym owinął się czymś ciepłym i usiadł na łóżku.
Nie musiał czekać długo, po niespełna kilku minutach Marietta wyszła z niewielkiego pomieszczenia. Zasłoniła oczy, kiedy zdała sobie sprawę, że w pokoju jest bardzo jasno. Malfoy zrozumiał jej problem i zgasił wszystko w promieniu trzech metrów. Nastała ciemność, jedyne co widział Rosier, to białe prześcieradło, jasne włosy Lucjusza i jego bladą skórę.
Kobieta zignorowała mężczyznę, wsunęła się pod kołdrę, przytuliła do poduszki i próbowała zasnąć, niestety jej ciągłe łkanie przeszkadzało im obu.
- Dlaczego ciągle płaczesz? - zapytał cicho, nie rozumiejąc jej problemu.
Marietta jeszcze bardziej przycisnęła poduszkę do piersi, czego skutkiem było głośne chrapnięcie i fala płaczu.
- Przez ciebie - odrzekła szczerze, nie uważając na swoje słowa. Już dość miała kłamstw, fałszywych obietnic i publicznych plotek. Wiedziała, że przez swoją dumę i godność straciła wiele w swoim życiu.
- Marietto… - zaczął, następnie dotknął jej ramienia i kontynuował - pozwoliłaś mi, gdybyś odmówiła… - kobieta mu ucięła głośnym sprzeciwem.
- Nie o to chodzi - warknęła.
- Mów jaśniej - żachnął się, odsuwając od Rosier. Bał się zbliżyć, że po raz kolejny zareaguje płaczem, na jego dotyk.
- Mówiłeś przez sen - wyszeptała. - Krzyczałeś… - wytłumaczyła.
Lucjusz zamknął oczy i próbował sobie wyobrazić, co mówił. Nic nie przychodziło mu do głowy, pamiętał swój sen, ale nie sądził, że mógł to mówić na głos, przy niej!
- Nie wiedziałem - rzekł beznadziejnie. - Jeśli cię obraziłem, jeśli powiedziałem coś złego… Ja naprawdę… - jąkał się, wiedząc, że i tak pogrąża się z każdym słowem.
- Lucjuszu, niee - mruknęła, odwracają się do niego. - Nie obraziłeś… Ale to… Myślałam, że to co zrobiliśmy, nic nie znaczyło - dokończyła, myśląc o ich desperackich pocałunkach i objęciach.
- Jeśli mogę coś zrobić, żeby to naprawić - rzucił, ale ona nie odpowiedziała.
- Dlaczego przyszedłeś do mnie? - zapytała cicho, podnosząc się na łóżku. - Pocałuj mnie ostatni raz, zanim się rozejdziemy.
Weeeny Ola!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Czw 21:48, 11 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
Chochlik Przyszła pani Malfoy
|
Wysłany:
Pią 8:50, 12 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 615 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)
|
Lily zamarła słysząc głos Severusa. Była niemalże pewna, że nie spotka go w parku. Zaskoczona podała mężczyźnie swoja rękę.
Siedzieli po przeciwnych stronach drzewa, nie widzieli się nawzajem. Jedyną oznaką ich świadomości, że znajdują się przy drugiej osobie, były ich splecione ręce.
- Co tu robisz? – zapytała kobieta.
- Wspominam – szepnął. – Znamy się już ponad dwadzieścia lat. To dużo czasu.
Nie znała go z tej strony. Wcześniej nigdy nie wspominał o tym jak długo razem pracują, wolał z nią dyskutować na tematy eliksirów.
- A ty, Lily? – zapytał nagle, jakby wolał, żeby ona mówiła. Kobieta wzruszyła ramionami.
- Oddycham – mruknęła, nie wiedząc co może mu powiedzieć.
- Kłamiesz – oznajmił, siadając obok kobiety. W ciemności nie widzieli poszczególnych emocji na swoich twarzach, ale Severus nie potrzebował tego, żeby wiedzieć, że kobieta kłamie. Za dobrze ją znał.
- Nie prawda – zaprzeczyła gwałtownie. – Wiesz, człowiek musi oddychać, żeby żyć.
Zaśmiał się.
- Też wspominałaś – powiedział. – Wspominałaś ten wieczór, kiedy wylałem na ciebie cały kociołek Veritaserum.
- Och… - westchnęła, nie miała pojęcia, że tak łatwo ją rozszyfruje.
- Dlatego stwierdziłaś, że nie możesz być dla mnie jak siostra – dodał cicho, nie patrząc na nią.
- A ty to potwierdziłeś – szepnęła – Więc, dlaczego tak powiedziałeś?
Severus otwierał i zamykał usta, oczywiście, że potaknął kobiecie, w końcu to była prawda. Zanim jednak zdecydował się jej odpowiedzieć, pojawił się przy nich skrzat.
- Madame Rosier i pan Malfoy, każą Iskierce, przyprowadzić państwa do gabinetu pani Malfoy – powiedział elf.
- Co się stało? – zapytała kobieta.
- Panienka Nott – powiedział tylko skrzat i zniknął.
- Porozmawiamy później – zadecydowała kobieta, wstając z ziemi – coś musiało się stać.
Severus niechętnie jej potaknął i po chwili szybkim krokiem zmierzali w stronę posiadłości.
[size=18]Lucjusz przysunął się do kobiety. Odgarnął włosy z jej twarzy i delikatnie pocałował. Nie chciał się od niej odsuwać, ale po chwili zrobiła to Marietta.
- Dziękuję – szepnęła, siadając na łóżku. Mężczyzna skinął głową i usiadł obok niej.
- Pytałaś dlaczego, do Ciebie przyszedłem – mówił cicho, a kobieta patrzyła na niego z zaciekawieniem. – Rozumiesz mnie, Marietto, a ja potrzebuję zrozumienia.
- I nawzajem, Lucjuszu – mruknęła – Liczę, że czujesz się lepiej…
Nie wiedziała, dlaczego pyta się o jego samopoczucie. Z reguły po nocy spędzonej z mężczyzną, rozchodzili się każde w swoją stronę, zamieniając kilka błahych słów i rzadko spotykali się po raz drugi w takiej sytuacji.
- Nie – szepnął. – Musiałaś słuchać moich krzyków. – Był zawstydzony tym co się stało. Nie przewidział, że może zabawić dłużej u kobiety i nie zażył eliksirów zaleconych przez Snape’a. Kobieta posłała mu słaby uśmiech i położyła swoją dłoń na jego. Nie chciała się do tego przyznać, ale ona wiele razy budziła się z krzykiem na ustach.
- Nie myśl o tym – poradziła – Czas się rozstać, Lucjuszu – powiedziała, obawiała się, że któreś z dzieci będzie potrzebowało ich pomocy i nie wyobrażała sobie sytuacji, żeby Lia weszła do jej sypialni i zastała ciotkę w ramionach pana domu.
Mężczyzna skinął głową, nachylił się nad nią po raz ostatni i pocałował. Kiedy chciał już opuścić sypialnie Marietty, w pomieszczeniu pojawił się skrzat kobiety. Chciał wyjść, ale stworzenie zatrzymało go.
- Panicz Malfoy, rozkazał przyprowadzić madame Rosier i pana Malfoya do gabinetu pani Malfoy – powiedziało szybko stworzenie.
- Co się stało? – zapytała zimno kobieta. Lucjusz wzdrygnął się, przed chwilą była czuła i ciepła.
- Panienka Lia – szepnął elf, a jego ciałkiem wstrząsnął gwałtowny szloch. Marietta wiedziała, że zwierze jest niezwykle mocno przywiązane do dziewczyny.
- Co się stało Camelii? – zapytała po raz kolejny, a w jej głosie zaczynała czaić się panika. Lucjusz podszedł do niej i położył dłoń na ramieniu.
- Szybko, szybko – zapiszczał skrzat. – Z panienką jest źle!
Marietta wstała z łóżka i zarzuciła na siebie czarny szlafrok. Kopnęła lekko skrzata i zagrzmiała:
- Uspokój się i powiedz, co się stało!
- Krew, pani, krew!
Rosier gwałtownie zbladła. Malfoy złapał ją za rękę i pociągnął za sobą.
Żyła. Stwierdził Draco, słysząc, że serce bije w jej drobnym ciele. Jeszcze żyje.
Wezwał do siebie skrzatke dziewczyny i kazał jej szybko przyprowadzić ich opiekunów. Liczył, że oni będą mogli pomóc dziewczynie. Zaklął w myślach, że tak nie przykładał się do zaklęć uzdrawiających. Teraz miał za swoje.
Nie mógł jej stracić, nie chciał. Już raz to zrobił, w szóstej klasie, kiedy przez ich wybryk nie odzywali się do siebie, aż do końca szkoły.
- Lia – szepnął, potrząsając nią lekko. Łzy spływały mu po policzkach, a głos łamał się. – Gdzie oni są! – warknął. Spojrzał na jej ubranie, na sukience widniały plamy krwii, tak samo jak na czole. Musiała odgarniać włosy z twarzy. Spojrzał na jej buty. Straciła równowagę? I dlatego oparła się na stoliku? Nie mógł panikować, kiedy pomagał dziewczynie, ale teraz kiedy ona leżała omdlała, panika wkradała się do jego umysłu.
Myślał, że upłynęła wieczność, zanim otworzyły się drzwi gabinetu i do środka wpadł jego ojciec i ciotka dziewczyny.
- Nie – szepnęła kobieta i przycisnęła dłoń do ust. Lucjusz podszedł do dziewczyny i złapał jej nadgarstek, widniało na nim kilka blizn. Badał jej tętno. W tym czasie Marietta próbowała się uspokoić i kazała skrzatowi przyprowadzić Snape’a i Greengras.
- Żyje – szepnął mężczyzna, a później zerknął na syna. Na białej koszuli miał ślady krwi dziewczyny. Lucjusz widział go tylko raz w takim stanie, zaraz po śmierci Matki. Łzy lśniły na twarzy chłopaka.
- Lia – kobieta podeszła do sofy i kucnęła przy siostrzenicy. Jej najgorszy koszmar właśnie się spełniał.
Do pomieszczenia wbiegł Severus i Lily. Oni jako jedyni zachowali całkowicie zimną krew i od razu podeszli do dziewczyny. Greengras rzuciła kilka czarów, żeby ocenić stan Nott.
- Straciła dużo krwi – stwierdziła, a Severus jej potaknął. – Nie pomożemy jej żadnym eliksirem.
- Trzeba szybko przetransportować ją do św.Munga – rzuciła kobieta. Lucjusz i Marietta ubrali się za pomocą czarów i już po chwili wszyscy teleportowali się do szpitala.
Draco jak przez mgłę pamiętał co działo się dalej. Uzdrowiciele zabrali dziewczynę i zaczęli przeprowadzać jakieś badania. Oni musieli siedzieć na korytarzu. Twarz miał ukrytą w rękach, czuł, że to po części jego wina. Gdyby nie ich kłótnia, wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby zatrzymał dziewczynę w gabinecie, gdyby…
Poczuł, że ktoś kładzie mu rękę na ramieniu, ale nie podniósł głowy. Rosier widziała, że chłopak potrzebuje teraz wsparcia, tak jak ona.
- Kto jest opiekunem dziewczyny? – spytał lekarz wychodzący z sali. Draco stwierdził, że kimś kto chciał go wspierać była Marietta.
- Słucham? – powiedziała siląc się na spokojny ton.
- Dziewczyna straciła sporo krwi, to jeszcze bardziej osłabiło jej organizm.
- Jeszcze bardziej? – wyszeptała kobieta.
- Zgadza się – potwierdził – podejrzewamy, że to z powodu nadmiernego stresu.
Draco podniósł głowę i poczuł się jeszcze gorzej niż przed chwilą.
- Na razie zatrzymamy ją w tym stanie żeby organizm z naszą pomocą mógł się zregenerować. Przepraszam, inni pacjenci czekają – dokończył i odszedł.
Rosier opadła na krzesło.
Weny Kasiu!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Pią 9:16, 12 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
PannaSnape Puchon
|
Wysłany:
Pią 20:34, 12 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 435 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^
|
Lucjusz podszedł do Marietty i położył na jej ramieniu swoją rękę:
- Myślę, że powinniśmy wszyscy udać się do domu i zjawić się tu jutro.
- Nie! – odkrzyknęła pani Rosier – Ja zostanę z Camelią! Ona mnie teraz potrzebuje! – spojrzała z błagalnym wzrokiem na Lucjusza, a ten zaprzeczył ruchem głowy:
- Nie. Jedyne co teraz potrzebuje twoja siostrzenica to opieka lekarzy. I tak pewnie…
- Ale ja chcę. I nikt mi tego nie zabroni. Jak będzie trzeba spędzę całą noc na tych krzesłach. – w Marietcie powoli zaczęły się odzywać instynkty niezależnej i silnej kobiety. Severus podszedł do Lucjusza:
- Lucjuszu… Ja wrócę do domu wraz z Lily. Nie sądzę żebyśmy byli wam teraz potrzebni.
- Tak… Severusie… Mam do Ciebie prośbę… Zrobiłbyś trochę eliksiru uspokajającego?
Snape tylko kiwnął głową na potwierdzenie, chwycił Greengass za rękę i po chwili już ich nie było.
- Pani Rosier… - odezwał się po chwili siedzący obok kobiety, Draco – Ja tu zostanę. To po części moja wina, że ona… że ona tu trafiła.
Lucjusz spojrzał chłodnym wzrokiem na syna:
- Mógłbyś powtórzyć…? – wyszeptał.
- Pokłóciłem się z Lią.
- Miałeś być dla niej miły.
- Ale czuję się winny i zastąpię panią Rosier.
Marietta westchnęła, wstała i spojrzała na młodego Malfoya:
- Dobrze… Jeżeli jest winny… Co ty jej takiego właściwie powiedziałeś?
- Nie… Nie mogę o tym mówić… To jest sprawa między mną a Lią…
- Draconie… - zaczał Lucjusz ale Rosier mu przerwała.
- Nie. Jeżeli nie chcę mówić… I tak podejrzewam, że wcześniej czy później nam powiedzą.
Lucjusz skinął głową. Chwycił Mariettę za rękę i po chwili już ich nie było.
Draco nadal siedział na krześle i wpatrywał się tępo w ścianę. Martwił się o Lię. To przez niego była w takim stanie. To przez niego teraz walczyła o życie. Nagle podeszła do niego pielęgniarka:
- Mogę w czymś pomóc?
- Ja… Mógłbym odwiedzić Lię Nott?
- Myśle, że to nie jest możliwe… Jest w bardzo ciężkim stanie.
- Ja muszę ją odwiedzić. Proszę – chłopak spojrzał błagalnie na kobietę.
- Jest pan kiś z rodziny? – spojrzała na niego podejrzanie.
- Tak – Draco na chwilę się zawahał – Jestem jej narzeczonym.
- Nie powinnam tego robić, ale… Proszę za mną.
Poprowadziła go długim korytarzem, aż stanęli przed szklanymi drzwiami, za którymi na łóżku leżała bardzo blada dziewczyna.
Draco spojrzał na kobietę…
- Mogę tam wejść?
Kobieta westchnęła:
- Proszę.
- Nie widać? W moim laboratorium. Lucjusz prosił mnie o zrobienie eliksiru.
