Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Narcissa Malfoy Administrator
|
Wysłany:
Wto 20:45, 22 Lis 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 983 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!
|
Camelia nie zastanawiając się ani chwili dłużej wpadła do ciemnego pomieszczenia wtulając w siebie chłopaka. Młodzieniec nie potrafił uwierzyć własnym oczom. Przez długi czas trwał w uścisku, aż w końcu nie wytrzymał i odsunął kobietę od siebie spoglądając jej w oczy.
- Czy wszystko w porządku, Cameliette? - zapytał stosując zdrobnienie jej imienia, którego używał za czasów ich znajomości.
- Marcus! - upomniała głośno dziewczyna śmiejąc się ze swojego imienia.
- Dawno tego nie słyszałaś, prawda? - krzyknął retorycznie, a następnie wprowadził dziewczynę do salonu. Pokazał jej miejsce i krótko opowiedział o nowym wnętrzu domu, w którym Lia nigdy nie była.
- Marcusie, nie przyszłam tu aby z tobą pogawędzić - rzekła po kilku minutach ciszy.
Chłopak przyglądał jej się badawczo nakazując by kontynuowała.
- Mam problemy, jak wiesz moja ciotka wyjechała i … wiem tylko tyle, że mam dostać od ciebie jakieś wskazówki - szepnęła. - Zanim wyjechała, uprzedziła, że gdybym miała problem ze swoim pochodzeniem mam szukać odpowiedzi u ciebie - wyjaśniła pokrótce i rozejrzała się dookoła szukając czegoś co może potwierdzić jej początkową hipotezę.
Lia przypuszczała, że rodzina Marcusa może mieć jakieś powiązanie z Le Fay.
- Lia, jesteśmy przyjaciółmi od dziecka, a ty do mnie przyjeżdżasz tylko w sprawie interesów? A już myślałem, że chcesz ze mną pobyć - zaśmiał się sarkastycznie. Chłopak zawsze pałał do Nott nieznanym jej uczuciem. Widziała to w jego o czach i zachowaniu, lecz nigdy o to nie pytała, ponieważ Marcus był tylko przyjacielem.
- Nie zaczynaj, proszę - odparła. - Mam straszne problemy i muszę się dowiedzieć kim jestem. W pełni pomoże mi to, co ukrywasz przeze mną.
Młodzieniec przeszedł się po salonie i usiadł naprzeciwko Lii pokazując swoje niezadowolenie z tej sytuacji.
- Moja matka jest strażniczką tajemnicy Le Fay - wytłumaczył nagle.
Nott otworzyła szerzej usta i zaniemówiła.
- Ale jak…?
- Musiałem cię trzymać przy sobie przez te wszystkie lata, Cameliette… i nadal będę - przyrzekł. - Ślubowałem i nie opuszczę się aż do twojej śmierci - szepnął.
Camelia przełknęła głośno ślinę i zamarła. Oblał ją pot.
- Ślubowałeś mi?
- Och Lia - upomniał. - Nie tobie ślubowałem, a strażniczce, że będę cię chronił.
- Nie rozumiem cię - przyznała dziewczyna.
- Jeśli ktoś cię skrzywdzi w jakikolwiek sposób będzie miał ze mną do czynienia - mówił i gestykulował swoimi rękoma. - Dostałem wszystkie instrukcje i kiedy będę wiedział wdrożę je w życie, a ty staniesz się najpotężniejszą czarownicą na świecie mogącą budzić zmarłych zza światów - powiedział mistycznie otulając się swoją marynarką.
- Dobry z ciebie żartowniś - zauważyła Nott, ale szybko została uciszona.
- Chodź pokażę ci coś - wyjaśnił i wskazał niewielką misę w przedpokoju. Lia podeszła z Marcusem do naczynia, a wtedy chłopak przelał tam czyjeś myśli. Oboje zanurzyli twarze w cieszy przyglądając się przeszłości.
Narcyza zaśmiała się po nosem, a następnie gwałtownie odwróciła się w kierunku męża.
- Lucjuszu, ona nie ma władzy, pomimo, iż taka cudowna krew płynie w jej żyłach - upomniała pani Malfoy opadając na pobliskie łóżko. Jej blada skóra zlewała się na tle białych poduszek i pościeli.
- Może przejdzie szybciej rytuał? - zapytał blondyn.
- Wtedy Lia musiałaby zabić nie tylko teraźniejszą, oficjalną potomkinię, ale również jej strażniczki. To naturalna selekcja i Camelia przystąpi do tego zaszczytu u schyłku życia ówczesnej czarownicy, który uważa się za potomkinię - wytłumaczyła opierając się na kilku artykułach, które przeczytała w międzyczasie.
Narcyza z każdą kolejną minutą traciła nadzieję. Ledwo ją odzyskiwała, a znów czekała na nią kolejna zła wiadomość i przyszła porażka.
- To da się zrobić - odrzekł Lucjusz bojowo i ani myślał rezygnować z tego planu.
- Och - westchnęła głośno kobieta. - Myśl trzeźwo! - syknęła w furii.
Nie pragnęła bojowego Lucjusza, a jedynie męża, który pociesz ją i spędzi ostatnie miesiące jej życia.
Malfoy miał ochotę krzyknąć, lecz kiedy zauważył czerwone i zaszklone oczy żony, opanował się i zaczął głęboko odliczać. Oparł się o parapet i otworzył okno na oścież, by cichy wiatr wprowadził do ich sypialni jakiś głos, ponieważ od kilku minut panowała niezręczna cisza.
- Ile miesięcy? - szepnął Lucjusz, wiedząc, że uzdrowiciele nie pomogą Narcyzie, a Lia nie jest świadoma swoich mocy.
Narcyza przyłożyła sobie dłoń do twarzy, by uspokoić drżąca wargę, po czym cicho wychrypiała:
- Cztery, a jeden z nich już minął, więc…
- Trzy - dokończył za nią blondyn i ugryzł się w język.
Malfoy złapał się za włosy i pociągnął je mocno zadając sobie olbrzymią dawkę bólu.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? - zapytał łagodnie.
- Nie było jeszcze oznak choroby, a nie chciałam cię martwić na zapas - wyjaśniła.
- Oznak choroby… - powtarzał w kółku Malfoy jakby chciał zrozumieć powód Narcyzy, dlaczego nie poinformowała go o chorobie.
- Miałam zamiar ci w ogóle o tym nie wspominać, ale kiedy pojawiły się pierwsze plamy… - urwała zasłaniając nadgarstki przed swoimi oczyma.
- Jakie plamy? - zapytał i podszedł do żony. Kobieta ujrzała w nim bezbronne dziecko, który broni się przed samym sobą. Malfoy chciał siebie oszukać, dlatego udawał twardego, a tak naprawdę płakał w duszy pytając, dlaczego przytrafiło się to jego żonie.
Narcyza pokazała ręce Lucjuszowi, ale ten udając, że nic nie widzi skrytykował żonę za zbyt pochopne wnioski.
- Kochanie, wstań - błagał Lucjusz.
Kobieta zrobiła to o co prosił mąż. Zwiesiła ręce wokół tułowia, a następnie głęboko odetchnęła. Lucjusz natomiast podszedł bliżej żony i powoli zaczął zdejmować jej sukienkę. Nie robił tego energicznie jak zawsze, a delikatnie i z wyczuciem czasu podziwiając każdą część jej ciała.
Narcyza rzuciła kątem oka na lustro postawione naprzeciwko niej.
Zapłakała widząc swoje ciało w plamach i wysypce.
- Jestem obrzydliwa - starła łzy z policzków i próbowała zakryć się szatą męża, lecz ten ją zgrabnie wyminął i objął w pasie.
- Jesteś piękna - szepnął czule i choć wiedział, że nie zmienił myślenia żony, powtarzał to zdanie przez kolejne godziny.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Wto 21:22, 22 Lis 2011, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Chochlik Przyszła pani Malfoy
|
Wysłany:
Pią 17:59, 02 Gru 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 615 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)
|
[size=18]Lia doskonale znała pomieszczenie, które zmaterializowało się przed nią. Zerknęła przelotnie na przyjaciela, ale ten nakazał jej obserwować. Przygryzła delikatne wargę i wbrew sobie odwróciła wzrok od Marcusa, by zacząć oglądać to co chciał jej pokazać.
- Rosier wiem, że tu jesteś! - krzyknęła matka chłopaka, nerwowo chodząc po salonie. Kobieta mamrotała coś pod nosem, ale żadne z nich nie mogło usłyszeć co.