Kobieta wywróciła oczami:
- No tak… - westchnęła – ciekawe co tej dziewczynie tak naprawdę się stało?
- Tak… - mruknął Severus lawirując od kociołka do półek – Wiesz… - podszedł do nadal stojącej Greengrass – Mieslimy dokończyć rozmowę… Chodź… Porozmawiam gdzie indziej.
Lily popatrzyła na niego niepewnie, ale po chwili już szła za mężczyzną do jego salonu.
- Usiądź, proszę…
Po chwili razem siedzieli na kanapie kilka metrów od siebie.
- Lily… Ty nie jesteś dla mnie jak siostra…
- Wiem… To już mi dzisiaj uświadomiłeś. Ale dlaczego to powiedziałeś? Po co kłamałeś?
Severus nie wiedział jak zacząć. Nie był przyzwyczajony do wyznawania swoich uczuć. Nie potrafił tego nawet powiedzieć Lily Evans. Dusił w sobie to uczucie, aż do momentu gdy nazwał ją szlamą i wtedy już było za późno. Lily obraziła się na niego na wieki wieków. Stracił swoją przyjaciółkę przez jedno głupie słowo.
Nie chciał stracić kolejnej bliskiej sobie osoby. Musiał jej to powiedzieć. Najwyżej go odrzuci. Westchnął:
- Lily… Muszę Ci coś powiedzieć… I zrozumiem Cię jeżeli… będziesz na mnie zła.
- I tak już jestem… - mruknęła pod nosem.
Snape wypowiedział bardzo szybko dwa słowa:
- Kochamcię - wstał z sofy i podszedł do okna. Lily podążyła za nim..
- Możesz powtórzyć?
Weny Ciss
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez PannaSnape dnia Pią 21:17, 12 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Narcissa Malfoy Administrator
|
Wysłany:
Sob 14:41, 13 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 983 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!
|
Lily podeszła do okna i spojrzała na pająka, który zadomowił się w prawym, górnym rogu szyby. Kobieta wzdrygnęła się, po czym cofnęła i kaszlnęła cicho. Severus doskonale ją słyszał, ale nie potrafił powtórzyć swoich słów.
Lily złapała coś ze stolika i rzuciła w stronę Snape`a.
- Severusie, wiem co powiedziałeś - oznajmiła powoli, po czym przełknęła ślinę. - Chcę, żebyś to tylko powtórzył - skończyła, ale to nie ułatwiło Severusowi zadania.
Nie chciał tego powtarzać, nie dość, że ten jeden raz kosztował go wiele, to teraz… czuł się jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie petryfikujące.
- Lily, nie każ mi tego mówić ponownie - mruknął ponuro, wyciągając ze swojego neseserka kilka fiolek i pipet.
Greengrass zmarszczyła nos i odruchowo usiadła na sofie. Nie wiedziała, że potrafi być taki uparty. Pomimo, iż wyznał jej co czuje, Lily czuła się zdradzona. Miała wrażenie, że Snape ukrywał swoje uczucia przez kilka lat, a obydwoje żyli w nieświadomości.
- Jak długo? - zapytała smutno, przywołując w pamięci ich wszystkie zbliżenia.
Snape zdjął swój długi, czarodziejski płaszcz. Rzucił go na łóżko, po czym rozpiął kilka guzików z koszuli. Wziął głęboki wdechi poprawił rękawy. Ostatnie co zrobił, przed powiedzeniem prawdy, to kilka obrotów wokół stolika.
- Od pierwszej wojny - wyznał nieśmiało, a Lily poczuła pustkę.
- Severusie, kochałeś mnie przez ponad dwadzieścia lat i dopiero o tym mówisz? - zapytała, wybiegając z pokoju z płaczem.
Malfoy zamknął oczy przed salą, po czym odważnym krokiem wszedł do środka. Lia leżała w niewielkim, białym pomieszczeniu Do jej ciała było przypiętych mnóstwo, dziwnych urządzeń. Niektóre wydawały naprawdę przerażające odgłosy. Dziewczyna nie potrafiła samodzielnie oddychać, dlatego w pokoju niosło się echo, sztucznego, elektronicznego oddechu.
Draco przyłożył dłoń do ust i wydał z siebie głośne westchnięcie. Na jej nadgarstkach nadal były blizny, nawet najlepsi lekarze nie potrafi zaradzić na jej rany. Młodzieniec wiedział, dlaczego tak się stało. Woda, w której były kwiaty, nie była zwykła cieczą. Była to mieszanka różnych eliksirów dla kwiatów, które miały wspomagać zapach osoby, którą miały przypominać.
Lia musiała stoczyć walkę z ciemną stronę czarnej magii. Takie zaklęcia i eliksiry były zakazane.
- Lia - szepnął Draco rozglądając się po pomieszczeniu. Po chwili zauważył niewielki taboret koło jej łóżka, zdecydowanie usiadł na niego i załamał się.
Zgarbił się i próbował coś powiedzieć, choć nie był pewien do końca, czy Camelia będzie go słyszeć.
Następnie wziął do swoich rąk kartę Lii i zaczął ją przeglądać. Przypomniał sobie słowa lekarza, który powiedział, że to powrót jakiegoś stresu.
Zdeterminowany Malfoy przeglądał kartka po kartce, aż zbladł.
Zachorowała przesz niego. Przez wiele lat były u niej widoczne oznaki stresu, ale nawrót choroby nastąpił w szóstej klasie.
- Gdybym jej nie zaciągnął… - szepnął do siebie i szybko odłożył biała tabliczkę. Bał się kolejnych rewelacji, lecz najgorsze miało dopiero nadejść.
Do pomieszczenia wpadła pielęgniarka, kiedy przyjrzała się Draconowi, stwierdziła, że jest spokrewniony z Camelią.
- Mam złą wiadomość - rzekła. - Jej stan się nie poprawia, a śpiączka….
- Obudzi się? - zapytał Malfoy.
- Najwcześniej za miesiąc - wytłumaczyła kobieta i zostawiła ich samych pogrążonych w grobowej ciszy.
Marietta wyszła z kominka i zerknęła za siebie zdenerwowana. Malfoy wzruszył ramionami i do niej dołączył.
- Chyba mieliśmy się rozstać po ostatniej nocy - zwróciła mu uwagę, siadając w jadalni. Czuła się pewnie rozmawiając przy tym wielkim, reprezentacyjnym stole.
- I tak zrobiliśmy - powiedział szybko, kiedy zauważył, że kobieta chciała kontynuować.
Rosier odruchowo pokręciła przecząco głową i zapaliła. Lucjusz mruknął coś pod nosem, a następnie wyciągnął z jej dłoni papierosa.
- Co TY wyprawiasz? - warknęła, uderzając pięścią o stół. - Moja siostrzenica jest w szpitalu, a mnie tam nie ma, a twój syn…
- Co mój syn? - zapytał ironicznie. - Nagle zaczął ci przeszkadzać?
- Przestań przekręcać moje słowa - syknęła. - Lia jest nieprzytomna, a jedyne co mi pozostaje to możliwość zapalenia i uspokojenia się!
Malfoy wstał i podszedł do jej krzesła. Odsunął je, po czym odwrócił Mariettę do siebie.
- Chyba o tym rozmawialiśmy, jeśli potrzebujesz z kimś porozmawiać… - zaczął, a Rosier znowu się zdenerwowała.
- Porozmawiać, czy zaciągnąć do łóżka, Lucjusz? Co miałeś na myśli? Bo w twoim słowniku to chyba synonimy - rzuciła.
Kobieta nie panowała nad emocjami, przez ostatnie godziny wydarzyło się tak wiele, że trudno jej było trzeźwo myśleć.
- Myślałem, że ostatniej nocy było miło - żachnął się, pamiętając co szeptali do siebie.
Marietta oblizała wargi.
- Aż za bardzo - mruknęła, nadal odczuwając te dreszcze i motyle w brzuchu.
3 TYGODNIE PÓŹNIEJ
Severus i Lily nie rozmawiali ze sobą. Kobieta zaszyła się w jednym z nieuczęszczanych pomieszczeń i udawała, że nie żyje.
- Wpuść mnie! - krzyknął mężczyzna dobijając się do potężnych drzwi.
- Nie chcę z tobą rozmawiać - szepnęła, kontynuując spisywanie notatek. Od kiedy wyszła z sypialni Severusa, nie powiedziała do niego ani jednego miłego słowa.
Wykorzystał to Lucjusz, który zlecił jej kopiowanie jego prywatnych notatek dotyczących kolejnych spotkań czarnej strony. Greengrass oprawiała wszystko w solidne wzory i rozsyłała ze specjalnym kodem, do wszystkich zainteresowanych.
- Lily, nie udawaj, że nie żyjesz - syknął, ponawiając kopanie w drzwi.
Ruda warknęła po nosem i założyła ręce na piersi, po czym z wielkim zamachem otwarła wrota, nie wpuszczając Severusa do środka.
- Niespodzianka - szepnęła. - Sam udawałeś, że nie żyjesz - krzyknęła.
- Wiesz co do ciebie czuję, nie mogę już dłużej udawać, że tego nie powiedziałem - rzucił.
- Może wypadało powiedzieć wcześniej - powiedziała. - Przez ciebie jestem dzisiaj starą panną. Czekałam na ciebie! - krzyknęła zdesperowana, ale taka była prawda.
Przez ponad połowę życia, czekała, aż Severus powie, jej co do niej czuje. On nigdy nie był dla niej obojętny, to dlatego nie potrafiła spojrzeć na innego mężczyznę.
- Gdybym wiedział… - zaczął, ale ona mu przerwała, chwytając go za szatę.
- Nie tłumacz się, nie wiedziałam , że jesteś takim… takim…
Severus zagryzła dolną wargę.
- Wyjdziesz za mnie? - zapytał, uświadamiając sobie, że zepsuł jej życie. Teraz pragnął jej oddać to, co jej zabrał.
- CO?! - krzyknęła.
- Zostań moją żona - wytłumaczył poważnie, przyciągając ją do siebie.
Późnym wieczorem w Wigilię Draco zastąpił panią Rosier i usiadł przy Lii. Minęło już ponad 3 tygodnie od wypadku dziewczyny, a ona ani razu się nie poruszyła i nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Malfoy chciał przy niej czuwać cały czas, ale było to niemożliwe z kilku względów. Draco był tylko czarodziejem i musiał spać, nie potrafił non-stop doglądać Nott. Po drugie pani Rosier nie zgodziła się, na cało dobowe „dyżury” przy Cameli. Czasem nawet Lucjusz Malfoy siedział z dziewczyną, kiedy Marietta musiała coś załatwić, a Draco nie był dyspozycyjny.
Młodzieniec przywiesił nad łóżkiem Camelii kilka czerwonych maskotek związanych ze świętami Bożego Narodzenia. Na jej stoliku położył prezent. Chociaż wiedział, że Nott go nie otworzyła, cieszyła go świadomość, że dostała swoje prezenty.
Po jakimś czasie Draco wyciągnął ze swojej szaty kilka ulubionych książek Lii. Otworzył tam, gdzie skończyła i w wielkim skupieniu odczytywał kolejne rozdziały.
- „… i wzięła kielich napełniony szkarłatem, by doświadczyć cudownego uzdrowienia. Po chwili kapłan stanął pomiędzy nią, a magicznym napojem, wypełniając całą pustkę jej stworzonego świata. Ona-dziewczyna z skraju społeczeństwa, uwiedziona przez starszego mężczyznę z … „ - Draco napił się, przewrócił kartkę w książkę i chciał kontynuować.
- „… uwiedziona przez starszego mężczyznę z jej wyobraźni” - dokończyła Lia na jednym wydechu i otworzyła oczy. Mruknęła coś pod nosem i lekko przechyliła głowę w stronę Dracona.
Malfoy nagle stanął. Pochylił się do przodu, po czym usiadł z wrażenie. Nie potrafił nic powiedzieć. Jego pierwszą myślą było, by poinformować lekarza i pielęgniarki, ale potem chciał iść po panią Rosier.
- Gdzie jestem? - zapytała cicho, ale młodzieniec ją nie słyszał. Jej słowa zostały zagłuszone przez sztuczne płuca, które pracowały za dziewczynę.
- Nic nie mów - krzyknął szybko. - Zaraz powiadomię o wszystkim…
- Draco - szepnęła. - Mów do mnie - rzekła, próbując go chwycić za rękę.
Marietta wstała i jeszcze raz spojrzał na wyniki wszystkich testów. Kilka ostatnich nocy spędziła na robieniu odpowiednich eliksirów z pożyczonych książek od Severusa. Od dawna chodziła zdenerwowana i poruszona, ale myślała, że przyczyną jest nagły wypadek Lii.
- Jak mu to powiedzieć? - zapytała siebie w wigilijną noc zmierzając do salonu.
Mieli spędzić skromne, żałobne święta Bożego Narodzenia. Na kolację miał przyjść Severus i Lily, ale ich przybycie nie było do końca jasne, ponieważ nie odzywali się do siebie.
- O już jesteś - mruknął Lucjusz pokazując jej miejsce na kanapie.
W kominku buchał ogień, a pod choinką było kilka skromnych prezentów. Marietta odruchowo położyła rękę na swoim brzuchu, a następnie gwałtownie ją cofnęła.
- Dobrze się czujesz? - zapytał zimno Malfoy.
Rosier przybrała dziwny wyraz twarzy i przygryzła wargę.
- Bardzo dobrze - odpowiedziała beznamiętnie, próbując ułożyć w swojej głowie jakieś sensowne słowa, by wykrztusić to w końcu z siebie.
- Przecież widzę, że coś… Chcesz wrócić do Camelii? - zapytał. - Wróciłaś przed godziną, a teraz Draco… - zakończył, ale w oczach kobiety widział zdenerwowanie.
- Chodzi o to, że chyba będzie nas więcej - walnęła bezmyślnie, a Lucjusz od razu pokręcił głową.
- Ależ nie, nikt nie może do nas dołączyć. Gdyby było nas więcej, od razu Ministerstwo…
- Lucjusz - zaczęła czule, po czym uderzyła się w myślach za ten ton.
Odwrócił się do niej i skinął, na znak , że może kontynuować.
- Pamiętasz tę noc, kiedy ty, my… Razem? - zapytała cicho.
- Oczywiście - odrzekł bez przekonania.
Marietta nabrała powietrza.
- Jestem w ciąży - wyszeptała, a kilka łez spłynęło jej po policzku.
To już całość.
trochę długi ten rozdział
Weeeny Ola!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Sob 15:48, 13 Sie 2011, w całości zmieniany 7 razy |
|
|
Chochlik Przyszła pani Malfoy
|
Wysłany:
Sob 16:26, 13 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 615 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)
|
Lily odsunęła się od mężczyzny. Była zupełnie zaskoczona propozycją mężczyzny, owszem łudziła się, że ją kiedyś usłyszy, ale teraz… Otwierała i zamykała usta, nie mówiąc nic. Przez jej głowę przepływało wiele odpowiedzi, ale żadnej z nich nie dała rady wypowiedzieć. Spojrzała na Severusa. Stał niemalże w wejściu do jej pokoju, nie patrzył na nią, jakby sam był zaskoczony swoją nagłą propozycją.