- Witaj Strażniczko – zaśmiała się ciotka dziewczyny, niezdarnie przytulając do siebie płaczące zawiniątko. Marietta wyszła z cienia i teraz stała na wprost rudowłosej kobiety. - Oddaj mi to dziecko! - warknęła podchodząc do niej bliżej. Kobiety przez chwilę mierzyły się spojrzeniami, lecz wkrótce ciszę wokół nich przerwał głośny śmiech Rosier. - To dziecko jest w mojej rodzinie i ja się nią zajmę, a później z jej potęgą... - zaczęła mówić, ale matka Marcusa jej przerwała.
Lia chciala wycofać się z tej wizji, ale ramię chłopaka powstrzymało ja od tego.
- Camelia La Fay – zagrzmiała Rosier, śmiejąc się szaleńczo.
- Zawżyjmy umowę – rzuciła załamana rudowłosa, wiedząc, że więcej nie uda jej się wymóc od kobiety.
Kolejne kilka minut wspomnień było wymazanych, a chłopak szybko wytłumaczył, że jest to mało istoty fragment.
- Czy przyrzekasz chronić Camelię Nott? Zapewnić jej kochający dom? Poinformować ją o ciążącym nad nią dziedzictwem dopiero po osiągnięciu przez nią osiemnastego roku życia?
- Przyrzekam – odpowiedziała zrezygnowana Rosier, a czerwona wstążka oplotła dłonie kobiet.
Lia znieważając na sprzeciwy chłopaka odsunęła się od misy i spojrzała na niego żałośnie.
- To wszystko, co chciałeś mi pokazać? - zapytała. Dotarło do niej, ze najbliższa jej osoba chciała ją wykorzystać i ta przysięga jedynie ją powstrzymywała.
- Nie bądź na mnie zła, Cameliette – szepnął podchodząc do niej, by pogładzić jej włosy.
- Nie jestem zła – mruknęła, choć w rzeczywistości nawet nie wiedziała jak może nazwać ogarniające ją uczucie. Na jej głowę spadały kolejne problemy i niewyjaśnione sprawy, a ona chciała po prostu spokoju i żeby wszystko z Draconem jakoś się wyjaśniło.
- To nie wszystko co chciałem ci pokazać, ale chyba na początek wystarczy – powiedział i podał dziewczynie filiżankę z herbatą. - Chciałem ci pokazać, że twoja ciota miała początkowo inne plany, co do ciebie.
Nott skinęła głową, po czym zapytała szybko:
- Ty też składałeś taką przysięgę? - zapytała cicho, zastanawiając się ile nowości jeszcze na nią dzisiaj spadnie. Przyjaciel milczał przez chwilę, a później wziął jej dłoń w swoją.
- Przyrzekałem cię chronić i zadbać o twoje szczęście – powiedział, a dziewczyna wiedziała, że to nie jest wszystko, co obiecał swojej matce.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, jakby jedno chciało odgadnąć myśli drugiego.
- Nie przyszłaś do mnie dlatego, że szukasz informacji o swoim dziedzictwie, prawda Cameliette? - zapytał nagle chłopak.
Draco patrzył na miejsce, w którym przed chwilą stała dziewczyna, którą wbrew temu co mówił i myślał, kochał. W dłoni miętosił kartkę z napisaną nazwą dworu, gdzie teraz miała mieszkać Lia. Kopnął ze wściekłości w nogę łóżka i przeklną głośno. Nie wiedział jak ma przekonać dziewczynę, by wróciła do niego.
Mężczyzna otarł łzy z policzków żony i delikatnie przycisnął ją do siebie. Nie dbał o to, czy może się zarazić chorobą. Wiedział, że po raz drugi nie chce przeżywać jej straty i samotnych miesięcy. Wolał pożegnać świat razem z nią.
Delikatnie musnął ręką jej biodra, dotykając przelotnie jednej z plam.
- Lucjuszu – wyszeptała, a w jej głosie słychać było nadmiar tłumionych emocji.
- Kochanie – odpowiedział, wiedząc, że żona będzie chciała mu uświadomić, iż nie powinien jej dotykać. Delikatnie otulił ją swoją marynarką i jeszcze raz przytulił do siebie. Obejmował ją delikatnie jakby była czymś, co pod wpływem większego nacisku mogłoby się rozpaść. Delikatnie palcami przeczesał jej włosy, nadal walcząc ze sobą. Chciał być silny i chciał wierzyć, że uda mu się uratować życie żony, ale doskonale znał statystki przedstawiające umieralności czarodziejów na tę chorobę. Zdawał sobie również sprawę, że żaden uzdrowiciel nie zdziała wiele.
- O czym myślisz? - zapytała cicho Narcyza, kiedy w końcu udało jej się wyplątać z objęć Malfoya.
Mężczyzna westchnął głośno i spojrzał na nią czule.
- Zastanawiam się jak mogę ci pomóc – rzucił żałośnie, wiedząc, że przed ukochaną długo nie uda mu się ukryć swojego zagubienia.
Narcyza uśmiechnęła się nieznacznie, jak to zawsze robiła, kiedy jej mąż wydawał jej się zagubiony w jakiejś sytuacji.
- Bądź ze mną przez te ostatnie miesiące – wyszeptała zsuwają z ramion marynarkę i schylając się po swoją sukienkę. Chciała ją naciągnąć na siebie, ale Lucjusz ją zatrzymał. Zerknął z zachwytem na jej ciało, choć było pokryte czerwonymi plamkami, dalej uważał, że jest najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek spotkał.
- Nie patrz na mnie – rzuciła ostro, wyrywając mężowy sukienkę z dłoni i szybko zarzucając ją na siebie. Narcyza czuła się brzydka. Z każdym dniem, w swoim mniemaniu robiła się coraz bardziej okropna i gotowa była pozbyć się wszystkich luster, które mogła spotkać na swojej drodze tylko po to, aby oszczędzić sobie swojego widok.
- Narcyzo – jęknął Lucjusz, czując, że wrócili do punktu wyjścia. - Nadal jesteś piękna.
Kobieta potrząsnęła gwałtownie głową i pociągnęła rękawy sukienki, tak by zakrywały jej nadgarstki.
- Jestem chora – rzuciła – wyglądam...
Lucjusz przerwał swojej żonie delikatnym pocałunkiem.
- Wyglądasz jak kobieta, która zdobyła moje serce – wyszeptał, gładząc jej policzek.
Kobieta zapłakała żałośnie, wtulając się w męża. Powiedziała jednej z najważniejszych osób w jej życiu, ale nadal nie wiedziała jak przekazać te informację Draconowi i Lii, o której zdążyła się już przywiązać.
- Kochanie, zrobię wszystko żeby opóźnić przebieg choroby – obiecał gorąco Lucjusz.
- Dopiero obiecałeś, że znajdziesz sposób by mnie wyleczyć – wyszeptała cicho, sprawiając, że jej małżonek uśmiechnął się nieznacznie.
- Najpierw opóźnię przebieg choroby, a w międzyczasie Lia będzie musiała zdobyć tę moc – powiedział z taką siłą, że Narcyza bała się zaprotestować. Chciała wierzyć, że to się uda, ale nie mogła wymagać aż tyle od swojej synowej.
- Jutro z nią o tym porozmawiam – dodał wiedząc, że nie mają zbyt wiele czasu by uratować Narcyzę.
- Muszę powiedzieć Draconowi – szepnęła i zacisnęła dłoń na koszuli mężczyzny. Nie chciała widzieć miny swojego jedynego dziecka, kiedy powie mu, że jest nieuleczalnie chora.
[/size]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Sob 15:23, 03 Gru 2011, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
Narcissa Malfoy Administrator
|
Wysłany:
Sob 21:42, 03 Gru 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 983 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!
|
Dziewczyna odwróciła wzrok od chłopaka i rozejrzała się po pomieszczeniu. Marcus wyczuł, że coś jest nie tak. Nie mylił się w swoich myślach. Zawsze łączyły go bliskie kontakty z Lią, dlatego od razu zorientował się, że coś jest nie tak.
- Powiedz mi - zachęcał cicho myśląc, że to pomoże otworzyć się brunetce.
- Chyba nie powinnam ci mówić - odrzekła w końcu orientując się w sytuacji. Rodzina Marcusa tak samo jak Malfoyowie, mieli swoje tajemnice. A ona nie mogła przenosić sekretów z jednej wielkiej i bogatej rodziny na drugą, ponieważ zniszczyło by to jednych i drugich.
- Zawsze mówiliśmy sobie wszystko - zagrzmiał jakby teraz zdał sobie sprawę, że już dorośli i nie są przyjaciółmi, którzy zwierzają się z wszystkiego.
- Wykorzystasz to co ci powiem, Marcusie - wyjaśniła, ale chłopak nie dawał za wygraną.
Złapał ją za dłoń i przyciągną do siebie, kiedy Lia chciała wstać z sofy.
- Co się stało?
- Ostatnio jestem słaba psychicznie i chciałam porozmawiać - wytłumaczyła i złączyła swoje dłonie ze sobą.
- Kłamiesz - rzucił, ale Lia od razu zaprzeczyła jego stwierdzeniu.
- Chcę pobyć z tobą - odrzekła żałośnie. - Pamiętam nasze wspólne zabawy, kiedy byliśmy mali? Myślałam, że jeszcze da się do tego wrócić, ale… To minęło - szepnęła.
- Ja to widzę inaczej.
Camelia zaśmiała się na głos doskonale wiedząc co ma Marcus na myśli. Chłopak patrzył na nią z nadzieją.
- To nie możliwe, Marcusie - syknęła, kiedy chłopak próbował pogłaskał ją po dłoni.
- Nie powiedziałem tego na głos, więc jednak o tym myślałaś? - zapytał retorycznie i uśmiechnął się do siebie. Od czasu kiedy stali się dorośli Marcus wiele razy myślał o Lii i ich wspólnej przyszłości. Wiedział, że i on jak i jego matka byli by dumni mając w rodzinie Le Fay.
- Byłam na skraju załamania, to mnie usprawiedliwia - powiedziała cicho jakby myślała, że Marcus nie zrozumie jej słów.
Draco przez długi czas gniótł kartkę w dłoniach. Próbował wymyślić coś logicznego, ale jedyne co przyszło mu na myśl to wędrówka za Lią. Nie chciał jej stracić, a jeszcze bardziej obawiał się tego, że dziewczyna na zawsze może się od niego odwrócić. Wyrzucił mały papierek i nabrał w garść proszku Fiuu. Złapał się za głowę i głośno wciągnął powietrze do ust. Następnie głośno wykrzyczał nazwę dworku rodziny Marcusa.
- Camelio - odrzekł intrygująco Marcus i pozwolił młodej kobiecie wstać. Przeszli się po salonie, a on pokazał jej wszystko dokładnie. - Widzisz? To wszystko jest dla ciebie znajome.
Nott westchnęła.
- Ale nie w tym problem - rzuciła ochryple i stanęła przy jednej ze ścian naprzeciwko kominka.
- Przysięgałem, że zrobię wszystko. Jestem najlepszym kandydatem, sama dobrze o tym wiesz - szepnął do jej ucha i pocałował Lię w usta. Dziewczyna pragnęła się odsunąć, ale Marcus przycisnął ją do ściany owijając cudowną mgiełką zapachu, smaku i dotyku.
- Przysięgałem, że będziesz moją żoną i urodzisz mi dzieci… - szepnął między pocałunkami. Wtedy Lia się odsunęła rozumiejąc dlaczego straciła dziecko Dracona.
- Ty… - warknęła, ale Marcus znowu ją przycisnął.
Następnie w kominku zapłonął zielony ogień, z którego wyłonił się Draco Malfoy.
Narcyza odsunęła się od męża i jeszcze raz spojrzała na lustro. Następnie szybki ruchem różdżki zbiła wszystkie lustra w sypialni. Lucjusz próbował ją powstrzymać, ale zanim doskoczył do żony, kobieta uciekła na korytarz.
Blondynka biegnąc po wielkim dworze zbijała wszystkie lustra, które znajdowały się na jej drodze. Kiedy dotarła do salonu, w którym znajdował się jeszcze jeden egzemplarz na pół ściany, klęknęła przed nim i wycelował różdżkę.
- Nie! - krzyknął Malfoy.
- Jesteś tak bogaty, że kupisz sobie drugie - syknęła Narcyza wiedząc, że nawet taka gotówka nie przywróci jej życia ani zdrowia.
- To średniowieczny antyk - wyjaśnił Lucjusz, ale żona go nie słuchała.
- Recucto Maxima! - krzyknęła pani Malfoy a lustro rozbiło się powodując rozpad wielkiej szyby na miliony kawałków.
- Narcyzo! - warknął Malfoy doskakując do żony. Rzucił zaklęcie tak, by odłamki zmieniły się w pył, a następnie pomógł wstać swojej żonie.
Kobieta odepchnęła męża zabijając go swoim wzrokiem.
- Nie patrz na mnie, kochanie - syknęła. - Nie patrz na mnie - powtórzyła dla pewności i próbowała wyjść z pomieszczenia.
Pragnęła znaleźć swojego syna i z nim porozmawiać. Wiedziała, że jej choroba osłabi rodzinę, ale potrzebowała wsparcia nie tylko ze strony męża.
- Przestań - odezwał się blondyn, kiedy do Narcyzy nie docierały inne słowa.
Kobieta usiadła na krześle. Wyprostowała się i zerknęła kątem oka na męża.
- Muszę stąd wyjechać - uściśliła lekko się uśmiechając. Oczywiście oboje wiedzieli, że to tylko maska.
- Jeśli chcesz możemy wyjechać jutro z samego rana - wytłumaczył Lucjusz. - Powiedz gdzie i czego potrzebujesz.
- Nie tak szybko - odrzekła pani Malfoy, dobitnie akcentując każde słowo.
Narcyza zawołała skrzaty i kazała im spakować wszystkie swoje ubrania i drobiazgi, do których byłą przywiązana. Stworzenia zaczęły szybko wykonywać swoją pracę, lecz kiedy Lucjusz zagrzmiał, skrzaty nie wiedziały kogo mają słuchać.
- Wyjedziemy jutro, Narcyzo - uściślił łapiąc swoją żonę za rękę.
Blondynka zdenerwowała się, dlatego odtrąciła gwałtownie dłoń Lucjusz. Pogłaskała jego policzek przypominając sobie wszystkie intymnie i doniosłe momenty ich wspólnego pożycia małżeńskiego.
- Nigdzie nie jedziemy - dopowiedziała spokojnie, jakby próbowała zapanować nad burzą, która rozpętała się w jej umyśle.
- Ale przed chwilą…
- Lucjuszu - wyszeptała, a następnie przeniosła wzrok na plamy na nadgarstku. - To ja wyjeżdżam, bez ciebie - westchnęła.
Malfoy syknął głośno i ścisnął ramie swojej żony z całej siły. Narcyza jęknęła z bólu, po czym opadła na tors męża.
- To boli, Lucjuszu - wychlipała.
Malfoy wywrócił oczyma i korzystając z okazji przycisnął ją do siebie. Pocałował jej szyję, a następnie delektował się jej zapachem i obecnością. Jako, że od dawna nie spędzali ze sobą czasu, brakowało mu nie tylko rozmów z Narcyzą, ale również zbliżeń i czułych gestów.
- Uwierz mi, nie boli cię tak, jak mnie myśl o stracie ukochanej kobiety - wyszeptał do jej ucha powodują kolejną falę łez Narcyzy.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Sob 23:01, 03 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Chochlik Przyszła pani Malfoy
|
Wysłany:
Sob 16:47, 17 Gru 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 615 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)
|
Lia próbowała odepchnąć od siebie chłopaka, ale miała za mało siły. Mogła jedynie stać i liczyć, że Marcus odsunie się od niej. Czuła łzy zbierające się pod jej powiekami, chciała znaleźć w nim oparcie, a tymczasem, przyjaciel z dzieciństwa był powodem kolejnych problemów.
- Szybko znalazłaś pocieszenie – zimny głos Dracona Malfoya przerwał ciszę. Marcus zaśmiał się gardłowo i odsunął się tak by dziewczyna mogła widzieć gościa.
- Witam w moich skromnych progach – powiedział z udawaną uprzejmością pan domu i skłonił się nieznacznie przed gościem – z kim mam przyjemność?
Blondyn zerknął przelotnie na dziewczynę, widząc na jej policzkach łzy. Lia była zbyt słaba, by móc ukryć po raz kolejny swoje emocje.
- Draco Malfoy – rzucił rozglądając się po pomieszczeniu.
- Ach! Oczywiście! - krzyknął Marcus, klaszcząc przy tym w dłonie. - Chciałem cię poznać.
Malfoy uniósł brew do góry i spojrzał w oczy dziewczyny, szukając w nich wytłumaczenia. Lia otarła łzy z policzków i uścisnęła swoją różdżkę.
- Widzisz, jestem strażnikiem potomkini Le Fay – młody pan domu, spacerował spokojnie pomiędzy przyjaciółką, a przybyłym paniczem, którego znał jedynie z listów, które przyjaciółka wysyłała my podczas swojej nauki w Hogwarcie.
- Przyrzekałem, że zapewnię jej jak najlepszą opiekę – rzucił obserwując zmiany na twarzy chłopaka. Tryumfował i zdawał sobie z tego sprawę.