Greengras wiedziała, że musi mu jakoś odpowiedzieć i co gorsza wiedziała, że nie będzie potrafiła mu odmówić. Czekała tyle czasu, na te kilka zdań. Przeklęła swoją nieśmiałość w stosunku do Snape’a i powoli podeszła do niego.
- Sev… – szepnęła. Była jedyną osobą, która dostała pozwolenie, żeby tak go nazywać. Mimo rumieńców na policzkach, patrzyła prosto w oczy towarzysza. Westchnęła cicho, zastanawiając się, jak może mu odpowiedzieć.
- Jesteś pewien, że chcesz żebym była twoją żoną? – zapytała cicho, ciesząc się, że przezwyciężyła nieśmiałość. – Nie potrafię gotować i prowadzić domu – przyznała.
Severus zaśmiał się cicho.
- Nie przeszkadza mi to, Lily – powiedział. Zgadzał się na każdą jej wadę, byle tylko mógł oddać zabrane lata młodości.
- Moje skrzaty to robią – mruknęła i odsunęła się od mężczyzny, żeby spojrzeć na niego z większej odległości.
- Mój umie robić pranie – westchnął, nie wiedząc dlaczego rozmawiają o ich pomocy domowej.
Nagle Lily znalazła się zaraz przy nim. Nieśmiało oparł rękę na jej biodrze, a drugą okrążył jej talię. Nie odepchnęła go.
- Myślisz, ze Lily Snape, dobrze brzmi? – zapytała cicho, ułożyła dłonie na torsie mężczyzny i czekała na jego reakcję. Severus spojrzał na nią zaskoczonym wzrokiem.
- Brzmi idealnie – rzucił po dłuższej chwili. – Lily, przepraszam ja… ja… nie do końca byłem przygotowany… - Czuł wewnętrzną potrzebę wytłumaczenia się kobiecie z braku pierścionka.
- Wiem – odpowiedziała. – Też nie byłam przygotowana.
- Kiedy tylko skończy się to całe świąteczne zamieszanie… - zaczął, ale kobieta przerwała mu.
- Nie chcę pierścionka – rzuciła i przysunęła swoje usta bliżej ust Severusa.
Marietta otarła spływające łzy. Pierwszy raz bała się czyjejś reakcji. Dziecko łączyło dwie osoby, było owocem ich miłości. Kiedyś przynajmniej tak o tym myślała, później kiedy zaczęła się opiekować swoją siostrzenicą, myślała, że to ogromna odpowiedzialność i teraz wiedziała, że nie wyszło jej to najlepiej. Prawdę mówiąc przerażał ją fakt przechodzenia przez to wszystko po raz kolejny.
- Jesteś pewna? – zapytał cicho mężczyzna, wstając z kanapy. Stanął twarzą do ściany. Choć przez ostatni miesiąc wspominał ich wspólną noc, nie sądził, że może mieć ona takie skutki. I wtedy przypomniał sobie jeszcze raz jak rozpaczliwe się dotykali. Żadne z nich nie myślało o czymś tak przyziemnym jak zabezpieczenie.
- Gdybym nie była pewna, nie mówiłabym ci – rzuciła opadając na kanapę. Ostatnie tygodnie były dla niej ciężkie, stresujące i na to zrzucała swoje złe samopoczucie. Gdyby nie przypadkowa wizyta na oddziale położniczym nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że może być w ciąży.
- Och… - westchnął Malfoy, nie wiedząc co może powiedzieć. Od śmierci jego żony minęło trochę ponad pół roku. Nie potrafiłby jej zastąpić, ale potrzebował kogoś kto rozumiałby go.
- Nie wiem co powiedzieć – mruknął po chwili. Tyle działo się w jego życiu ostatnio. Nie wiedział też jak powinien się zachować w tej sytuacji. Nie mógł zostawić kobiety bez pomocy, tym bardziej teraz kiedy jej podopieczna leżała w szpitalu, ale też później kiedy… dziecko, ich dziecko pojawi się na świecie. Znał trud wychowania młodego człowieka i wiedział, że w pojedynkę ciężko było się zająć niemowlakiem.
- Marietto – powiedział i usiadł obok kobiety, tak żeby mógł patrzeć jej w oczy - Biorę odpowiedzialność za to co się stało. Na pewno nie zostawię cię samej – mówił szybko i cicho, a kobieta zaprzeczyła.
- Nie chcę pomocy – wychrypiała. – Chciałam… uważam, że powinieneś wiedzieć.
Lucjusz skinął głową.
- Doskonale wiesz jak trudno wychować dziecko – mówił powoli, czuł się źle ze świadomością tego, że po raz drugi zostanie ojcem, ale wiedział, że nie może zostawić kobiety samej z tym ciężarem.
- Nie masz już dwudziestu lat, będziesz potrzebowała pomocy – chciał ją przekonać do swoich racji. Marietta chciała coś dodać, ale w kominku pojawiła się głowa uzdrowiciela.
- Dobry wieczór – przywitał się – Camelia obudziła się dwie godziny temu.
Chwilę później zniknął, tak szybko jak się pojawił.
- Chodź – powiedział mężczyzna wstając z kanapy – na pewno chcesz ją zobaczyć. Porozmawiamy jak wrócimy.
Dziewczynie nie udało się zatrzymać chłopaka, wybiegł szybko z sali obiecując, że wróci najszybciej jak się da. Chwilę później wszedł do pomieszczenia, za uzdrowicielem.
- Panie Malfoy, będzie musiał pan na czas badań zostawić swoją narzeczoną – powiedział mężczyzna. Kiedy Draco przekazał swojemu ojcu i ciotce dziewczyny za kogo się podał, w pomieszczeniu zapanował chaos, ale musieli to zaakceptować – dzięki temu mógł przesiadywać u dziewczyny zamiast Rosier. Zanim wyszedł z sali, zauważył zaskoczone spojrzenie dziewczyny. Każda minuta którą spędził na korytarzy, wydawała mu się trwać w nieskończoność. Kiedy już myślał, że złamie zalecenie lekarza, drzwi otworzyły się i lekarz wyszedł z pomieszczenia.
- Camelia ma się lepiej, ale proszę jej nie męczyć. Jest wyczerpana – powiedział. – Przyjdę jeszcze później, a tym czasem powinienem zawiadomić jej ciotkę.
- Nie – rzucił chłopak. – Proszę dać nam godzinę.
Mężczyzna nie odpowiedział mu, i odszedł mówiąc coś pod nosem.
Malfoy podszedł do drzwi i wziął głęboki. Wszedł do środka.
- Draco – szepnęła dziewczyna. Mówienie sprawiało jej trudności. Na szczęście już oddychała sama.
- Lia.
Szybko podszedł do jej łóżka i usiadł na taborecie. Chciał ująć jej dłoń, ale zawahał się.
- Przepraszam – powiedziała. – Nie chciałam zniszczyć… - blondyn nie pozwolił jej dokończyć.
- To przeze mnie tu jesteś – szepnął. – Wszystko przeze mnie! – rzucił głośniej. – Byłem takim egoistą.
- Nie mów tak – poprosiła. Uzdrowiciel powiedział, że jej narzeczony spędzał dużo czasu przy niej. – Draco… ja… kłamałam – wyszeptała, odwracając wzrok. – Kiedy rozmawialiśmy, zanim się tutaj znalazłam. Ja… nigdy nie myślałam, że wykorzystam wszystkie rady ciotki. Tak mi przykro – chłopak otarł łzę spływającą po jej policzku – Nie chciałam…
- Lia, błagam porozmawiamy o tym kiedy będziesz już czuła się lepiej. Proszę, odpoczywaj – powiedział cicho. Wiedział, że to nie jest najlepsza pora na taką rozmowę. Dziewczyna nie miała wystarczająco dużo siły, żeby teraz z nim o tym rozmawiać. – Odpoczywaj, bo nie wybaczę sobie jeśli i cię stracę – dodał w myślach.
- Przepraszam – powiedziała jeszcze raz. Draco za wszelką cenę, chciał poprawić jej samopoczucie zanim pojawi się w szpitalu ciotka dziewczyny.
- Dzisiaj Wigilia – powiedział i wskazał ręką na stolik stojący przy łóżku – może chcesz otworzyć prezenty?
Weny Kasiu!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Sob 17:25, 13 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
PannaSnape Puchon
|
Wysłany:
Sob 21:26, 13 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 435 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^
|
Na początku całowali się delikatnie, lekko muskając się ustami. Severus przyciągnął do siebie Lily kładąc swoje dłonie na jej zgrabnej talii. Ręce Greengrass znalazły się na karku mężczyzny, a jej palce wplotły się w jego czarne włosy. Ruda chciała żeby ten pocałunek trwał wiecznie jednak po chwili oderwali się od siebie, by nabrać powietrza.
- Czekałam na to tak długo... – powiedziała z wypiekami na policzkach a zarazem stojąc w objęciach mężczyzny swoich marzeń.
Severus wtulił swoją głowę w jej rude włosy i wyszeptał:
- Ja też Lily, ja też...
- Nigdy nie wierzyłam, że w Wigilię spełniają się życzenia, wiesz? – kobieta spojrzała w czarne oczy Severusa – I nadal nie mogę uwierzyć, że moje się spełniło.
- To uwierz... – kobieta ponownie znalazła się w objęciach Snape, który całował ją z wielką pasją. Po chwili oderwał się od jej ust:
- Ty mnie ignorowałaś, nie odzywałaś się do mnie... A ja i tak mam dla Ciebie prezent... Chodź. – chwycił ją za rękę i po chwili znaleźli się w jego apartamencie.
Lily usiadła na zielonej sofie, a Severus poszedł po coś do sypialni. Wrócił po krótkiej chwili i rzucił krótką komendę ku kobiecie:
- Zamknij oczy.
- Ale...
- Proszę.
Ruda przymknęła oczy i czekała. Nagle poczuła coś na swojej szyi i usłyszała prośbę Severusa:
- Otwórz oczy.
- Wigilia? – wyszeptała z niedowierzaniem Lia – Co się ze mną działo?
- Byłaś w śpiączce przez 3 tygodnie. Ale teraz się tym nie przejmuj.
- Gdzie jest moja ciotka?
- Powinna się tutaj zaraz zjawić. – Draco wziął jeden z prezentów i położył go przed Camelią – Najpierw otwórz ten.
Lia spojrzała na niego podejrzanie. Prezent miał kształt kwadratu i był obwinięty w zielono - srebrny papier. Delikatnie oderwała opakowanie i przed sobą ujrzała granatowe pudełko. Lia delikatnie uchyliła wieczko i zaniemówiła.
- Mam nadzieję, że będzie Ci się to podobać. Nie bardzo wiedziałem jaki kolor lubisz... – wyszeptał chłopak.
- Draco to jest piękne.
Dziewczyna miała przed sobą naszyjnik i kolczyki z zielonymi cykorniami.
- Cieszę się, że Ci się podoba... I tak sobie myślę... Chciałbym Cię poznać! Chciałbym zacząć naszą znajomość od nowa. Jeżeli ty się oczywiście zgodzisz.
- Draco... Oczywiście, że się zgadzam. Też chciałabym to zacząć od nowa... – wyciągnęła w jego stronę rękę – Jestem Camelia Nott.
Draco zaśmiał się szczerze i uścisnął dłoń dziewczyny:
- A ja Draco Malfoy.
Po chwili w drzwiach sali stanęli Lucjusz Malfoy i Marietta Rosier z dość zdziwionymi minami. Lia uśmiechnęła się szeroko do swej ciotki:
- Witaj ciociu.
- Camelia – pani Rosier podbiegła do dziewczyny i przytuliła ją mocno – Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam.
Panna Nott nie wiedziała co odpowiedzieć. Jej ciotka nigdy nie była skora do wyznawania swych uczuć. Po chwili jednak się odezwała:
- Ciociu... Dobrze się czujesz? – po chwili jednak zdała sobie sprawę do kogo skierowała to pytanie i przykryła sobie usta – Ja przepraszam... Nie chciałam...
- Nie, nie... Dobrze... – Marietta mówiła przez łzy – Jak się czujesz? – pogłaskała dziewczynę po głowie.
- Już lepiej... Właśnie zaczynałam otwierać prezenty.
Marietta szybko otarła łzy i spojrzała na Lucjusza, który kiwnął głową jakby wiedział o co jej chodzi. I wiedział.
- Camelio... Ja... jestem w ciąży.
- Słucham? – Lia nie wierzyła własnym uszom.
- Tak.
- Jesteś tego pewna?
- Tak. Gdybym nie była pewna to bym ci tego nie mówiła.
- Ciociu to cudownie – Lia rzuciła się Marietcie na szyję i przytuliła ją mocno. – Ale mam jedno pytanie... I nie bądź na mnie zła...
- Pytaj!
- Kto jest ojcem? – wyszeptała.
KILKA TYGODNI PÓŹNIEJ
Lily i Severus czekali w salonie na przybycie Lii ze szpitala. Wszystko było już przygotowane Severus i przyszła pani Snape siedzieli przy stole i trzymając się za ręce oczekiwali na przybycie Malfoyów i Lii.
- Wiesz jaka jestem szczęśliwa? – uśmiechnęła się do swojego narzeczonego.
- Wiem... Mówisz mi to już jakiś setny raz?
- Ej! – dała mu kuksańca w bok, a Severus zaśmiał się serdecznie – Ty nie jesteś?
Snape właśnie rozmasowywał sobie bok:
- Też jestem szczęśliwy i to bardzo – zbliżył się do kobiety i zaczął ją całować. Tak się w tym zatracili, że nie usłyszeli pyknięcia deportacji. Chwilę uniesienia przerwał im pan Malfoy, który znacząco odchrząknął. Para wspomniana wyżej szybko od siebie odskoczyła.
- Tylko zostawić ich na moment samych – rzekła ironicznie Marietta, a na twarzy Lily zakwitł rumieniec.
- Ciociu... – rzekła Lia, która z pomocą Dracona właśnie usiadła do stołu. – Daj pani Greengrass i panu Snape’owi spokój. Widać, że się kochają. – posłała w ich stronę uśmiech. Lily wstała z krzesła i podeszła do młodej dziewczyny
- Cieszę się, że już wróciłaś. Czujesz się lepiej?
- Tak... O wiele.
- To dobrze. I mów mi Lily. – nachyliła się lekko nad dziewczyną i wyszeptała – Myślę, że Severus też nie będzie miał nic przeciwko. – Lily kątem oka zerknęła na Snape’a.
Lucjusz i Marietta stali szepcząc coś zawzięcie. Pierwszy odezwał się Lucjusz:
- Mamy wam coś do powiedzenia. Bardzo ważnego.
Marietta wzięła wielki wdech:
- Jestem w ciąży.
Weny Ciss... Mam nadzieję że was nie zawiodłam
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Narcissa Malfoy Administrator
|
Wysłany:
Nie 10:12, 14 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 983 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!
|
W salonie zapanowała grobowa cisza, jedyne co było słychać, to kilka brzęknięć dochodzących z kuchni. Marietta uniosła swój podbródek wysoko, ale po chwili zrezygnowała z tej pozy i spuściła głowę. Lia nie wiedziała co ma zrobić. Pamiętała słowa ciotki jak przez mgłę, zresztą pierwszy tydzień po przebudzeniu, był dla niej straszny. Draco na chwilę się uśmiechnął, doskonale pamiętał jak jego matka opowiadała, jak rodzice zareagowali, kiedy dowiedzieli się, że Draco jest w drodze. Lily krzyknęła coś, co miało oznaczać jej radość, zaś Severus pogratulował pani Rosier. Jedyną osobą, która nadal stała w szoku i się nie odzywała, był Lucjusz.
Stał kilka kroków za Mariettą.
- Ciociu, to chyba wspaniałe - rzuciła nagle Camelia, widząc, że Marietta wcale się nie cieszy, a załamuje. Młodszy Malfoy rozejrzał się i skrzywił nos. Coś tu nie pasowało, pomyślał.
W pokoju nikt się już nie cieszył. Wszyscy przestraszeni miną Marietty, zamilkli. Obawiali się jakiś złych wieści, a na dodatek pan domu stał z tyłu i podczas godzinnego przywitania Lii, nie odezwał się nawet najmniejszym słowem.
- Tak… chyba nie. Camelio, nie teraz - odrzekła ciotka, ze znanym jej dobrze zimnym i władczym tonem.
- To co, świętujemy? - zapytała Lily przygryzając wargę. Greengrass nie wiedziała, dlaczego panuje taka dziwna atmosfera. Tyle cudownych wiadomości na przestrzeni kilku minut, a wszyscy zgromadzeni w salonie, wyglądali jak na pogrzebie.
Nagle Severus zakaszlał, jakby zdał sobie sprawę z tajemnicy skrywanej przez Lucjusza. Malfoy podniósł wzrok na Snape`a, po czym kiwnął przecząco głową. Mistrz eliksirów zamilkł, by po chwili się odezwać do Lily.
- To nie najlepszy pomysł - powiedział cicho. - Odłożymy to na inny termin - dodał jeszcze, siadając przy stole.
Wszyscy zgromadzeni, poszli za jego przykładem, tylko Marietta nadal stała, a Lucjusz przechadzał się koło kominka.
Lily spojrzała błagalnym wzrokiem na Severusa. Chciała mu w ten sposób pokazać, że czas by ogłosić nowinę reszcie. Od ponad dwóch miesięcy mieszkali razem, może nie zżyli się najlepiej, ale wieści , które miała do przekazania powinni usłyszeć wszyscy.
- Świętujmy. Marietta jest w ciąży, Lia jest już zdrowa i co najważniejsze jest w domu. A ja.. my. To znaczy Severus i ja mamy zamiar się pobrać - rzuciła radoście uśmiechając się szeroko do Nott i Malfoya, siedzących naprzeciwko ich.
Lia zrobiła kamienną minę, a po chwili chciał się zaśmiać. Doskonale pamiętała Snape`a ze szkoły. Nie potrafiła uwierzyć, że ten, oto siedzący naprzeciwko niej, czarny nietoperz, zdobył się na odwagę i poprosił kobietę o rękę.
Draco kątem oka zauważył jej lekko uśmiechające się usta. Jego myśli błądziły dokładnie koło tych samych kwestii, które poruszyła w swojej głowie Lia. Następnie blondyn przeniósł wzrok na ojca i wiedział, że śmiech to nienajlepszy wybór. Ścisnął, więc rękę Lii pod stołem, dając jej znak, że to nie najlepsza pora. Dziewczyna zamilkła.
- Cudownie - szepnęła roztargniona Marietta, po czym usiadła przy stole, ukrywając swoje uczucia przed wszystkimi.
- Lucjuszu, mamy nieciekawe wieści - wtrącił się nagle Snape, kompletnie zmieniając temat.
Malfoy podszedł do stołu i zerknął na Severusa. Skinął głową i usiadł daleko Marietty, lecz na tyle blisko, by widząc jej łzy w oczach. Przeklął w myślach, po czym uderzył pięścią o stół. Rosier była najsilniejszą i najbardziej niezależną kobietą jaką znał, a przez niego zrobiła się tykającą bombą. Płakała, nie potrafiła się na niczym skoncentrować i co gorsza, już od miesiąca ukrywała przed Lią, kto jest ojcem dziecka.
- Mów, śmiało… Już mnie nic nie zdziwi - odrzekł beznamiętnie Lucjusz, bacznie obserwując swojego syna. Zastanawiał się jak Draco może zareagować na nowiny o dziecku Rosier. Niestety nie potrafił nic przewidzieć, ale obawiał się, że to może odebrać jako zdradę jego matki i rodziny.
Snape wyciągnął jakieś dokumenty, które Lily przez ostatnie tygodnie spisywała i podał Lucjuszowi. Malfoy rzucił na nie okiem.
- Mamy uciekać z Wiltshire i zostawić opuszczony dwór? - zapytał ironicznie pan domu, wskazując na Lię i Dracona.
Marietta prychnęła, a Lily zakaszlała.
- Tak, Ministerstwo zaczęło rozwiązywać małe grupki mieszkające ze sobą. W zeszłym tygodniu Goyle trafił do Azkabanu i nie wiadomo kogo jeszcze skazali na pocałunek dementora - wytłumaczył, zawzięcie szukając jakiejś konkretniej kartki.
- Pod jakim zarzutem? - dopytał Draco. Doskonale wiedział o co chodziło, ojciec od kilku dobrych miesięcy wtajemniczał go we wszystko, na wypadek… jego niedyspozycji.
- Spiskowania za plecami władzy - wtrąciła Lily, pokazują wszystkim wycinek z Proroka.
- Czyli ci, którzy mieszkali ze sobą… nic nie łączyło? Tylko interesy i dlatego ich zamknęli? - zapytała Marietta, zdając sobie sprawę, że ją i Lucjusza nie łączyły już tylko interesy.
Malfoy spojrzał na nią, zrozumiał o co pytała, wiec odetchnął. Ciąża mogła ich uratować przed wiezieniem. Gdyby tylko Aurorzy przybyli do dworku i chcieli rozwiązać ich grupę, nie mogli by. Dracona i Lię łączyło coś, co można było nazwać młodzieńczym zauroczeniem, Severus i Lily byli prawie małżeństwem, a na dodatek Snape nie miał domu, więc jego pobyt w Malfoy Manor był uzasadniony. Do całej kolekcji wymówek dołączyła ciąża, która najmocniej wiązała dwoje dorosłych ludzi.
- Nasza grupa jest bezpieczna - dodała bezmyślnie Camelia, która nie chciała nigdzie uciekać. Było jej tu dobrze, a przynajmniej tak myślała. Była jeszcze słaba, szpital strasznie ją osłabił, a jej blizny nadal pulsowały niemiłosiernym bólem.
Lucjusz uśmiechnął się krzywo.
- Bardzo bezpieczna - mruknął wstając i pochylając się do Severusa i Lily. - Wybaczcie, ale wraz z panią Rosier chcielibyśmy porozmawiać z dziećmi, na osobności - wytłumaczył i zerknął na Mariettę, która robiła się coraz bardziej blada.
- Dobrze się składa, bo musimy coś omówić - uśmiechnęła się Greengrass i wraz z narzeczonym zniknęli w ogrodach Malfoy Manor.
____________oOoOoOo_________________oOoOoOo___________
Lily złapała Severusa za rękę, ponieważ nie nadążała za jego żwawym krokiem. Mruknęła coś pod nosem, po czym zerknęła na mały okrąg zdobiący jej dłoń.
- Dlaczego tak biegniesz? - zapytała łapiąc oddech.
Snape jej nie odpowiedział, tylko zatrzymał się gwałtownie i odwrócił do kobiety.
- Muszę ci coś pokazać, a po za tym musimy oddalić się od ich domu - wytłumaczył, pozostawiając kobietę w niewiedzy.
- Oddalić? Ja już się przyzwyczaiłam i…
- Lily! Nie zdajesz sprawy co się stało! Co oni… zrobili! Ja nie wiem jak Draco… i Camelia to przyjmą - szeptał niezrozumiale. Jego ton był oskarżycielski, ale poniekąd wiedział, że to może ich uratować.
- Co ty mówisz? - zapytała, próbując złapać go za rękę.
- Nie, nieważne - dodał, zdając sobie sprawę, że to sprawa Malfoyów.
- Mów! - warknęła. Nie lubiła kiedy zaczynał jeden temat, a potem kończył, nie tłumacząc niczego.
- To dziecko… Może nas podzielić, ale może również złączyć - odrzekł tajemniczo, zostawiając Greengrass bez konkretnego wyjaśnienia.
Kiedy cała czwórka została sama w pomieszczeniu, Lucjusz otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Marietta mu ucięła głośnym stwierdzeniem.
- Nie ma problemu - zaczęła, otarła łzę z policzka i kontynuowała - usunę dziecko.
Zapanowała cisza. Draco nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Miał wrażenie, że ojciec chciał przekazać im coś ważnego, a nie rozmawiać o ciąży Marietty.
Lia wstała szybko i podeszła do Rosier.
- Ale tak bardzo chciałaś dziecka… Własnego dziecka - poprawiła. - Po tym co się stało z Larysą i Hektorem - dodała, a Marietta mimowolnie spojrzała na Lucjusza i uciszyła Camelię.
- Kim oni są? - zapytał ostro Lucjusz, wiedząc, że Marietta o nich nie wspominała.
Draco zachwiał się na krześle i pochylił nad zgromadzonymi.
- Czy ktoś mi powie co się dzieje?
- Draco, zaraz się dowiesz - ojciec krzyknął na syna, zdezorientowany słowami panny Nott. - Kim oni są? - zapytał jeszcze raz starszy Malfoy.
- Moje dzieci… i Evana. Zmarły jeszcze przed urodzeniem - dodała bardzo cicho. Tylko ona i Camelia wiedziały o dwójce dzieci i małych nagrobkach na cmentarzu w zachodniej Anglii.
- Dlaczego o tym nie mówiłaś? - zapytał. Lia patrzyła z szokiem na Dracona. Obydwoje wiedzieli, że ich opiekunowie są na oficjalnej stopie koleżeństwa. Teraz wszystko się zmieniło, młodzież zauważyła, dziwne spojrzenia między nimi.
- A co miałam powiedzieć? - krzyknęła, nie zważając już na towarzystwo dzieci. - „ Lucjusz, chcę to dziecko tak bardzo, że nawet nie potrafisz sobie wyobrazić. Pochowałam już dwójkę, ale nie zniosę trzeciego pogrzebu”? - zapytał, cytując siebie tak, jak Malfoy tego oczekiwał.
- Ojcze - mruknął Draco.
- Nie teraz - syknął Lucjusz.
Lia skrzywiła się. Wszyscy odnosili się do siebie z pogardą, a atmosfera robiła się naprawdę napięta.
- Posłuchaj… - zaczął jeszcze raz Lucjusz, zwracają się do Marietty.
- Nie, sprawa zamknięta. Zrozumiem, jeśli nie chcesz dziecka - wyszeptała i pozwoliła swojej siostrzenicy otrzeć łzy. Camelia doskonale rozumiała co czuje jej ciotka. Pomimo iż kobieta kryła się z emocjami, to pozwoliła Nott dotrzeć do niektórych zakamarków jej intymnego życia. Dziewczyna wiedziała również o pragnieniu Rosier, o tym, jak bardzo chciała swoje dziecko, lecz ze śmiercią Evana, jej pragnienia legły gruzach.
Draco wstał i spojrzał wściekle na ojca, potem przeniósł wzrok na Rosier.
- A dlaczego mój ojciec miałby chcieć to dziecko? - zapytał młody Malfoy Mariettę, takim tonem, jakby uważał to za obrazę jego ojca.
- Draco, uspokój się i nie tym tonem! - warknął Lucjusz.
- Ojcze, nie. Dlaczego miałbyś chcieć dziecka tej kobiety? - rzucił Draco, patrząc na Mariettę.
Lia załkała cicho, kiedy usłyszała młodego Malfoya.
- Ponieważ to MOJE dziecko - wydusił Lucjusz, pozostawiając wszystkich w szoku.
Mam nadzieję, że niczego jakoś wybitnie nie popsułam xDD
Weeeny Ola!
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Chochlik Przyszła pani Malfoy
|
Wysłany:
Nie 11:55, 14 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 615 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)
|
Lily nic nie rozumiała, ale czuła, że teraz niczego się nie dowie. Severus lubił mówić zagadkami i jeśli czekała ich wspólna przyszłość (a Greengras wiedziała, że tak właśnie jest) będzie musiała się tego w końcu nauczyć je rozwiązywać. Kiedy zaczynali razem pracować próbowała to zrobić, ale wtedy nie spędzali ze sobą tak wiele czasu jak teraz, zwykle po prostu wzruszała ramionami, mając nadzieję, że mężczyzna kiedyś jej wytłumaczy o co chodzi.
- To dziecko należy się Marietcie – powiedziała kobieta, myśląc, że ona też zawsze chciała mieć dziecko. Czuć drugą osobę pod swoim sercem. Zanim zdążyła się powstrzymać położyła rękę na swoim brzuchu i westchnęła. Severus przyglądał się jej ruchom. Czy zabrał jej też możliwość macierzyństwa? On tego nie rozumiał, ale z tego co zauważył dla kobiet było to niezwykle ważne.
- Porozmawiamy w pokoju – szepnął i puścił Greengras przodem. Kobieta weszła do środka i usiadła na swoim ulubionym fotelu przy kominku. Buchające z niego ciepło zaczęło ją przyjemnie ogarniać.
- Uważam, że to wspaniałe, że w końcu doczeka się swojego potomka – kontynuowała ruda, nie zważając na niezadowoloną minę swojego narzeczonego.
Snape usiadł na fotelu obok kobiety i ukrył twarz w dłoniach.
- Co się dzieje, Sev? – zapytała miękko, próbując odciągnąć ręce z twarzy mężczyzny.
- Moją nieśmiałością odebrałem ci nie tylko lata młodości – szepnął, a kobieta po raz kolejny nie wiedziała o co mu chodzi.
- Nie mów zagadkami. Wiesz, że tego nie lubię – powiedziała. Wzajemnie obwiniali się za stracony czas, kiedy całe życie stoi przed nimi otworem. Życie w nowym świecie, w którym nie było Voldemorta.
- Przeze mnie nie masz dziecka – odpowiedział jej mężczyzna. – Przepraszam.
Kobieta zaśmiała się cicho.
- Severusie, jeszcze nie wszystko stracone – szepnęła. – Marietta jest starsza ode mnie.
Mężczyzna skinął głową, ale doskonale wiedział, że ciąża w tak późnym wieku, może być zagrożeniem dla kobiety. Nie mógł ryzykować życia Lily. Nie teraz kiedy zdecydował się jej powiedzieć co czuje.
Lia oprała się o oparcie krzesła i zjechała po nim delikatnie, przyjmując pozycję półleżącą. Nigdy by nie pomyślała, że ojcem dziecka jej ciotki może być Lucjusz Malfoy. Draco otworzył szerzej oczy i ciskał wściekłymi spojrzeniami to na ojca, to na ciężarną.
- Matka nie żyje od sześciu miesięcy – wysyczał młody Malfoy. Czuł się tak, jakby właśnie przyłapał ojca na zdradzie. Marietta spuściła głowę i cofnęła się obawiając się wybuchu złości chłopaka.