- Draco – szepnęła dziewczyna chcąc nawiązać jakiś kontakt z ukochanym i odsunąć od rozmowy Marcusa.
- Mów dalej – rzucił Malfoy. Czuł się zdradzony przez kobietę, którą kocha. Wiedział, że będą musieli kiedyś porozmawiać, ale na razie chciał dowiedzieć się czegoś od pana domu, który nie raczył mu się przedstawić.
- Kawy? Herbaty? Wina? - zapytał nie zważając na polecenie chłopaka. Kiedy blondyn podziękował zwrócił się z takim samym pytaniem do Lii. Podszedł do kominka i wyciągnął z kieszeni marynarki pudełeczko z cygarami. Je również zaproponował Malfoyowi, a ten po raz kolejny podziękował.
Marcus zaciągnął się parę razu dymem, patrząc jak Camelia próbuje złapać kontakt wzrokowy z Malfoyem. Śmiał się pod nosem widząc, że chłopak nie zwraca na nią uwagi.
- Nie mam całego wieczora – mruknął Draco, zerkając wymownie na elegancki zegarek. Lia zagryzła wargi i dopiero metaliczny smak krwi pobudził ją do jakiegokolwiek działania. Nadal była zaskoczona obrotem zdarzeń i nie do końca wiedziała powinna się zachować.
Powoli podeszła do Malfoya, ale ten widząc, że dziewczyna zbliża się do niego zrobił kilka kroków w bok udając, że chce przyjrzeć się figurce.
Dla Dracona była to nowa sytuacja, nigdy nie został zdradzony. Był osobą, z którą zdradza się swoją parę.
- Draco, ja... - zaczęła Camelia zdając sobie sprawę jak bardzo beznadziejnie to brzmi.
- Urocze – zaśmiał się Marcus, widząc zagubioną minę dawnej przyjaciółki, chciał do niej podejść i objąć ramieniem, ale dziewczyna umknęła mu.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi – warknęła, splatając ręce na piersi.
- Wracając do wcześniejszej rozmowy – pan domu podjął na nowo temat. - Przysięgałem, że Lia zostanie moją żoną i urodzi mi dzieci – chłopak chciał dodać coś więcej, ale Nott przerwała mu głośnym warknięciem.
Lucjusz przygarnął do siebie żonę i wtulił ją w siebie, pozwalając by jej łzy wsiąkały w jego koszulę. Nie miał zamiaru pozwolić jej wyjechać z Malfoy Manor wiedział, że niedługo będzie potrzebowała pomocy. Lucjusz nie zamierzał wysłać do niej opłaconych medyków, którzy mieli jej ulżyć w chwilach choroby. Chciał ją wspierać i pomagać. Nie mógł jej stracić po raz kolejny.
- Daj mi wyjechać – wyszeptala słabo, kiedy przestała płakać. W pierwszej chwili Malfoy chciał po raz kolejny mocniej uścisnąć ramię kobiety, ale zrezygnował z tego i jedynie pogładził delikatnie jej plecy.
- Możemy razem wyjechać – powiedział hardym tonem. Nie da się przekonać żonie, mogła wyjechać z nim, albo w ogóle.
- Nie chcę żebyś mnie oglądał... - zaczęła, ale mężczyzna przerwał jej krótkim, lecz stanowczym ruchem ręki.
- Zrozum, że kocham cię nie tylko ze względ na urodę – szepnął, pozwalając kobiecie odsunąć się od siebie. Narcyza stanęła przy szafie i nogą delikatnie kopnęła zapakowaną do połowy walizkę, zastanawiała się co dalej zrobić.
- Powinnam porozmawiać z Draconem – szepnęła, zdając sobie sprawę, że nie może przed nim ukrywać swojej choryoby.
- Porozmawiamy z nim jutro – obiecał Lucjusz, prowadząc swoja żonę w stronę łazienki. Widział, że zmęczenie zaczyna ją dopadać.
- Przygotuj się do spania – szepnął otwierając przed nią drzwi i wpuszczając do środka. Potrzebował chwili dla siebie, by mieć chociaż namiastkę chwili na przemyślenie całej sytuacji. Pocałował tylko jeszcze Narcyzę w czoło i zamknął za nią drzwi.
Lucjusz czuł jak powietrze ucieka z jego ciała. Bezwiednie opadł na łóżko i ukrył twarz w dłoniach. Wiedział jak straszną chorobą jest smocza ospa i równie mocno zdawał sobie sprawę, że nawet najepsi uzdrowiciele przedłużą ewentualnie o kilka miesięcy życie jego ukochanej. Zapisał w myślach, że powinien wezwać swojego znajomego medyka, by sprawdził stan Narcyzy. Wiedział, że może liczyć na jego dyskrecję, tak by ludzie zbyt wcześnie nie dowiedzieli się, co się dzieje z Narcyzą. Póki co wystarczyło, że wiedzą iż jego małżonka jest chora, a ślub jego jedynego syna odłożon jest na czas, kiedy pani Malfoy wyzdrowieje.
- Nie idziesz się myć? - zapytała kobieta wychodząc z łazienki. Owinięta była w za duży szlafrok, który osłaniał cale jej ciało, przed wzrokiem mężczyzny.
- Pójdę kiedy zaśniesz – powiedział spokojnie, podchodząc do Narcyzy. Ują delikatnie jej dłoń i poprowadził w stronę łóżka. Pomógł się jej położyć i sam położył się obok niej i pozwolił wtulić w swoje ramię.
- Lucjuszu – szepnęła.
- Tak kochanie?
- Obiecaj mi, że kiedy już mnie tutaj nie będzie, nie pozwolisz się rozpaść naszej rodzinie – wyszeptała.
- Nie umrzesz – rzucił rozpaczliwie, nie dopuszczając do siebie myśli, że kiedyś będzie musiał obudzić się bez Narcyzy przy boku.
- Obiecaj mi.
- Kochanie – rzucił, przytulając ją do siebie jeszcze mocniej. Nie potrafił złożyć jej takie obietnicy. Zacisnął mocno powieki, chcąc myśleć, że to wszystko tylko zły sen.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Sob 17:54, 17 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Narcissa Malfoy Administrator
|
Wysłany:
Wto 10:35, 27 Gru 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 983 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!
|
Camelia próbowała zagłuszyć Marcusa, który próbował opowiedzieć cały przebieg przysięgi i jej formułę. Dziewczyna wiedziała, że Wieczystą Przysięgę można złamać tylko przez zabicie tego, który brał w tym udział, w tym przypadku należało zabić Marcusa. Lia ponownie cicho zapłakała, pomimo, iż była na niego śmiertelnie zła i go nienawidziła, to jednak chłopak był przyjacielem z jej dzieciństwa, na którego nie mogłaby rzucić czarno magicznych zaklęć.
- Na pewno chcesz usłyszeć całą historię - odrzekł twierdząco pan domu, nie robiąc sobie problemu przyjaznym tonem. Młodzieniec doskonale wiedział, że wygrał tę rundę i nie musi starać się o względu młodej kobiety, która już przecież należała do niego.
Nott prychnęła próbując powoli dołączyć do Dracona, który elegancko się od niej odsuwał.
- Wszystko już wiem, ale zaszczyć mnie swoją wersją wydarzeń - rzucił przelotnie i z pół zamkniętych powiem spojrzał na gospodarza. Malfoy był zdradzony, ale nawet w takiej chwili nie chciał splamić imienia swojego ojca i matki. Musiał być Malfoyem, a nie ofiarą. To zawsze on wygrywa, to on jest drapieżnikiem, który dostaje to, czego zapragnie.
- Draco - szepnęła Camelia, ale obaj mężczyźni zignorowali jej beznadziejne łkania w kącie pokoju.
- Jak wiesz… - zaczął Marcus uśmiechając się przebiegle - moja rodzina od pokoleń pilnowała potomkiń Le Fay. W dwóch ostatnich dekadach staliśmy na straży bezpieczeństwa Lii, która nie wydaje się wzruszona swoim pochodzenie. Ale o tym później. Ja i moi bliscy złożyliśmy przysięgi, które mają wielką moc, zaś ten kto złamie obietnice ma umrzeć w sekundzie wyparcia się swoich słów. Kilka lat temu, dokładnie w dniu swoich siedemnastych urodzin przysięgłem, że Lia będzie moją żoną i urodzi mi dzieci, tak bym mógł jej strzec dzień i noc, w każdy dzień w roku, przez całą wieczność - skwitował cichym śmiechem i opadł na kanapę rozkoszując się chwilą triumfu. - Co pokrótce oznacza, że jest… lekko mówiąc, skazana ma moje towarzystwo do końca życia.