- Draconie Lucjuszu Malfoyu – zagrzmiał pan domu, chcąc przywołać swoje dziecko do porządku.
- Nie! – rzucił. – Jak mogłeś! Ona… - warknął, odpychając się od stołu. – Zdradziłeś ją!
- Twoja matka nie żyje! – krzyknął Lucjusz. Nie planował zbliżenia z Mariettą, to wyszło samo z siebie, a teraz ponosi odpowiedzialność tego. Zaczynał rozumieć dlaczego kobieta, nie chciała od razu mówić dzieciom kto jest ojcem jej dziecka.
- Narcyza nie żyje. Twoja matka nie chciała żebyśmy po jej śmierci nie mogli ułożyć sobie życia – kontynuował starszy Malfoy. Lia zauważyła, że po twarzy jej ciotki zaczynają spływać łzy. Widziała jaka jest zdenerwowana tą sytuacją i nie chciała jej jeszcze bardziej denerwować.
- Jak mogłeś! – powtórzył chłopak. – Jak mogłaś… - zaczął mówić w stronę Rosier.
- Draco – szepnęła dziewczyna stając u jego boku. Wplotła swoją dłoń w jego i uścisnęła ją mocno. – Chodź, proszę.
Chłopak wytrącił jej rękę.
- Uwiodłaś go! – warknął w stronę Rosier, a kobieta otworzyła zaszokowana usta. Nikt nigdy jej o to nie oskarżył.
- Draconie – krzyknął Lucjusz.
- Draco – powtórzyła dziewczyna – Proszę, chodź ze mną.
Chłopak spojrzał na nią zamglonym wzrokiem. Złapał ją za nadgarstek i tak jak chciała wyszedł z nią z pomieszczenia.
Drzwi zamknęły się z hukiem.
Lucjusz spojrzał na kobietę. Ocierała łzy z policzków, była widocznie podenerwowana.
- Przepraszam za Dracona – powiedział Malfoy. Czuł, że źle rozegrali tę rozmowę. Gdyby zabrał go na tak zwaną „męską rozmowę” przyjąłby to trochę lepiej? W duchy był wdzięczny za to, że Lia zareagowała przed nim i dała się wyciągnąć w dość brutalny sposób z pokoju.
- Nie przepraszaj – rzuciła kobieta, podchodząc bliżej niego. Lucjusz nie potrafił zrozumieć jak z silnej i niezależnej kobiety, Marietta stała się taka… miękka, słaba.
- Chłopak miał prawo tak o tym pomyśleć – szepnęła i usiadła na kanapie przed kominkiem. Kątem oka zerknęła na zastawiony stół. Malfoy kazał posprzątać skrzatom ze stołu, zostawiając zastawę dla dwóch osób. Resztę jedzenia elfy miały zanieść do pokojów nieobecnych.
- Nie tak go wychowaliśmy – powiedział. – Naprawdę nie chciałem…
- Twój syn jest już dorosły, Lucjuszu. Nie tłumacz go – żachnęła się kobieta. – Prawdę mówiąc obawiałam się, że będzie gorzej – powiedziała gorzko i wstała z kanapy. Podeszła do stołu i wzięła z niego pucharek z sokiem. Upiła trochę z niego.
- Oczekiwałem, że zareaguje mniej gwałtownie – powiedział. Dalej czuł się winny z powodu zachowania dziedzica swojego majątku. Kobieta westchnęła ciężko, chcąc wierzyć, że podjęła dobrą decyzję.
Przez kilka minut stali w ciszy nie patrząc na siebie. Ciszę przełamał Lucjusz, mówiący, że Marietta powinna coś zjeść. Zasiedli razem do stołu i w ciszy spożyli kolację.
Godzinę później Rosier udała się do swojej sypialni, była zmęczona wydarzeniami z całego dnia. Lucjusza natomiast czekała rozmowa z synem. Nie zamierzał tolerować takiego zachowania w swoim domu.
Lia nie chciała szarpać się z chłopakiem, nie miała na to siły. Choć uścisk Dracona na jej nadgarstku, sprawiał, że ból był silniejszy nie protestowała. Dopiero jej ciche łkanie, kiedy ból stał się nie do wytrzymania, sprawiło, że Malfoy zatrzymał się.
- Lia, ja… zapomniałem – gniewna nuta nadal była wyczuwalna w jego głosie, ale złagodniał widząc co zrobił.
- Zaraz przestanie boleć – mruknęła, nie patrząc na chłopak. Tak bardzo chciała się zachowywać jak dama, ale wychodziło jej to coraz gorzej.
- Dlaczego nic nie mówiłaś? – zapytał z wyrzutem. Dalej obwiniał się za to co się stało dziewczynie trzy tygodnie temu i nawrót jej problemów zdrowotnych w szóstej klasie. Jak przez mgłę pamiętał, że przez jakiś czas po tym wydarzeniu nie widział jej na lekcjach, wtedy się tym nie przejmował. Miał inne zmartwienia na głowie.
- Lia, czy w szóstej klasie, po tej zabawie, kiedy my… - przerwał widząc grymas na twarzy dziewczyny. – Przez jakiś czas nie pojawiałaś się na zajęciach, czy…
- Ach, już wiesz – szepnęła. – Kto ci powiedział? – dziewczyna nie chciała się przyznawać do swoich słabych stron.
- Przeczytałem w twojej karcie – odpowiedział jej, chodząc po pokoju. To go uspokajało. Nie chciał wybuchnąć przy dziewczynie, wiedział, że w złości potrafi powiedzieć o kilka słów za dużo. Dziewczyna wstała z fotela i podeszła do kominka. Utkwiła wzrok w ogniu, żeby nie musiała patrzeć na chłopaka. Nie chciała widzieć jego reakcji na wiadomości.
- Nigdy tego nikomu nie tłumaczyłam – mruknęła, ogrzewając dłonie. – Kiedy się stresuję, przestaje jeść. W szóstej klasie po tym, obawiałam się konsekwencji i przestałam zupełnie jeść i pić. Nie mogłam na siebie patrzeć, nie wspominając nawet o tym, żeby spojrzeć ci w oczy. Organizm długo nie wytrzymuje bez tego i szybko trafiłam do skrzydła szpitalnego i spędziłam tam trochę czasu – szepnęła. – Nie przejmuj się, moje życie jest jednym wielkim stresem. Teraz jest trochę lepiej, przynajmniej było do…
- Naszej kłótni – dokończył Draco stając za dziewczyną. Przez jej pobyt w szpitalu zbliżyli się do siebie. Delikatnie odwrócił ją do siebie i objął ją. Dawał jej możliwość odsunięcia się od niego, ale Lia nie zrobiła tego. Dziewczyna potrzebowała teraz bliskości, kogoś kto choć trochę ją zrozumie. Wtuliła się w chłopaka, opierając głowę na jego torsie.
Weny Kasiu!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Nie 13:11, 14 Sie 2011, w całości zmieniany 3 razy |
|
|
PannaSnape Puchon
|
Wysłany:
Nie 21:15, 14 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 435 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^
|
- Lily... Nie.
- Dlaczego?
- Nie, bo możesz stracić życie. Ciąża w takim wieku może cię wyniszczyć, a tego nie chcemy... Prawda?
Nagle do pokoju weszły skrzaty, które postawiły na stoliku jedzenie, kłaniając się w stronę Lily i Severusa.
Greengrass naburmuszyła trochę minę i zasiadła do stołu, by zacząć jeść. Snape stanął za nią i zaczął składać na jej karku delikatne pocałunki.
- Proszę Cię... Nie złość się.
Mężczyzna po tym wszystkim co się stało nie chciał by Lily była znów na niego zła. Nie chciał jej stracić.
- Severusie! Zawsze możemy spróbować...
- Chcesz ryzykować własne życie dla dziecka? – czarnowłosy wyprostował się i spojrzał na Lily zdziwiony.
- Chcę... Chcę, bo wtedy to będzie dopełnienie naszej miłości.
- Ale... – Severus usiadł przed rudą – Ale gdyby nawet się udało to te dziecko może być w wielkim niebezpieczeństwie. Zaufaj mi. Ministerstwo infiltruje nasze domy, mieszkania... Nawet nie będziemy mieli porządnego ślubu, tylko małą ceremonię, bo...
Kobieta uciszyła go kładąc mu palec na ustach.
- Ciii... Wiem, że ministerstwo depcze nam po piętach, ale... Ja cię kocham i nie ważne co się będzie działo... Zawsze tak będzie.
Lia stała oparta o tors chłopaka. Po przejściach i rozmowach w szpitalu miała o wiele większe zaufanie do chłopaka. Traktowała go teraz ja swojego bliskiego przyjaciela, jak kogoś z kim może porozmawiać o wszystkim. Nagle chwilę późnirj do pokoju gwałtownie ktoś zapukał. Lia nie odsunęła się od chłopaka, a ten powiedział:
- Proszę.
Do pomieszczenia wszedł pan Malfoy, który spojrzał na młodych chłodnym wzrokiem, który za chwilę patrzył tylko na Draco.
- Synu... Chciałbym z Tobą porozmawiać. Czy panienka Nott mogłaby nas na chwile zostawić samych?
- Oczywiście – dziewczyna odeszła od młodego Malfoya, wyminęła Lucjusza i wyszła cicho zamykając drzwi. Gdy tylko to się stało ojciec Draco rzucił na pomieszczenie zaklęcie wyciszające i rozpoczął swoją tyradę.
- Draconie Lucjuszu Malfoyu! Nie zamierzam tolerować takiego zachowania w moim domu! Jak mogłeś obrazić panią Rosier? Nie tak cię wychowaliśmy!
- Właśnie! Wychowaliście! Już zapomniałeś, że pół roku temu zmarła moja matka, a twoja żona? Już o niej nie pamiętasz?!
- Nie wysuwaj błędnych wniosków Draconie! Twoja matka na pewno, by nie chciała, żebyśmy żyli w sumtku. Na pewno chciałaby naszego szczęścia. Nie uważasz?!
Lia szła w stronę swojego pokoju... Gdy przechodziła obok pokoju ciotki zauważyła uchylone drzwi, więc zajrzała i weszła do środka. Na łóżku leżała Marietta, która była w ogóle nie przykryta. Lia martwiła się o ciotkę, więc podeszła i przykryła ją kocem, żeby nie zamarzła. Już miała zamykać drzwi gdy usłyszała ciche wołanie:
- Camelia... Poczekaj...
Dziewczyna cofnęła się do pokoju i stanęła przy łóżku pani Rosier.
- Tak?
- Usiądź... Ty... Ty sądzisz tak samo jak Draco?
Lia tak naprawdę miała mieszane uczucia co do tej sytuacji. Z jednej strony się cieszyła, ale z drugiej... Nie wiedziała co o tym myśleć. Nie wiedziała co myśleć o Lucjusz Malfoyu, który stracił żonę, i miałby być ojcem dziecka jej ciotki.
- Ciociu... Ja chcę twojego szczęścia... Uważam, że pan Malfoy będzie świet...
- Odpowiedz mi na pytanie!
- Nie. Nie sądzę, że uwiodłaś pana Malfoya. Jeżeli doszło do tego co doszło to znaczy, że obydwoje tego chcieliście.
Marietta przyglądła się jej uważnie.
- Zawsze byłaś tak podobna do matki. I z charakteru i z wyglądu.
Lia poczuła nadzieję, że ciocia opowie jej w końcu o jej matce. Zawsze unikła tego tematu.
- Naprawdę? Tak bardzo chciałabym wiedzieć jaka była. Powiesz mi to w końcu ciociu?
W oczach Rosier powoli zaszkliły się łzy, ale kiwnęła lekko głową.
- Opowiem.
Weny Ciss
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Narcissa Malfoy Administrator
|
Wysłany:
Pon 8:43, 15 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 983 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!
|
Kobietę zaskoczyły nagle wyznania Severusa. Snape zawsze uchodził za osobę bardzo skrytą, nawet rzadko kiedy dzielił się zawodowymi tajemnicami, czy nowinami. Wiele jego współpracowników, rezygnowało ze względu na jego ton i usposobienie. Lily nie raz była na skaju załamania. W takich chwilach chciała odejść i zostawić współpracę z Severusem daleko za sobą. Od dawna miała do niego słabość, a nie chciała, żeby ich znajomość przekształciła się w coś toksycznego i niedozwolonego w miejscu pracy.
Greengrass była zdolna zaryzykować kłopoty, tylko dla niego. Lecz wiedziała też , że Severus jest za bardzo obowiązkowym człowiekiem. Nigdy nie złamał by żadnych zasad, a szczególnie tych moralnych.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zapytał mężczyzna po jakimś czasie, machając rudej przed nosem.
Lily ocknęła się i szybko wróciła do rzeczywistości. Spotkało ją przykre rozczarowanie, ponieważ Severus dalej kontynuował monolog poświęcony jej życiu i przypuszczalnego dziecka.
- Nie - rzuciła odważnie, wstając i przechadzając się po pokoju.
- Więc jaki jest sens mojego wysiłku? - zapytał sam siebie, po czym odwrócił się i zaczął grzebać w jakiejś szufladzie. - Gdzie to jest? - szepnął do siebie.
Kobieta wzruszyła ramionami i powróciła do swoich myśli.
Wiedziała, na pewno, że dziecko z Severusem, byłoby spełnieniem jej marzeń. Nigdy jakoś się nad tym nie zastanawiała. Przez lata bolał ją fakt, że Snape traktuje ją jak zwykłą znajoma, więc myśli dotyczące potomstwa zostały przyćmione tymi, które mówiły o partnerstwie i miłości.
- Mam! - krzyknął mistrz eliksirów, siadając na kanapie przy Lily.
W swojej dłoni trzymał wielkie, czarne pudełko pokryte skomplikowanymi kształtami.
- Co to jest? - zapytała kobieta, czując nieprzyjemny zapach wydobywający się z wnętrza pudła.
Severus zmarszczył noc, a następnie obrócił wielki kwadrat kilka razy w dłoniach. Zdecydowanym ruchem rzucił to na podłogę. Ku oczom Lily pokazały się wielkie księgi i jakieś kielichy, wyskakujące z pudła i ustawiające się w rzędzie przed kobietą.
Ruda miała ochotę przekląć pod nosem.
- Co to jest? - warknęła, zasłaniając swoje uszy. Kielichy hałasowały, kiedy wyskakując, obijały się o siebie.
- Pudło rodziny Prince`ów - powiedział lekceważąco, wyciągając mały notatnik i podając go kobiecie. Następnie wyciągnął jeszcze mniejsze pudełko i również umieścił je na kolanach Lily.
- Należało do twojej matki? - zapytała, doskonale pamiętając nazwiska wszystkich krewnych Snape`a.
- Do mojego dziadka… Moja matka go nigdy nie dostała, należy do męskiego potomka - zaśmiał się dziwnie i pogonił Greengrass.
Kobieta uchyliła wieko małego pudła znajdującego się na jej nogach. Otworzyła swoje usta w szoku, po czym je zamknęła. Ten ruch powtórzyła kilkakrotnie, zanim zaczęła mówić.
- Skąd TO masz?! - krzyknęła na cały głos i z niedowierzania wzięła wielką księgę.
- Mam wiele takich rzeczy - rzekł.
- To zostało zakazane w średniowieczu, a mamy XXI wiek - zaśmiała się na głos i podniosła księgę, by móc przyjrzeć się okładce.
Zanim jednak otworzyła pierwszą stronę, ze środka wypadła kartka, starannie zapisana przez Czarnego Pana. Lily spojrzała na mężczyznę, a ten zbladł, kiedy szybko zobaczył treść listu.
Pomimo, iż Rosier obiecała opowiedzieć swojej siostrzenicy o jej matce, nie potrafiła wydusić z siebie słowa.
- Opowiem kiedy indziej - uściśliła, próbując opanować drżenie swoich rąk.
Lia zwiesiła głowę i skrzywiła się. Myślała, że w końcu dowie się czegoś więcej, a znowu spotkało ją niemiłe rozczarowanie.
- Ciociu… - zaczęła ponownie Camelia, ale Marietta jej przerwała.
- Camelio, proszę… Nie jestem teraz w stanie - załkała, zasłaniając sobie twarz przed siostrzenicą. Rosier bardzo nie lubiła pokazywać emocji, ale na przestrzeni ostatnich miesięcy, nie potrafiła być już oziębła i beznamiętna. Okoliczności wymagały od niej dostosowania się do zaistniałych sytuacji.
- Rozumiem - odrzekła Nott, kiwając głową.
Nastała cisza. Marietta nie chciała się już odzywać, nie miała nawet ochoty oddychać, w tym momencie. Camelia, z drugiej strony, bała się cokolwiek powiedzieć, jej ciotka była tak drażliwa, że można ją było teraz zranić każdym słowem.
- Nie chcesz, żebym urodziła to dziecko - stwierdziła Marietta siadając na łóżku. Spojrzała na Camelię i uśmiechnęła się delikatnie.
Nott otworzyła szeroko oczy i próbowała zrozumieć stwierdzenie ciotki.
- Ja? Dlaczego? Wiem, jak bardzo pragnęłaś dziecka - tłumaczyła się, ale ciotka ją znała. Wystarczyło jedno spojrzenie, by rozszyfrowała intencje Cameli.
- Bądź ze mną szczera, wszystko zniszczy - zauważyła, machnęła teatralnie ręką i kontynuowała - już macie kłopoty z Draconem z powodu tego - wskazała na swój, jeszcze, płaski brzuch. - A kiedy urodzi się… nie będę już mogła poświęcać ci tyle czasu ile teraz - mruknęła.
Panna Nott kiwała co chwila głową. Jej policzki poróżowiały. Ciotka miała rację, ale Camelia wiedziała, że będzie bronić ciotki przed Draconem. Pomimo, iż chłopak nie był jej obojętny, nie mogła pozwolić by mówił źle o Marietcie.
- Ciociu, nie o to chodzi - wytłumaczyła, siląc się na miły ton. - Ja po prostu nie chcę, żebyś pochowała trzecie dziecko. Gdyby coś się stało… nie przeżyłabym trzeciego pogrzebu - wyszeptała smutno.
Rosier uśmiechnęła się ironicznie.
- Nie mówmy o nich, codziennie staram się o nich nie myśleć… Swoja drogą, chciałabym, żebyś przeszła do Severusa i pożyczyła od niego kilka cynowych kociołków i fiolek - powiedziała. - Potrzebuję zrobić eliksir dla dziecka.
Dziewczyna kiwnęła i podeszła do drzwi. Rosier wstała, owijając się szlafrokiem.
- Czekaj - wyszeptała.
Lia zdziwiła się tonem ciotki, odwróciła się do niej.
- Będę te dziecko kochała tak jak ciebie, Camelio - odrzekła. - Zasługuje na tyle samo miłości, ni mniej, ni więcej - wyznała, a następnie ruchem ręki pogoniła Nott.
Dziewczyna uśmiechnęła się do Marietty, po czym opuściła jej komnatę i udała się do gabinetu Snape`a.
Marietta zaczęła przeszukiwać swoje dawne notatki i zalecenia lekarza, kiedy znalazła tego czego potrzebowała, zauważyła, że brakuje jej pewnej książki. Musiała iść do biblioteki, ale skoro nie znała hasła, najpierw postanowiła odwiedzić Lucjusza.
Draco spojrzał błagalnie na ojca. Chłopak był twardy, trudno było go zranić, ale każde słowo ojca, było jak kolejne uderzenie nożem.
Lucjusz przybrał dziwną pozę, po czym podszedł do barku i nalał sobie i Draconowi jakiegoś trunku. Podał szklankę synowi i kazał mu się napić.
- Jak możesz podważać moje uczucia do twojej matki?! - krzyknął - Nikt, nigdy… na całym świecie nie może jej zastąpić! - syknął, widząc, że Draco się waha.
Młody Malfoy zbladł, jego oczy zaszkliły się, a jego wzrok odruchowo powędrował na zdjęcie matki, umieszczone na biurku ojca. Draco uśmiechnął się do niej.
- Tato - zaczął, rezygnując z oficjalnego tonu. - Minęło dopiero osiem miesięcy- wyszeptał, wypijając zawartość szklanki, na jednym wdechu.
Ojciec wiedział już, że rozmowa schodzi na inne tory, więc dolał Draconowi alkoholu.
- Słuchaj, to co się stało… Nie mogłem tego przewidzieć, nie planowałem tego. Po prostu się stało… - wyznał. - Chwila słabości i załamania - wytłumaczył.
Draco próbował go zrozumieć, ale wiedział, że był zbyt młody.
- Tato, zdradziłeś ją! - blondyn nie wytrzymał i z zamachem opadł na skórzaną sofę.
- Nie - wyszeptał Lucjusz. - Nie złamałem żadnej przysięgi, ani obietnicy. Dopóki śmierć nas nie…
- Rozłączy - dokończył młody Malfoy. - Wiem, znam tę część. Ale cholerne dziecko?
Lucjusz nie wiedział już co ma powiedzieć synowi. Miał dwa wyjścia, kazać mu odejść i zostawić wszystko bez komentarza, albo wyznać, jak było naprawdę.
Draco dopił kolejną szklankę do końca, ale ojciec nie dolał mu więcej alkoholu. Wziął od niego naczynie i umieścił na niewielkim stoliku.
- Chcesz wiedzieć jak było? - zapytał załamany Malfoy.
- Ojcze, skoro to dziecko - odrzekł zimno. - Ma być… ehm… moim rodzeństwem, to chcę wiedzieć… Wszystko.
Lucjusz zaśmiał się pod nosem. Draco nie chciał znać wszystkiego.
- Pamiętasz, kiedy mówiłeś mi o swojej nocy z panienką Nott? - zapytał spokojnie, a Draco zwiesił głowę.
- To co innego! - warknął.
- Żałujesz tego, więc to, to samo! - przyznał, przechadzając się po swoim gabinecie.
Draco próbował zrozumieć jego słowa. To nie miało nic wspólnego z jego występkiem w szóstej klasie. Nie rozumiał, jak ojciec mógł coś takiego porównywać do jego działań. On nie miał żony, która mu zmarła. Nie miał dziecka i co najważniejsze, w najbliższej przyszłości się go nie spodziewał.
- Ojcze, nie porównuj mojego czynu, do twojego - krzyknął młody Malfoy, kiedy uzmysłowił sobie, że ojciec próbuje się sprytnie wytłumaczyć.
- Jak mam ci to powiedzieć? - zapytał sam siebie. W końcu odwrócił się do Dracona i położył dłoń na jego ramieniu.
- To dla mnie nic nie znaczyło - wyszeptał. - To dziecko nie ma znaczenia, jest dla mnie nikim - odrzekł dość wyraźnie, a potem obydwoje usłyszeli czyjś głośny oddech.
Lucjusz podniósł wzrok i zobaczył Rosier, stojącą wewnątrz gabinetu.
- Draco poszukaj panienki Nott i wyprowadź z domu - nakazał Malfoy, bacznie obserwując Mariettę. Nie wiedział, czy słyszała jego słowa.
Camelia zapukała i uchyliła drzwi do gabinetu Snape`a, ale nikogo tam nie zastała. Weszła więc i zabrała z wielkiej szafy to o co prosiła ją ciotka. Włożyła kilka fiolek do kociołka, po czym ruszyła z powrotem do pokoju Rosier.
Idąc korytarz dziewczyna uważnie rozglądała się po ścianach, na których było mnóstwo portretów. Niektóre przezywały ją, zaś inne kłaniały się nisko.
Nagle Nott usłyszała czyjeś krzyki i jakiś hałas.
- Tu jestem - powiedziała, kiedy zdała sobie sprawę, że ktoś jej szuka.
Stała w milczeniu, aż zza rogu wybiegł Draco. Uśmiechnął się chłodno, po czym próbował złapać oddech. Nadal w jego głowie krążyły słowa ojca.
- Dobrze, że cię znalazłem - rzucił. - Chodź ze mną… natychmiast - nakazał.
- Uspokój się - odrzekła.
- Nie ma czasu, chodź proszę. Muszę z tobą porozmawiać - szepnął, przejmując jej kociołki.
Marietta zamknęła oczy, by Lucjusz nie zauważył jej łez. Miała dość takiego zachowania. Nie wiedziała już co ma począć, to ona wyznaczała trendy, to ona kierowała społeczeństwem, a teraz dała sobą manipulować i to w tak banalny sposób.
- To nie tak… byłem… To znaczy jestem… - Malfoy zaczął się tłumaczyć, ale Rosier mu przerwała, głośno kaszląc.
- Bardzo dobrze - powiedziała chłodno, odwracając się do niego plecami. Chciała jak najszybciej opuścić jego gabinet. - Ty mnie również nie obchodzisz.
- Zaczekaj, to… Miałem coś innego na myśli - dobierał bezsensowne słowa, ubierając je w beznadziejne zdania.
- Słyszałam wszystko. Wiesz, że nie chcę nic od ciebie… Wystarczyło gdybyś je tylko zaakceptował - mruknęła wychodząc z pomieszczenia.
Rosier wzięła oddech i odwróciła się przy drzwiach.
- Wyjeżdżam jeszcze dzisiaj - wyszeptała, opuszczając gabinet.
Weeny Ola!
edit.( wiem, że Severusowi i Lily nie napisałam jeszcze jednego fragmentu, ale nie chciałam wprowadzać kolejnych rzeczy, bo wiem, że Ola pociągnie ładnie całość.. a w tych dwóch przypadkach musiałam troszkę naprostować, bo namieszałam xD )
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Pon 9:48, 15 Sie 2011, w całości zmieniany 3 razy |
|
|
Chochlik Przyszła pani Malfoy
|
Wysłany:
Pon 10:57, 15 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 615 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)
|
Lily była zaniepokojona reakcją Severusa. Mężczyzna odszedł od niej i czytał po raz kolejny list.
- Tego nie przewidzieliśmy – szepnął nagle, chowając kartkę papieru przed kobietą. Wolał, żeby nie widziała tego.
- Severusie…? – zapytała cicho, chcąc dowiedzieć się, co znajduje się w tym liście.
- Błagam, Lily nie pytaj – odpowiedział jej, podchodząc do okna. Żadne z nihc nie przewidziało, że gdzieś na świecie ukrywa się następca Voldemorta, jego uczeń, szkolony przez niego niemalże od dziecka. List miał to im uświadomić i powiedzieć, że żaden z nich nie może liczyć na wygraną z nim. Chaos znowu zawładnie nad Anglią. Ani on, ani Lucjusz nie mieli tyle siły i tak ogromnej wiedzy na temat czarnej magii jak ten tajemniczy czarodziej, mający niedługo pojawić się w nich. Co gorsza Malfoy i on byli jego wrogami numer jeden, za zdradę i plan ucieczki z pola bitwy. Czarny Pan znał ich plan, a mimo to grał w nim swoją rolę.
- Musimy uciekać – szepnął. – Wszyscy. Żadne z nas nie jest bezpieczne.
- Co ty mówisz? – zawołała. Nie chciała uciekać, robiła to przez całe swoje życie i teraz pragnęła w końcu prowadzić spokojne życie u boku Severusa.
- Voldemort ma następcę – powiedział cicho. – Będzie chciał nas zabić.
Lily zaśmiała się nerwowo.
- On już nie żyje, Severusie. Jesteśmy bezpieczni – rzuciła. Nie chciała wierzyć w żadne słowo mężczyzny.
- Lily, posłuchaj mnie – zawołał błagalnym tonem. – Ślub to nie najlepsza decyzja, teraz. Kiedy jest ktoś kto chce mnie zabić, nie mogę narażać ciebie – mówił. Nie mógł narazić życia ukochanej osoby, wiedział, że teraz ona będzie celem nowego ruchu czarnej magii. W tej walce stali po drugiej stronie barykady.
- Co? – wyszeptała. – Ale… Severusie… - nie mogła uwierzyć, że właśnie usłyszała coś takiego. Czekała na niego dwadzieścia lat, a teraz kiedy byli już o krok od małżeństwa, on mówi jej, że to nie najlepszy pomysł!
- Nie utrudniaj mi tego – szepnął i chciał wyjść, ale kobieta podbiegła do niego i złapała za rękę.
- Nie rób mi tego – powiedziała, a w jej oczach pojawiły się łzy. – Tyle czekałam na to, na ciebie.
Snape nachylił się nad nią i pocałował ją delikatnie.
- Ja też czekałem. Ale nie mogę narażać cię na niebezpieczeństwo. Lucjusz zapewne odeśle też Rosier, dziewczynę i Dracona. Zamieszkacie razem gdzieś poza granicami Anglii. – Planował ucieczkę, tak by zapewnić Lily jak największą ochronę. Liczył, że Marietta nie będzie się kłócić i choć raz zrobi to o co ją poproszą.
- Nott ma dom po rodzicach we Francji – przypomniał sobie. – Tam zamieszkacie.
- Severusie, nigdzie nie wyjeżdżam – rzuciła odważnie. – Zostaję z tobą!
- Decyzja już zapadła. Spakuj się, a ja muszę porozmawiać z Lucjuszem – mówiąc to udał się do wyjścia z pomieszczenia.
Lucjusz wyszedł za kobietą z gabinetu.
- Nie wygłupiaj się – rzucił. – Tutaj jesteście bezpieczniejsze niż w domu – próbował przemówić jej do rozsądku.
- Potrafię zadbać o bezpieczeństwo swoje i Lii – powiedziała nie odwracając się do niego.
- Zostań ze względu na nią – łapał się każdego argumentu, żeby zatrzymać kobietę. Nagle Marietta odwróciła się.
- Nie będziesz mi dyktował co mam robić, Malfoy – wysyczała. – Jesteś dla mnie nikim.
Zostawiając mężczyznę w szoku, podążyła w stronę swojej sypialni. Gdzieś niedaleko usłyszała szept rozmowy między młodymi, ale teraz nie miała najmniejszej ochoty, żeby z nimi rozmawiać. Spakuje się i później każe Cameli też to zrobić. Wrócą do swojego domu jeszcze tego wieczora.
Musiała zresztą przemyśleć kilka rzeczy. Już raz wychowała samotnie dziecko i była pewna, że teraz też da sobie radę, choć wiedziała, że ma mniej siły niż prawie dwadzieścia lat temu.