Camelia po jego słowach oparła się o ścianę i przyglądała się Malfoyowi. W sercu wierzyła, że Draco odezwie się i powie, że go zabije, a wtedy będzie wolna od przeklętej przysięgi, która wiązała ją w przyszłości ( i to niedalekiej!) z Marcusem.
Nastała cisza. Blondyn rozglądał się po pomieszczeniu czując, że wszystko w co wierzył zburzyło się w ciągu jednej minuty. Lia chciała krzyknąć, że zabije Marcusa, ale jedyne na co było ją sta,ć to szloch. Marcus natomiast z gracją i pełną klasą spacerował po salonie zachłystując się wygraną.
- Mogę prosić cygaro? - zapytał Malfoy wyciągając przed siebie rękę. Następnie zapalił i zaciągnął się nonszalancko dymem.
- Draco, proszę - pisnęła Not pozbawiona dumy i klasy, która reprezentowała jeszcze kilka dni temu.
- To mnie powinnaś prosić - zaczął Marcus. - Każde dziecko Malfoya, bądź innego mężczyzny będzie umierało w twoim łonie… Każde dziecko, z wyjątkiem mojego - dopowiedział wpatrując się raz w Malfoya, raz w Camelię.
Draco w tej chwili skinął głową. Nie mógł pokazywać emocji, a jedyne co mu zostało to powrót do domu. Wiedział, że z Marcusem się jeszcze policzy, ale nie mógł zrobić tego teraz. Najważniejsze, że wiedział gdzie mieszka, co pozwoli mu wrócić do jego domu w każdej chwili.
- Życzę szczęścia - mruknął Draco nabierając w ręce proszku Fiuu. Wszedł do kominka i ponownie skinął na Marcusa głową, nie patrząc na Lię.
- Dziękuję za odwiedziny - odrzekł chłopak.
- Malfoy Manor! - krzyknął Draco i wylądował w swoim salonie. Zanim się spostrzegł zobaczył, że Lia jest uwieszona jego ręki. Jedyne co przyszło mu na myśl, to fakt, że musiała do niego doskoczyć w chwili, kiedy wypowiadał nazwę miejsca. Malfoy odsunął się od niej i wpatrywał się w jej oczy, które traciły blask i życie. Ciało Lii krwawiło i było naderwane przez skutki niewłaściwego użycia magii. Draco spanikował, ponieważ ten widok nie wzbudził w nich żadnej litości, czy współczucia do dziewczyny.
Pomimo, iż Lucjusz próbował zasnąć, to tak naprawdę marnował czas i energię. Starał się nie ruszać, by nie obudzić żony, ale każda myśl o niej zabija go od środka, powodując, że całe jego wnętrzne płonęło gorzkim ogniem zawiści do otaczającego ich świata. Nie mógł zrozumieć, że przy takim statusie, jego Narcyza umrze na tak pospolitą chorobę, na którą nie ma lekarstwa, a jedyne co może zrobić to wydłużyć jej życie o kilka tygodni.
Malfoy ścisnął pięści i zagryzł zęby, próbując wymyślić coś co miałoby sens. Wiedział, że rano muszą poinformować o wszystkim syna. Draco potrzebował instrukcji na przyszłość, które miał dostać od matki, która mogła umrzeć lada dzień.
Lucjusz ponownie wrócił do rzeczywistości. Otworzył oczy i wpatrywał się w czarny pokój cieni i światła dochodzącego z ogrodów Malfoy Manor. Myślał, że to pozwoli mu na sen, ale mylił się bardzo. W każdym szczególe dopatrywał się żony i motywu śmierci. Bał się zasnąć, myśląc, że Narcyza może się już nie obudzić rano. Lucjusz bał się myśli, że może zmarnować ostatnie godziny na spanie.
- Wiem, że nie śpisz - szepnęła cicho Narcyza nie ruszając się w łóżku.
Mężczyzna nie odpowiedział. Chciał słyszeć jej głos, ale nie miał ochoty się odzywać. Pragnął by ona spała i nic nie zagłuszało jej spokojnego snu.
- Lucjuszu? - zapytała ponownie.
Malfoy po raz kolejny zignorował żonę, próbując jej udowodnić, że się myli. Nie mógł pozwolić na to, by męczyła się przez niego i zaśmiecała sobie umysł takimi błahostkami.
Nastała cisza. Malfoy nie słyszał już oddechu żony, próbował się odwrócić w jej stronę by ją zobaczyć, ale wtedy Narcyza kaszlnęła.
Kobieta wiedziała, że mąż nie śpi, więc ostatkiem sił przysunęła się do niego i opadła na jego ciało. Lucjusz złapał ją za rękę, ale wtedy zorientował się, że jej dłonie są przerażająco zimne. Kobieta nie miała ciśnienia, a jej oddech stawał się coraz cichszy.
Mężczyzna pospiesznie wstał i rozejrzał się po pokoju. Wiedział, że musi wezwać medyka, co uczynił w jednej sekundzie. Po kilku minutach nad łóżkiem Narcyzy zgromadziło się kilku Uzdrowicieli, którzy debatowali nad jej stanem zdrowia. Jedni chcieli podać witaminy i czekać na rozwój wydarzeń. Inny pragnęli od razu działać, tak by kobieta nie straciła przytomności.
Malfoy usiadł na fotelu i patrzył jak jego żona traci wszystkie siły. Była blada, bledsza niż zawsze. Jej usta zlewały się z mlecznym kolorem skóry, a oczy były suche, pozbawione jakichkolwiek uczuć.
- Ile daje jej smocza ospa? - zapytał delikatnie Malfoy uzdrowiciela i czekał na jego słowa jak na wyrok.
Kilkoro medyków zaczęło szeptać i doglądać ciało małżonki.
- To nie smocza ospa - rzucił jeden z nich przeraźliwie.
- Przecież, powiedziano nam… - zaczął Lucjusz, ale przerwano mu w połowie zdania.
- Pierwsze objawy na to wskazywały, ale teraz jesteśmy pewni - powiedział Uzdrowiciel, którzy przewodził pozostałym.
Ponownie podszedł do kobiety i dotknął jej ciała. Następnie zrobił na coś test i podał wynik pozostałym, którzy byli w szoku.
- Więc co to jest? - zapytał gospodarz domu i wstał, w końcu widząc nadzieję na lepszą przyszłość.
- Pańska żona została otruta, panie Malfoy - rzucił chłodno znajomy lekarz.
Lucjusz skrzywił się i próbował dopatrzeć się czegoś na ciele Narcyzy.
- Ale… ona nie miała… Nikt nie miał dostępu do naszego domu w ciągu ostatnich tygodni - wyjaśnił blondyn, ale zanim zdołał wszystko poukładać w głowie, w jego pokoju pojawili się dementorzy.
- Lucjuszu - szepnęła Narcyza, ale została zagłuszona przez akt oskarżenia, który został odczytany przez ludzi z Ministerstwa. Lucjusz Malfoy został posądzony o próbę zabójstwa swojej żony.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Wto 11:11, 27 Gru 2011, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
Chochlik Przyszła pani Malfoy
|
Wysłany:
Wto 14:09, 27 Gru 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 615 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)
|
Lia bezwładnie opadła na podłogę, plamiąc ją krwią. Czuła jak wraz z krwią ucieka z niej życie. Starała się nie zamykać oczy, ale powieki ciążyły jej coraz bardziej i bardziej. Ostatkiem sił przycisnęła prawą rękę do rozległej rany, jakby to miało zatrzymać jej życie w ciele.
Draco stał oniemiały swoim odkryciem. Umierająca Camelia nie robiła na nim większego wrażenia, takie obrazy widział już podczas bitwy o Hogwart.
- Pomóż mi – szepnęła, dławiąc się powietrzem. Nie chciała umierać, musiała jeszcze rozprawić się z Marcusem. Malfoy poderwał się i wyją z szuflady dyptam i skropił nim rany na ciele dziewczyny. Przez chwilę pokój wypełniły dźwięki skwierczenia płynu. Lia zaczęła głęboko oddychać, odczekała chwilę i usiadła, opierając się plecami o pobliski fotel. Czuła, że kręci jej się w głowie, ale miała nadzieję że nie straci przytomności. Wyciągnęła różdżkę ze specjalnej kieszeni w swojej sukience i przymknęła oczy.
- Vivere militare est (z łac. życie jest walką) – szepnęła na tyle cicho, że Draco usłyszał jedynie szmer, który zwrócił jego uwagę na Lię. Nie wiedziała skąd zna takie zaklęcie, ani czy ono jej pomoże. Coś wewnątrz kazało jej powtórzyć te słowa za cichym głosikiem w jej głowie. Chciała spojrzeć na chłopaka, ale zanim zdołała otworzyć usta, on opadł na kolana obok niej i delikatnie dotknął miejsc, w których jeszcze przed chwilą działał dyptam. Otworzył szeroko oczy i usiadł, tak by móc obserwować ciało Nott. Lia wyszeptała jeszcze kilka słów do siebie w niezrozumiałym dla Dracona języku i westchnęła ciężko. Mimo iż rany zagoiły się, ubytku krwi nie da się uzupełnić magią. Musiała odpocząć.