- Lia mi pomoże – szepnęła do siebie, ocierając łzy z policzków, kiedy składała swoje suknie i kładła je na łóżku. I potem uzmysłowiła sobie, że dziewczyna nie zostanie długo przy niej. Wkrótce będzie musiała wyjść za mąż i urodzi własne dzieci.
Z zadumy wyrwał ją odgłos pukania do drzwi.
- Tak? – rzuciła, nie odwracając się. Słyszała jak drzwi otwierają się i zamykają za kimś.
- Pani Rosier – usłyszała głos Greengras – musimy wszyscy porozmawiać – i kiedy zauważyła, że Marietta kręci głową dodała – to naprawdę ważne.
- Piłeś coś – rzuciła dziewczyna patrząc na chłopaka. Nie był pijany, jednak wyczuwała od niego ostrą woń alkoholu. Nie lubiła tego zapachu i w głębi ducha cieszyła się, że tym razem ona jest całkowicie trzeźwa.
- Lia, błagam – mruknął otwierając drzwi do jej sypialni. Wpuścił ją przodem, a ona niechętnie weszła do pomieszczenia.
- Mam rację? – rzuciła ostro i stanęła w takiej odległości, by nieprzyjemny zapach nie drażnił jej.
- Nie zamierzam cię upić, uważam, że powinniśmy porozmawiać – powiedział siadając na czerwonym fotelu przed kominkiem. Cieszył się, że dziewczynie przydzielono ten pokój. Był jednym z tych bardziej przytulnych w całym domu.
- O czym chcesz rozmawiać? – zapytała szybko, siadając na fotelu naprzeciwko blondyna. Wyczarowała stolik z imbryczkiem i nalała herbaty do dwóch filiżanek.
- Będziemy mieć wspólne rodzeństwo – rzucił chłopak, nie przyjemnym tonem.
- Nikt tego nie planował, Draco – powiedziała szybko, nie pozwoli chłopakowi obrażać swojej rodziny.
- Przecież oni nie byli dal siebie zbyt mili – warknął. Dziewczyna próbowała zrozumieć co czuje chłopak.
- My też nie byliśmy dla siebie zbyt mili w szóstej klasie – rzuciła, mając nadzieję, że ich przykład trochę go uspokoi.
- Ojciec też użył tego argumentu – mruknął, tym samym potwierdzając podejrzenia dziewczyny. Na twarzy Lii zaczęła malować się złość. I chłopak bezbłędnie to zinterpretował.
- Camelia, miałaś się… - zaczął.
- Doskonale wiem, co mogę, a czego nie – warknęła. – Jak mogłeś powiedzieć o tym swojemu ojcu! – krzyknęła. – Kto jeszcze o tym wie?
Otwierała usta żeby dodać coś jeszcze, ale ktoś zapukał do drzwi. Chłopakowi ulżyło.
- Musimy wszyscy porozmawiać – do pomieszczenia weszła Lily Greengras. – To bardzo ważne.
Kilkanaście minut później wszyscy znaleźli się w niewielkim, rzadko używanym salonie. Lia stanęła przy ciotce, była wściekła na chłopaka, nie rozumiała jak mógł powiedzieć o tym epidocie swojemu ojcu. Marietta stała przy oknie, ciesząc się, że ma siostrzenicę przy sobie, jednocześnie wyczuwając, że dziewczyna jeszcze bardziej posprzeczała się z chłopakiem, jedynie źle zinterpretowała podwód tej kłotni. Draco stał przed kominkiem, wzrokiem śledził taniec płomieni. Lily siedziała sztywno na sofie, jako jedyna wiedziała co się dzieje. Severus i Lucjusz stali przy drzwiach i zastanawiali się jak przekazać wiadomość zgromadzonym.
- Chcę wrócić do swojego domu – rzuciła Marietta, nie zważając na zaskoczone spojrzenie dziewczyny. – Więc, z łaski pośpieszcie się.
Lucjusz westchnął głośno, zawsze mogło być gorzej.
- Znalazłem dzisiaj wiadomość od Czarnego Pana – powiedział cicho Severus i skinął ręką na kobiety i wyciągnął z kieszeni kartkę papieru. Lia też chciała zobaczyć, ale ciotka kazała jej zostać na miejscu. Lucjusz skinął na swojego syna i po chwili kartka zaczęła przechodzić z rąk do rąk. Kiedy już wszyscy przeczytali i wrócili na swoje miejscem, na twarzach zgromadzonych pojawił się cień strachu.
- Musicie wyjechać z Anglii – oznajmił Lucjusz i dodał – nie chcę słyszeć sprzeciwu. Camelio, jesteś właścicielką domu we Francji, prawda?
Dziewczyna skinęła głową, wraz z ukończeniem siedemnastego roku życia przejęła majątek swoich rodziców.
- Zamieszkasz w nim ze swoją ciotką, Lily i Draconem – powiedział powoli Snape’a. Marietta widziała powagę sytuacji i dlatego nie kłóciła się, w tym stanie nie mogła walczyć.
- Zostaję z wami – rzucił młody Malfoy. Nie zniósłby siedzenia bezczynnie we Francji, tym bardziej teraz kiedy między nim i Lią pojawiło się kilka nieporozumień, a poza tym nie mógł patrzeć na Rosier.
- Nie sądzę, żeby był to dobry… - zaczął Severus, ale Lucjusz mu przerwał.
- Jeśli chce niech zostanie z nami, najwyżej później do nich dołączy – mruknął Malfoy. – Twoja willa jest w…? – zwrócił się do dziewczyny.
- Willa to za oczywiste miejsce – wtrąciła się Rosier. – Zamieszkamy w domku na wsi.
Lia skinęła głową, była tylko raz w tym domku, kiedy ciotka jej go pokazała. Nie spędziła tam wiele czasu i teraz pomimo nieprzyjemnych okoliczności, cieszyła się, że spędzi tam trochę czasu.
- Bezpieczniej będzie jeśli teleportujemy się tam razem i na takiej zasadzie będziemy mogli was odwiedzać – rzucił Snape. Marietta skinęła głową i udała się w stronę wyjścia. Odwróciła się jeszcze i spojrzała na Lię i Lily.
- Za pół godziny spotkamy się przed domem i razem udamy się do Francji – powiedziała i wyszła z pomieszczenia. Lucjusz wyszedł zaraz za nią i udał się do swojego gabinetu. Lily już się spakowała, więc mogła pozwolić sobie na pożegnanie z Severusem. Lia westchnęła ciężko i udała się do swojej sypialni, Draco przez chwilę chciał za nią iść, ale w ostateczności zrezygnował.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Pon 12:20, 15 Sie 2011, w całości zmieniany 3 razy |
|
|
Narcissa Malfoy Administrator
|
Wysłany:
Pon 14:42, 15 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 983 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!
|
Wszyscy dokładnie się spakowali i trzydzieści minut po rozmowie stali przed domem. Pierwsza przybyła Rosier, która zaczęła się już wcześniej pakować. Włożyła swoje drobiazgi i ruszyła po schodach z walizką. Kiedy się zmęczyła, użyła zaklęcia lewitacji i doprowadziła swój bagaż przed dom. Lia, nauczona przez ciotkę, wrzuciła wszystko co potrzebne do środka wielkich pudeł, po czym zmniejszyła je i wrzuciła do kieszeni swojego żakietu. Lily nie musiała zbyt długo czekać, wystarczyło, że dopięła walizkę, a Snape zniósł to za nią.
Kiedy kobiety przybyły na miejsce Rosier od razu chciała się deportować do małego miasteczka we Francji, ale Lucjusz Malfoy je zatrzymał.
Marietta przeklęła pod nosem.
- Co sprawia, że nie możemy ruszyć? - zapytała kobieta, spojrzawszy na Lily i Severusa, którzy zawzięcie coś szeptali.
- Muszę ci dać parę rzeczy… do ochrony domu - dodał Lucjusz nie patrząc na Rosier, tylko na jej siostrzenicę.
Draco podszedł do Lii i chciał jej coś szepnąć do ucha, jakby zakończyć ich poprzednią, niedokończoną rozmowę, ale dziewczyna wyraźnie się odsunęła.
- Camelia - rzuciła chłodno Marietta, przywołując siostrzenicę do siebie.
- Nie zabierzesz nas wszystkich - zaczął Severus, widząc, że Marietta musiałaby deportować sześcioro dorosłych ludzi i bagaże.
- Lily zobaczy miejsce, a następnie wróci, po was troje - wskazała na mężczyzn i szybko odwróciła się do Lii.
Snape uśmiechnął się do swojej narzeczonej, po czym wręczył jej kilka mugolskich pieniędzy do ręki. Greengrass wymamrotała kilka słów podziękowania, a następnie przytuliła się do mistrza eliksirów. Na ich widok Camelia prychnęła, szybko odwracając wzrok, a Draco zaśmiał się pod nosem. Lucjusz podszedł do Rosier próbując ją do czegoś przekonać.
- Weź to - wyszeptał, dając jej małą sakiewkę, zaczarowaną zaklęciem zmniejszająco-zwiększającym.
Marietta złapała Lię za rękę i pociągnęła we własną stronę. Dziewczyna była wdzięczna ciotce, za uratowanie jej od towarzystwa młodego Malfoya.
- Panno Greengrass - zawołała Nott, zerkając na Lily.
Marietta wytłumaczyła Lii kilka ważnych szczegółów dotyczących ich podróży. Dziewczyna szybko zanotowała wszystko w głowie. Następnie Rosier chwyciła siostrzenicę i Greengrass, po czym cała trójka deportowała się do małego miasteczka w Bretanii.
Lily rozejrzała się i zaniemówiła.
- Gdzie my jesteśmy? - zapytała, zasłaniając sobie oczy przed rażącym słońcem, zachodniej Francji.
- W Gordes - zaśmiała się Camelia. Była w tym miejscu tylko jeden raz, ale kiedy zobaczyła je ponownie, jej serce zaczęło bić jak oszalałe. Tak właśnie wyobrażała sobie siebie, jako kilkumiesięczne dziecko i swoich rodziców, przemieszczających się między ruinami średniowiecznych budynków.
- Jak przybędziemy do dworku, dam ci całą masę folderów dotyczących miasta - odrzekła ironicznie Marietta, a Lia zaśmiała się w myślach.
Jej ciotka potrafiła żartować w takiej sytuacji, kiedy nic się nie układało.
Po kilku minutach wędrówki, na horyzoncie pokazał się niewielki domek zbudowany z czerwonej cegły. Z zewnątrz wyglądał na opuszczony. Kilka okien było zabitych, czarnymi, spróchniałymi deskami. Drzwi skrzypiały na wietrze, przywołując nie miłe wspomnienia ze strasznych legend. Okropna okolica wokół domku, sprawiała, że żaden mugol nie podchodził na bliżej niż sto metrów.
- Mamy w tym mieszkać? - rzuciła sarkastycznie Lily przyzwyczajona do wysokich standardów.
- Poczekaj, aż wejdziemy do środka - mruknęła beznamiętnie Marietta, spoglądając z rozbawieniem na swoją siostrzenicę.
Minęło kilka minut zanim kobiety przeprawiły się przez gęstą trawę i wpadły w okolicę domku. Marietta wyciągnęła coś z torebki i włożyła Cameli do ręki.
- Wiesz co masz robić - szepnęła, a dziewczyna próbowała w myślach odtworzyć formułę zaklęcia otwierającego dom.
Nott stanęła przed drzwiami, machnęła kilka krotnie różdżką przed drzwiami. Przed ich oczami, okna zostały zastąpione witrażami, drzwi, drewnianymi wrotami, a dzika roślinność została zastąpiona przez malownicze i pachnące kwiaty.
- Uwielbiam to zaklęcie - mruknęła Lia sama do siebie. Następnie puściła swoją ciotkę przodem.
Marietta uchyliła drzwi i pokazała Lily wnętrze. Było olbrzymie, może nie gigantyczne i tak wielkie jak Malfoy Manor, ale na pewno pokaźne.
Lily kiwnęła głową z niedowierzania, niepozorny, mały, wiejski domek, nagle stał się kwaterą główną, która na pewno nie przypominała zwykłego, jednorodzinnego budynku.
Kobiety odważnie weszły do środka. Camelia z niedowierzaniem rozglądała się po pomieszczeniu, nie móc przekonać samej siebie, że to wszystko należy do niej.
- Możesz już wrócić po łaskawych panów - odezwała się Marietta do Lily. Grenngrass w milczeniu skinęła głową i aportowała się na podwórko Malfoyów.
W tym samym czasie Rosier próbowała zorganizować trochę miejsca, za pomocą kilku zaklęć odkurzyła nieużywane pokoje i korytarze. Lia zajęła się doglądaniem szczegółów. Następnie wybiegła na dwór, obserwując lasy i pola znajdujące się niedaleko budynku. Dziewczyna wspięła się na niewielki pagórek, z którego miała doskonały widok na średniowieczne miasto. Usiadła na wielkim głazie i zamknęła oczy. Próbowała sobie wyobrazić siebie spacerującą razem rodzicami. W głowie tworzyła dialogi jakie prowadziłaby z ojcem i matką.
Nagle jej zadumę przerwała Rosier, która westchnęła stojąc na siostrzenicą. Lia odwróciła się i zmarszczyła widząc Rosier na tle zachodzącego słońca. Kobieta uśmiechnęła się nieśmiało do Nott, po czym podeszła dość blisko.
- Cudowna okolica - szepnęła do Cameli, a ta powtórowała jej.
- Ciociu, czy po tym wszystkim, będziemy tu mogły zamieszkać na stałe ? - zapytał nagle dziewczyna zbijając Mariettę z pantałyku.
Rosier zmarszczyła czoło, pomimo, iż chciała by zamieszkać z Camelią, to było niemożliwe. Nott była panną na wydaniu, dlatego mogła zamieszkać w tym domu, ale ze swoim przyszłym mężem. Marietta miała inne sprawy na głowie, jak wychowanie swojego dziecka.
- Zobaczymy - odpowiedziała, nie chcąc psuć atmosfery, i po raz kolejny tego dnia ułożyła swoje dłonie na brzuchu. Dziecko było jej marzeniem, teraz kiedy w końcu mogły się spełnić jej życzenia, życie wokół tego legło w gruzach, obnażając obrzydliwe usposobienie jego ojca.
Camelia miała ochotę zadać swojej ciotce jeszcze kilka pytań, ale po chwili obie kobiety zauważyły, że niedaleko domku znajduje się Lily z mężczyznami.
Lia wstała i otrzepała swoją spódnicę, Marietta wyprostowała się i wygładziła sukienkę.
Kobiety dotarły do domku, spotykając się na zewnątrz z pozostałymi. Severus ponownie rozmawiał z Lily. Obydwoje trzymali się za ręce.
Draco i Lucjusz stali naprzeciwko Rosier i jej siostrzenicy.
- Będziemy do was przybywać codziennie po zachodzie słońca, sprawdzając czy wszystko w porządku - odezwał się Severus rozglądając po okolicy, w poszukiwaniu jakiegoś niebezpieczeństwa.
Marietta kiwnęła głową i tak nie miała wyjścia z tej sytuacji.
- A co my mamy robić? - wtrąciła się Camelia.