Malfoy wstał z podłogi i odszedł od miejsca, a którym siedziała dziewczyna. Czuł się dziwnie pusty, zupełnie jakby nie odczuwał jakichkolwiek emocji. A przecież powinien. Zaledwie kilkanaście minut wcześniej dowiedział się, że kobieta, którą kocha, czy też kochał, jest skazana na innego mężczyznę, który ma do niej większe prawo niż ktokolwiek inny. Poza tym nie chciał jej zabierać ze sobą do Malfoy Manor, powinna zostać z tym chłopakiem.
- Przez niego Gabriel nie żyje – usłyszał jej szept gdzieś za sobą, ale nawet fakt iż dziewczyna użyła imienia ich nieżywego syna, nie poruszył go. Chciał odpocząć od tego wszystkiego, zostawić to wszystko za sobą.
Lia obserwowała chłopaka przez przymknięte powieki. Chciała powiedzieć coś na swoją obronę, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Miała tylko nadzieję, że uwierzy jej, a nie Marcusowi. Poza tym marzyła o możliwości odpłacenia się na chłopaku, który stał za źródłem jej nieszczęścia.
Draco zacisnął dłonie w pięści i zerkną na nią. Musieli porozmawiać i oboje zdawali sobie z tego sprawę, ale żadne z nich nie wiedziało jak zacząć, ani co powinni powiedzieć.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, ale Lia szybko spuściła oczy na dywan. Czuła się poniekąd winna za tą całą chorą sytuację.
Malfoy kazał skrzatom posprzątać podłogę, przynieść im coś ciepłego do picia oraz sukienkę na zmianę dla Nott. Wiedział, że gdyby którekolwiek z jego rodziców wpadło teraz do salonu mogłoby wyciągnąć błędne wnioski, tym bardziej, że jego była narzeczona nie wyglądała zbyt dobrze. Cenił swój honor i nie chciał zostać nazwany damskim bokserem.
Lia podziękowała cicho za czyste ubranie. Przebrała się bez słowa, a Draco w tym momencie stał przodem do okna. Kiedy już upewnił się, że Camelia założyła czyste ubranie zabrał starą sukienkę i wrzucił ją do ognia.
- I tak już byś jej nie założyła – mruknął, widząc zaskoczoną minę dziewczyny. Nott skinęła głową. Siedziała na fotelu, wygodnie o niego oparta i czekała na dalszy rozwój sytuacji.
- Uważam, że będzie lepiej jeśli... - zaczął, ale w połowie zdania przerwał mu odgłos otwieranych z hukiem drzwi.
- Panie Malfoy – zaczął mężczyzna w eleganckiej czarnej szacie. - Matka chce pana oraz pannę Nott zobaczyć.
Draco rozpoznał w mężczyźnie ich rodzinnego medyka. Ruszył za nim, a kiedy po chwili przypomniał sobie o złym stanie Lii zaproponował jej swoje ramię. Nott podziękowała i dalej ruszyli za mężczyzną.
Narcyza mogła jedynie patrzeć jak dementorzy zabierają jej ukochanego do Azkabanu. Była zbyt słaba by go bronić i zatrzymać wszystkich. Opadła na łóżko, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Skoro miała umrzeć, nie obchodziło jej, że chwilę słabości widzieli obcy jej ludzie.
- Pani Malfoy – zaczął uzdrowiciel, delikatnie gładząc jej dłoń – proszę się uspokoić, nasi ludzie już szukają antidotum – zapewnił, choć wiedział, że najprawdopodobniej znajdą je zbyt późno.
- Lucjusz nie mógł mnie otruć – szepnęła słabo, patrząc surowym wzrokiem na mężczyznę. Leki, które jej podano sprawiły, że jej stan na krótki czasu się poprawił, ale zdawała sobie sprawę, ze trucizna niedługo znowu zacznie trawić jej słabe ciało.
- Pan Malfoy jest głównym podejrzanym – oznajmił ponuro medyk, wygładzając ręką czarną szatę. - Chyba, że w domu przebywał ktoś jeszcze.
- Mój syn Draco i jego dziewczyna Camelia Nott – wyszeptała zgodnie z prawdą. Mężczyzna usiadł na łóżku przy kobiecie i kazał wyjść wszystkim z pomieszczenia. Nachylił się nad blondynką i uśmiechnął się nieznacznie.
- Więc może to dziewczyna chciała panią otruć? - zapytał się, wiedząc że taki motyw też byłby możliwy.
- Mamy dobre stosunki – wyszeptała, wiedząc, ze nie mógł tego zrobić ktoś z jej najbliższego otoczenia.
- Jest pani tego pewna? - zapytał prostując się na krześle. Podał kobiecie fiolkę z niebieskim płynem i kazał wypić.
- Dziewczyna wiele ostatnio przeszła, przecież pan wie – rzuciła cicho, wiedząc, że lekarz pracował dla ich rodziny od lat, a pieniądze skutecznie zamykały mu usta.
- Może obwinia panią za stratę dziecka? - zapytał, a Narcyza zaprzeczyła.
- Proszę skończyć z tymi bezpodstawnymi oskarżeniami – ucięła i opadła na poduszki. - Niech pan wybaczy, chcę porozmawiać z synem i synową – powiedziała wskazując ręką na drzwi. Medyk ukłonił się przed nią i obiecał, że zaraz przyprowadzi panicza Malfoya.
Lucjusz został skuty i razem z dementorami deportował się do Azkabanu. Myślał, że już nigdy nie będzie musiał wracać do tego okropnego miejsca, a jednak los inaczej ustawił swoje koleje. W głowie przechodziło mu wiele pomysłów, kto mógł zatruć jego żonę – od Marietty, przez Lię, a nawet pomyślał o Draconie. Rzecz w tym, że żadne z nich nie mogło ze śmierci Narcyzy wyciągnąć jakichkolwiek przywilejów z tego tytułu. Marietta zresztą najprawdopodobniej dowie się o śmierci Narcyzy dopiero z gazet, a zresztą nie miała dostępu do ich kuchni.
- Przebrać się w te ciuchy – rzucił mroczny głos, dochodzący gdzieś zza Malfoya. Bez słowa wziął więzienne ubrania i przebrał się oddając wszystkie swoje rzeczy. Wiedział już, że oporem nic nie wskóra. Mógł się poddać i wierzyć, że jako niewinny nie straci rozumu przebywając w otoczeniu dementorów.
- Znowu się widzimy, Malfoy – zaśmiał się strażnik widząc znajomą twarz. Mężczyzna zaśmiał się głośno, jakby chciał wypełnić ciszę, w której powinna znaleźć się wypowiedź Lucjusza.
- Długo to ty się wolnością nie nacieszyłeś – ciągnął dalej, zastanawiając się czy uda mu się wciągnąć w pyskówkę blondyna. - Ale żeby tak własną żonę zatruć?
Lucjusz warknął cicho, a widmo przekleństw przeciągnęło się po korytarzu.
Marcus zaklną widząc, że dziewczyna wraca razem Malfoyem. Powinien ją powstrzymać, ale zrobiła to tak szybko, że jedyne co zauważył to, to jak znikała z blondynem. Ze wściekłością kopną skrzata i kazał przynieść sobie butelkę z alkoholem z barku.
- I tak Lia będzie moja – zaśmiał się szaleńczo i wyciągnął z pudełeczka kolejne cygaro.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Narcissa Malfoy Administrator
|
Wysłany:
Śro 12:05, 28 Gru 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 983 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!
|
Narcyza odprawiła medyków i pozostałych z jej domu i nakazała, by nie wracali. Poprosiła tylko o lekarstwa, które miały jej zapewnić godną przyszłość. Następnie pani Malfoy ostatkiem sił usiadła opierając się o framugę łóżka i poprosiła o wejście Dracona wraz z Lią.
Na początku dziewczyna widząc stan matki Malfoya nie chciała wejść do sypialni swoich teściów, ale po dłuższym zastanowieniu i zachęcie Narcyzy, Nott udała się w wyznaczone miejsce.
- Gdzie ojciec? - zapytał młodzieniec widząc swoją matkę w fatalnym stanie.
- Muszę spisać testament - odrzekła Narcyza śmiało wymijając pytanie syna. - Majątek Malfoyów jest teraz w twoich rękach. Ojciec jest oskarżony o próbę zabójstwa, a ja… nie mam wiele dni życia - wyznała machając swoją różdżką po pokoju.
- Ale pani Malfoy… - zaczęła głośno Camelia. Wiedziała, że musi się odezwać. Miała nadzieję, że takim gestem przekona do siebie Dracona, że on w końcu jej uwierzy i zobaczy jaka jest naprawdę.
- Matko, nie rozumiem niczego - szepnął chłopak siadając obok niej.
Nigdy nie okazywali sobie uczuć. Narcyza jako matka często obejmowała syna, ale kiedy ten dojrzał i zrozumiał kim jest, podchodził do tych gestów obojętnie. Jednak teraz objął matkę i obiecał, że się nią zajmie.
- Draconie, nie potrzebuję twojej opieki. Chcę tylko byś wiedział, że w twoich rękach jest przyszłość naszej rodziny. W twoich również - dopowiedziała i spojrzała na Nott, która rozglądała się po sypialni.
Malfoy spojrzał na nią podejrzliwie, a następnie wskazał jej fotel niedaleko łóżka.
- Wszystko dla dobra Malfoyów - przyznała młoda dziewczyna, a pani Malfoy skinęła w jej stronę głowę.
Następnie kobieta nachyliła się do syna i kazała mu iść do Gringotta. Wytłumaczyła mu całą operację ze skarbcem Malfów i nakazała wybrać tyle pieniędzy ile jest potrzebnych do uwolnienia Lucjusza za kaucją. Narcyza była pewna niewinności męża, dlatego pragnęła, by ten jak najszybciej zjawił się w Malfoy Manor i spędził z nią ostatnie godziny bądź dni życia.
Pomimo, iż lekarstwa dawały i uśmierzały ból, to kobieta czuła, że trucizna zjada ją od środka. Wypalała każdą komórkę ciała obezwładniając ciało Narcyzy.
- Idź już - ponagliła Dracona chcąc porozmawiać w cztery oczy z Camelią. - Potrzebuję twojego ojca - wyszeptała i ponownie zakaszlała głośno.
Malfoy poklepał Lię po plecach i wyszeptał jej coś niezrozumiałego. Po chwili wyszedł i deportował się na Pokatną, gdzie miał bardzo ważne zadanie do wykonania.
Blondyn ściskał swoją różdżkę w rękach i szedł przez siebie. Nigdy nie korzystał ze skrytki Malfoyów sam, zawsze towarzyszyła mu matka, ojciec, bądź obydwoje rodziców. Pomimo, iż wydawało by się, że Dracona ogarnia stoicki spokój, to chłopak był bardzo zdenerwowany. Po pierwsze nie do końca rozumiał co to wszystko oznacza. Zastanawiał się nad sensem związku z Lią i ich przyszłości. Obawiał się, że tak naprawdę nie ma już nic do powiedzenia. Jego matka zaakceptowała ją i uznała za prawowitą panią Malfoy. Jak obydwoje by nie postąpili to właśnie Nott miała zastąpić Narcyzę. Draco złapał się za głowę, ponieważ w jego myślach nadal przeważały obrazy z domu Marcusa.
Następnie Malfoy wciągnął głośno powietrze i minął kilka goblinów. Dumnie dotarł na miejsce, gdzie wydawane są pozwolenia na skorzystanie ze skrytki.
Draco pokazał swoją różdżkę, a potem przeprowadzono całą procedurę sprawdzenia i potwierdzenia jego tożsamości. Kiedy goblin upewnił się, że to prawowity Malfoy wskazał mu długi korytarz i mały wagonik, którym miał przejechać do skrytki w obecności innego goblina.
Draco pospiesznie zabrał tyle pieniędzy ile nakazała mu matka, po czym udał się do ministerstwa, gdzie miał pozałatwiać dokumenty pozwalające wyjście jego ojcu za kaucją. Całą drogę rozmyślał nad swoim życiem i matką, która mogła umrzeć lada dzien. Nie przypuszczał, że będzie w takim stanie. Nie widział jej raptem kilka dni, a jej stan wydawał się tragiczny.
- Słucham - odrzekł człowiek w departamencie, w którym pracował Lucjusz Malfoy.
- Malfoy do Ministra Magii - wykrztusił chłodno Draco, a następnie został wpuszczony by wgłębić się w tajniki „biznesu” najpotężniejszych rodzin czarodziejów.
Lucjusz Malfoy stał przy ścianie obserwując tak dobrze znane mu otoczenie. Wiedział, że ktoś próbował go zniszczyć i to takim kosztem. Nie wiedział, że ktoś będzie potrafił zabić jego żonę, by pojednać się z nim. Lucjusz próbował analizować zachowania ludzi, którzy mogli chcieć go zniszczyć. Nie potrafił jednak wskazać jednej konkretnej osoby, która pragnęła by śmierci Narcyzy i jego upadku… dopóki nie pomyślał o jednej kobiecie.
- Rosier - warknął przez zęby, a następnie próbował opracować plan, który pozwoli mu szybko wyjść na wolność. Nie mógł pozwolić by jego żona umarła samotnie w Malfoy Manor.
Narcyza spojrzała wyczekująco na Camelię i kazała jej podejść bliżej. Następnie nachyliła się nad dziewczyną i opowiedziała jej o swoim stanie zdrowia. Po chwili dopowiedziała jeszcze całą historię oskarżenia Lucjusza i poprosiła Nott by wyjaśniła to Draconowi.
- Teraz w waszych rękach jest rodzina Malfoyów - wyznała Narcyza i uśmiechnęła się delikatnie wiedząc, że może na nich polegać.
- Wiem to od dawna - rzuciła oschle Lia i przeszła się po pokoju. W końcu usiadła na łóżku i położyła się obok swojej przyszłej teściowej. Nott zamknęła oczy i ułożyła głowę na poduszce Lucjusza. Wciągnęła głęboko powietrze i otworzyła oczy.
- Twoja przyszłość jest w moich brudnych rękach - wyszeptała, a pani Malfoy zakaszlała.
Nie potrafiła zrozumieć słów i zachowania Nott. Wiedziała, że dziewczyna była dobrze wychowana i inaczej zachowywała się w obecności Dracona, ale nigdy nie poznała jej od tej strony.
- Panno Nott! - uspokoiła ją Narcyza i zwróciła jej uwagę. Malfoy nie była już tak groźna jak mogło się wydawać. Leżała na łóżku pozbawiona sił, a jedyne co jej pozostawało to różdżka.
- Myślałaś, że uwolniłaś się ode mnie - uściśliła Nott i stanęła nad Narcyzą. Spojrzała na zegarek, po czym uśmiechnęła się przebiegle - Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden…
Nott rozciągnęła ramiona, po czym zaśmiała się histerycznie.
- Narcyzo, chyba mnie poznajesz? - zapytała Marietta Rosier wpatrując się w panią Malfoy.
- Co ty tu robisz? - warknęła blondynka i chciała rzucić urok na Mariettę, lecz ta wyminęła zaklęcie i z klasą podeszła do łóżka.
- Skoro tak łatwo pozbyłam się Lucjusza, to ty nie powinnaś mi sprawić większego problemu… Biedna, bezbronna Narcyza Malfoy - szepnęła Rosier siadając obok kobiety. Odgarnęła jej włosy z czoła i pocałowała w policzek.
Marcus przeszedł się po pokoju, a następnie podszedł do zrozpaczonej Lii, która stała pod ścianą i wpatrywała się w kominek.
- Ale jak? - zapytała pamiętając swoją postać wchodzącą za Draconem.
Marcus upił trunek i westchnął.
- Twoja ciotka chce Lucjusza Malfoya, a ja chcę ciebie… Mamy w tym wspólny cel, moja droga. Matka Dracona ma już niewiele sił, więc został tylko młody Malfoy. Jego koniec jest dość bliski - wyjaśnił i zaproponował Cameli szampana na ich cześć.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Chochlik Przyszła pani Malfoy
|
Wysłany:
Śro 19:59, 28 Gru 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 615 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)
|
Dziewczyna prychnęła i wytrąciła Markusowi z ręki kieliszek. Szkło upadło na podłogę rozbijają się na setki części, a szampan ochlapał wszystko dookoła.
Wiedziała, że musi działać, ale nic co mogłoby ocalić Malfoyów nie przychodziło jej do głowy.
- Rozchmurz się kochanie, przed nami cudowna przyszłość! – zaśmiał się chłopak, w niepamięć puszczając karygodne zachowanie dziewczyny. Skrzaty z resztą już zmywały kałużę z alkoholu.
- Nie mów tak do mnie! – wysyczała odsuwając się. Kiedy ktoś groził najbliższym jej osobom, chciała zrobić wszystko by ich ocalić.