- Żyć, po prostu żyć własny życiem, nie wychylając się za bardzo. Na razie nie mamy nic więcej prócz tego listu, musimy zebrać ludzi i kolejne dowody, wtedy przybędziemy i poinformujemy was o kolejnych szczegółach - nadal tłumaczył Severus, jakby teraz na niego spadł obowiązek przewodnictwa w grupie.
- Czyli wszystko jasne - żachnęła się Marietta, próbując zignorować resztę i wrócić do domu.
Lucjusz zrobił dziwną minę spowodowaną jej gestem, po czym do niej doskoczył i zatarasował drogę. Na początku Lia chciała się wtrącić i kazać mu zostawić ją w spokoju, ale Draco złapał ją za rękę i odciągnął daleko od wszystkich. Severus i Lily powędrowali niewielką ścieżką, aż do średniowiecznych ruin. Każda z par miała sobie wiele do powiedzenia.
Greengrass wędrowała po małym miasteczku z Severusem, trzymając się za ręce.
- To było by idealne miejsce, żeby wziąć ślub - westchnęła kobieta, opierając swoją głowę na jego ramieniu.
Snape zesztywniał i odsunął się od Lily.
- Rozmawialiśmy o tym, nie chcę… Nie możemy - niemalże krzyknął, uświadamiając sobie ten fakt, kiedy echo, jego głosu, odbiło się od budynków.
- Dlaczego tak się go boisz? Czarny Pan nie żyje, więc nikt nie jest nieśmiertelny - rzuciła kolokwialnie, myśląc, że zrobi na nim wrażenie.
- Lily, nie znasz go - warknął zimno.
Kobieta stanęła na chwile, rozszerzyła oczy.
- Znam go? Znasz go? Znasz jego ucznia?! - zapytał głośno ruda, siadając na niewielkim stopniu prowadzącym do jednego z mieszkalnych budynków.
- Oczywiście, wszyscy ją znamy, ale nikt nie wiedział, że Czarny Pan przygotowuje ją do takiej misji - zauważył Severus. - A Lucjusz…
- To kobieta?
- Czarny Pan był sprytny, nikt nie podejrzewałby kobiety chcącej władzy… ale zmieniły się czasy.
- Kim ona jest? Jest potężna i dlaczego się tu ukrywamy?
- Wszystko w swoim, czasie, najpierw Lucjusz musi ją znaleźć - wyznał.
- Lucjusz? - zapytała Lily uderzając pięścią o swoją głowę.
- Zna ją najlepiej - przyznał, pozostawiając swoją towarzyszkę w szoku.
Dziewczyna się zgarbiła, kiedy poczuła, że ręce Dracona wbijają się w jej cienką skórę.
- Puść mnie w tej chwili - warknęła, tak żeby usłyszała ją ciotka i ojciec Dracona.
Chłopak ścisnął ją jeszcze mocniej, po czym puścił jej dłoń.
- Możesz nie robić takich scen? - zapytał retorycznie, rozglądając się nie okolicy. Nie miał ochoty na żadne towarzystwo.
- Scen… TY, jak śmiesz… To ty rozpowiadasz na prawo i lewo… - zaczęła, ale Malfoy przyłożył swoją rękę do jej ust.
- Wie tylko mój ojciec, i tak by się domyślił - odrzekł cicho.
- Męska rozmowa? - zaśmiała się Camelia, przygryzając dolną wargę z powodu zażenowania Dracona.
- Tu nie chodzi o niego, tylko o NAS - syknął, przypominając sobie jak słodko było między nimi, kiedy Lia skaleczyła się i leżała 3 tygodnie na oddziale intensywnej terapii w Św. Mungu.
- Nas? - zapytała, śmiejąc się na głos.
Dziewczyna machnęła teatralnie ręką i wykonała kilka kokieteryjnych gestów w stronę chłopaka.
- Nie ma nas, skarbie - rzuciła. Sama nie wiedziała, dlaczego powiedziała to tak słodko, ale chciała, żeby on w końcu zrozumiał, że nie jest zabawką tylko na lepsze dni.
Draco skrzywił się na jej słowa.
- Lia! - krzyknął.
- Okoliczności się zmieniły - stwierdziła, wyliczając w pamięci kilka faktów.
- Nic się nie zmieniło - mruknął.
- Mylisz się - żachnęła się i kontynuowała - teraz będziemy rodzeństwem, braciszku - wyszeptała, drażniąc się z Malfoyem.
- Nie będziemy! - krzyknął. - Bo moja matka żyje! - warknął ze zdenerwowania i uderzył siebie w klatkę piersiową.
Marietta chciała wyminąć Lucjusza, ale ten laską zagrodził jej drogę. Nagle poczuła jak jego ręce wędrują do jej brzucha. Kobieta odskoczyła i spojrzała na niego zszokowana.
- Jak śmiesz mnie dotykać - syknęła, wygładzając sukienkę w miejscu, gdzie dotknął ją Malfoy.
- Weź to ! - rzucił i ponownie wręczył do ręki Rosier, skórzaną sakiewkę, która była zaczarowana.
- Nie chcę nic od ciebie. Żadnej łaski i litości, rozumiesz? - żachnęła się, odszukując wzrokiem Lię.
Lucjusz zwiesił głowę, na jego twarzy malował się jakiś grymas bólu i rozczarowania.
- Proszę. Weź to. Jeśli nie dla siebie, to dla dziecka - mruknął.
- Ono cię nie obchodzi i nie jest twoje! - krzyknęła. - Jest dla ciebie nikim - zacytowała go.
Marietta westchnęła i wyrwała sakiewkę z rąk Lucjusza. Nic na to nie powiedział, a ona wrzuciła sakiewkę do swojej torby.
- Lepiej ci? Bo muszę już iść - warknęła, ponownie go wymijając.
Lucjusz złapał ją za ramiona i przytulił do siebie. Rosier próbowała go odepchnąć, ale jego siła była tak wielka, że niemalże zacisnął ją swoich ramionach.
- Co ty wyprawiasz? - syknęła do jego ucha.
- Pokazuję, że mnie obchodzisz - wyszeptał. - Daj mi szansę.
- Och? Jeszcze kilka godzin temu się nie liczyłam. Ciekawe co zmieniło szanownego pana Malfoya - rzuciła Marietta.
- Moja żona - wyznał, odsuwając się od Rosier i patrząc jej w oczy. - Dowiedziałem się, że oszukiwała mnie przez połowę życia - załkał ściskając w swojej dłoni włosy Marietty
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Pon 15:24, 15 Sie 2011, w całości zmieniany 3 razy |
|
|
Chochlik Przyszła pani Malfoy
|
Wysłany:
Pon 21:33, 15 Sie 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 615 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)
|
Lily spojrzała z niedowierzaniem na mężczyznę.
- O kim ty mówisz? – zapytała, chcąc dostać potwierdzenie swojej teorii.
- Przecież wiesz – zaśmiał się ironicznie i usiadł obok kobiety.
- Ona nie żyje, Severusie. Widziałam jej ciało – wyszeptała kobieta, przypominając sobie wojnę. Wzdrygnęła się na to wspomnienie. Snape widząc to objął kobietę ramieniem, jednocześnie besztając się za to w myślach.
- To zaawansowana czarna magia, tak ciemna, że sam wstęp do niej budzi obrzydzenie – powiedział cicho, wspominając księgę, pochodzącą z jego zbiorów.
- Och… - westchnęła cicho – To by oznaczało, że Narcyza musiała ją zgłębić – dodała.
- Tak, myślę, że tak – mruknął Snape. – Chciał wykorzystać element zaskoczenia.
- I udało mu się – Lily dokończyła jego myśl. – Ona gromadziła siły od jego śmierci, prawda?
- Nie wiem – rzucił. – Nie wiemy nawet gdzie ona może teraz być.
Kobieta westchnęła ciężko.
- A miało być tak pięknie – burknęła. – Czemu kiedy zaczyna się układać, wszystko musi zacząć się od nowa.
- Takie jest życie – powiedział.
- Takie jest nasze życie, Severusie – sprostowała kobieta. – Obiecaj mi, że kiedy to wszystko się skończy, weźmiemy ślub – zażądała.
- Lil… - zaczął.
- Nie! – przerwała mu gwałtownie. – Po prostu mi obiecaj – wyszeptała, patrząc mu prosto w oczy. - Chcę wiedzieć, że mam po co tkwić z nimi w tej wsi – dodała. Nie znała za dobrze Marietty i Lii, ale czuła, że mogą zwracać na nią mniej uwagi niż na siebie nawzajem. Poza tym czuła do nich dziwny respekt, zawsze chciała być tak wyrafinowana jak Rosier, a widząc, że jej siostrzenica na taką rosła, żałowała, że matka jej tego nie nauczyła.
- Nie mogę ci tego obiecać – powiedział cicho. Nie lubił składać obietnic. Kobieta podniosła się gwałtownie.
- W takim razie dlaczego wcześniej oferowałeś mi małżeństwo – rzuciła, głosem pełnym goryczy.
- Lily, wtedy nie myślałem… - zaczął.
- Nie! – kobieta wcięła mu się w słowo. – Poprosiłeś mnie o rękę, więc teraz ponieś tego konsekwencję. Rozumiem, że nie chcesz brać teraz ślubu, ale kiedy to wszystko się skończy…
- Nie chcę Ci nic obiecywać, Lily błagam zrozum mnie, znam ryzyko i jeśli zginę – zawahał się.
- Nawet tak nie mów, Severusie – wyszeptała.
Kobieta westchnęła ciężko. Nie rozumiała tego mężczyzny coraz bardziej, jego zachowanie było tak sprzeczne i zmieniało się niemalże z godziny, na godzinę. Tkwili jeszcze w uścisku, kiedy Marietta wysyczała Lucjuszowi do ucha.
- Wejdźmy do środka, zanim ktoś to zobaczy.
Wiedziała, że jej ciąża skomplikowała wszystko między Lią i Draconem i gdyby zobaczyli ten uścisk mogliby źle go zrozumieć.
Lucjusz wypuścił z ramion Rosier, jednak zaraz objął ją w pasie. Kobieta prychnęła. Stanęli naprzeciwko siebie w jeszcze zabałaganionym salonie.
- Przyślę skrzaty – szepnął mężczyzna, rozglądając się po pomieszczeniu. Rosier nieznacznie skinęła głową i odeszła od mężczyzny. Nie chciała żeby znowu ją obejmował.
- Bądź mężczyzną, Lucjuszu – warknęła kobieta, widząc załamanie towarzysza.
- Oszukała mnie – szepnął, opadając na kanapę. Zupełnie nie zwrócił uwagi na słowa brunetki.
- Mów jaśniej, nie mam całego dnia – rzuciła i usiadła na fotelu stojącym nieopodal. Nie chciała być pocieszycielką Malfoya, raz była i nie skończyło się to dla niej najszczęśliwiej.
- Narcyza żyje – mruknął. Kobieta westchnęła i wywróciła oczami, korzystając z tego, że mężczyzna ma zamknięte oczy.
- Nie opowiadaj takich głupot, bo twój syn jest gotów w nie uwierzyć – zaśmiała się.
- Ona naprawdę żyje – powiedział spoglądając na kobietę.
- Nie żartuj sobie ze mnie, Lucjuszu. Jeśli tylko to miałeś mi do powiedzenia to myślę, że czas skończyć tę rozmowę – burknęła podnosząc się. Chciała zobaczyć w jakim stanie są sypialnie, które mogły zająć na czas mieszkania we Francji.
- Narcyza jest uczniem Voldemorta, o którym była mowa w liście – wyszeptał, a kobieta zamarła w bezruchu.
- Kobieta? – Nie dowierzała, w to co usłyszała.
- Zawsze stała w moim cieniu, kto by pomyślał, że Czarny Pan może mieć dla niej taką misję – powiedział. – Oszukiwała mnie przez pół życia. A ja zawsze chciałem być z nią szczery.
Marietta usiadła na kanapie obok mężczyzny.
- Jesteście pewni? Całkowicie pewni? – zapytała. Nie znała najlepiej Narcyzy Malfoy. Wiedziała tylko, że jest… czy też była doskonałą żoną i matką, a ich rodzinę w pierwszych latach stawiano innym za wzór.
- Tak – szepnął. – Kiedy Snape znalazł ten list, przed rozmową z Draconem, przeszukałem cały jej gabinet i znalazłem notatki wskazujące na to, że żyje. Muszę ją znaleźć.
Lia zaśmiała się, ale widząc minę chłopaka zamilkła.
- Nie wiem, co dzisiaj piłeś, ale nie rób tego drugi raz – rzuciła, siadając na kamieniu. Dotarli do miejsca, w którym wcześniej była z ciotką.
- Możesz się uspokoić – warknął. – Co ci się stało?
- Jestem spokojna, skarbie – mruknęła. Podobało jej się nazywanie Dracona „skarbem”.
- Nie wygłupiaj się – powiedział, kucając przed dziewczyną. – Mówię całkowicie poważnie.
- Ja też. – Odważnie patrzyła prosto w jego szare oczy. – Nie pij tego więcej, działa na ciebie gorzej niż ognista.
- Uspokój się, Nott – krzyknął. Nie wiedział co stało się dziewczynie, przecież jeszcze niedawno ich stosunki były bardziej niż poprawne. – Moja matka żyje. – Powtórzył.
- Twoja matka nie żyje od ośmiu miesięcy, Malfoy – przypomniała mu. Nazwisko dziwnie brzmiało w jej ustach, tak dawno zaczęli się zwracać się do siebie po imieniu, że wydawało jej się to dziwnie nie naturalne.
- Słuchasz mnie? – rzucił. Irytowało go zachowanie dziewczyny. Zawsze wydawała mu się grzeczna, kiedyś myślał, że mogłaby być jak plastelina w jego rękach. Mógłby ją formować tak jak chciał, ale teraz widział, że się mylił. Dziewczyna pierwszy raz w jego obecności pokazała swój mocny charakter.
- Och… oczywiście, że cię słucham – mruknęła. – Przypominam ci pewne fakty.
- Teraz pozwól, że ja ci coś wytłumaczę, kochanie – powiedział. Skoro ona mogła nazywać go „skarbem”, on mógł ją nazywać tak jak chciał. Dziewczyna prychnęła słysząc jego ostatnie słowo, ale w ciszy wysłuchała całą opowieść o tajemniczym uczniu Voldemorta.
- Więc twój ojciec i Snape twierdzą, że tym uczniem jest twoja matka? – zapytała niedowierzającym tonem. Nawet jeśli to była prawda nie zamierzała zmieniać swojego nastawienia w stosunku do chłopaka.
- Tak. Musimy ją znaleźć – szepnął i wyprostował się. – Możesz mi wyjaśnić, co ci się stało? Czego ci nagadała ciotka?
- Nie mieszaj jej do tego – warknęła, podnosząc się z kamienia. – Ona nie ma nic z tym wspólnego – wysyczała, odchodząc od chłopaka.
- W takim razie co? – zapytał. Chciał wiedzieć co jest przyczyną tak drastycznej zmiany w jej zachowaniu, choć jak stwierdził – zawsze pociągały go dziewczyny z charakterem, a nie mdłe dziewczęta, jakich setki widział na balach.
- Kobieta zmienną jest – zanuciła dziewczyna.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Pon 22:28, 15 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|