- Cameliette – wyszeptał gładząc jej włosy – złość piękności szkodzi.
Marcus zaśmiał się widząc zdenerwowaną minę dziewczyny. Wiedział, że już niedługo Nott przekona się, że życie przy jego boku może być dużo lepsze niż to, które wiodłaby jako młoda mężatka i matka.
- Zostaw mnie, Marcusie – rzuciła odchodząc od niego. Podeszła do kominka i nabrała w dłoń proszek Fiu. Chłopak ponownie się zaśmiał i machnął różdżką w stronę paleniska.
- Nie uciekniesz stąd – mruknął. – Spędzimy razem trochę czasu, a później, kiedy już pozbędziemy się Malfoyów, weźmiemy ślub.
- Po moim trupie – warknęła i kopnęła z całej siły metalowy kwietnik.
- Kochanie, nie demoluj naszej posiadłości – poprosił i po raz kolejny wezwał skrzaty. Lia opadła na kanapę, kiedy zrozumiała, że złością nic nie wymusi na chłopaku, mogła jedynie pogorszyć swoją sytuację.
- Napijesz się czegoś? – zapytał siadając obok niej. Korzystając z nie uwagi Camelii wziął jej ręce w swoje.
- Jak chcesz się pozbyć Malfoyów? – zapytała nieobecnym głosem, myślami była w oddalonym o setki kilometrów dworze.
- Tym się nie musisz martwić – szepnął całując jej skroń. Lia powstrzymywała się od odsunięcia się od niego.
- Po prostu chcę wiedzieć – powiedziała szybko i zerknęła w jego oczy. Przerażała ją determinacja jaką w nich zobaczyła.
- Stary Malfoy jest w Azkabanie, ale niedługo twoja siostra go stamtąd wyciągnie. Narcyza właśnie kona w swojej sypialni, jak mniemam. Ta trucizna była doskonałym pomysłem Marietty! – mówił spokojnie i gładził rękami ciało dziewczyny. Choć Nott chciała się odsunąć wiedziała, że jest o krok od poznania wszystkich zamiarów Rosier i chłopaka.
- A co z Draconem? – wyszeptała, zatrzymując rękę chłopaka na swojej talii.
- Jego śmierć będzie istnym ukoronowaniem całego planu! – krzyknął, a echo jego słów jeszcze przez chwilę roznosiło się po dużym salonie. – Ale nie musisz kłopotać tym swojej ślicznej główki.
- Po prostu zastanawiam się… - zaczęła, ale chłopak gwałtownie jej przerwał.
- Pogódź się z losem! – mruknął i przyciągnął ją do siebie.
- Jaką trucizną otruliście Narcyzę? – wyszeptała mu prosto do ucha, zastanawiając się czy mogłaby zawładnąć nad nim, tak jak kiedyś zrobiła to z Draconem. Nie czuła się dobrze z tym pomysłem, ale jeśli tylko to miało jej pomóc przy ocaleniu Malfoyów, nie zamierzała się hamować.
Draco szedł spokojnie długim korytarzem. Znał to miejsce – bywał w nim już kilkukrotnie, ale nigdy by załatwiać tak poważną sprawę jak teraz. Szedł przy akompaniamencie melodii obijających się o siebie galeonów.
- Panie Malfoy, proszę za mną. – Nagle obok chłopaka pojawił się jeden z urzędników. Mężczyzna zajmował ciszę prowadzącą do niczego paplaniną, za co Draco był mu wdzięczny, zagłuszał nią swoje beznadziejne myśli.
Narcyza spojrzała spanikowana na Mariettę. Wiedziała, że nie da rady jej pokonać, nie teraz kiedy ostatnie siły odbierała jej trucizna.
- O co ci chodzi? – wyszeptała blondynka, zastanawiając się dlaczego ostatnimi czasy tak wiele nieszczęść spada na jej najbliższych.
- Nie wiesz jeszcze? – zapytała słodko, odgarniając włosy z twarzy Malfoy. Pani zaprzeczyła, wiedząc że teraz musi grać na zwłokę.
Młodego Malfoya wpuszczono do gabinetu jednego ze współpracowników jego ojca.
- Draco! – zawołał ponuro elegancki mężczyzna. – Tak myślałem, że mnie odwiedzisz.
Chłopak opadł na wskazany fotel i wyprostował się, wiedząc że teraz reprezentuje nie tylko siebie, ale też całą swoją rodzinę.
- Kochanie – zadrwiła Rosier – doskonale wiesz, że chodzi o Lucjusza.
Narcyza powoli skinęła głową i pozwoliła dalej mówić brunetce.
- Zabrałaś mi go dwa razy! – krzyknęła i wymierzyła siarczysty policzek Malfoy. – Podsunęłaś mnie Rosierowi! Wiedziałaś, że sytuacja zmusi mnie do przyjęcia jego oświadczyn!
Blondynka przyłożyła dłoń do policzka, czuła pulsujący ból wydobywający się z niego.
- Widzisz mój drogi, sprawa jest wyjątkowo delikatna – powiedział spokojnie starszy mężczyzna spoglądając na syna Lucjusza.
- Oczywiście – pośpiesznie potaknął chłopak. – Mojej matce zależy żeby ojciec wyszedł z Azkabanu najszybciej jak to jest możliwe – używał oficjalnego tonu, którego tak nie lubiła Lia.
- Kaucja będzie wynosiła małą fortunę – rzucił ostrożnie urzędnik.
Narcyza patrzyła zaskoczona na Rosier, owszem wiedziała, że po jej rzekomej śmierci między Lucjuszem a Mariettą coś niewielkiego i nieważnego było.
- Dwa razy? – szepnęła, zaskoczona słowami kobiety.
- Zaraz po Hogwarcie – prychnęła wiedząc, że jej rozmówczyni zostało niewiele życia – pokłóciliście się, a Lucjusz wznowił korespondencje ze mną.
Narcyza zrobiła nieodgadnioną minę, mąż nigdy jej o tym nie opowiadał.
Draco uśmiechnął się nieznacznie i usiadł wygodniej.
- Kwota nie ma znaczenia – rzucił swobodnym tonem czując, że nie dalej jak za godzinę wróci razem z ojcem do ich posiadłości.
- Widzę, że będziemy mogli się dogadać – powiedział spokojnie, każąc wezwać do siebie czarodzieja odpowiedzialnego za sprawy Azkabanu.
Marietta zaśmiała się i pogładziła policzek blondynki. Wstała z łóżka i przespacerowała się po sypialni, wyobrażając sobie siebie, kiedy już zwiąże się z Lucjuszem.
- Czyżby twój małżonek miał przed tobą jakieś tajemnice? – zapytała siadając przed toaletką Narcyzy. Zaczęła przeglądać się w lustrze i poprawiać swój nienaganny makijaż
- Lucjusz cię nienawidzi – szepnęła pani Malfoy opadając bez sił na poduszki.
- Od nienawiści do miłości tylko jeden krok – mruknęła i odwróciła się w jej stronę.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Narcissa Malfoy Administrator
|
Wysłany:
Śro 21:09, 28 Gru 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 983 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!
|
Camelia wiedziała, że musi grać. Potrzebowała szybko wiele informacji, które musiała przekazać Malfoyom. Jedynie ona mogła ich uratować. Zastanawiała się jakim cudem Lucjusz Malfoy trafił do Azkabanu, a Narcyza nie zauważyła, że ktoś podał jej truciznę. Byli świetnymi czarodziejami i nie zdarzały im się takie wpadki. A w przeciwieństwie do niektórych Narcyza przez długi okres czasu była Czarną Panią i znała wszystkie pułapki zastawiane na nią przez innych ludzi.
Nott odwróciła wzrok od Marcusa, po czym przybliżyła się do niego i próbowała go objąć. Czuła, że się pogrąża. Nie potrafiła być taka w stosunku do niego, kiedy wiedziała do czego był zdolny.
- Co to za trucizna? - zapytała a raczej szepnęła do jego ucha i czekała na rozwój wydarzeń.
Chłopak pokręcił głową a następnie wstał i patrzył na Nott, która próbowała do niego dołączyć.
- Gdybym ci powiedział, byłabyś już w Malfoy Manor - zaśmiał się Marcus i przeszedł się po salonie.
Lia pokręciła głową z niezadowolenia.
- Nalej mi szampana - poprosiła i wskazała kieliszek, który stał na stole. - Nigdzie się nie wybieram.
Chłopak zaśmiał się, ale spełnił prośbę dziewczyny, która w ciągu kilku sekund zmieniła swoje zachowanie.
- Cóż taka zmiana? - zapytał ściągając brwi.
Lia bawiła się swoimi włosami, a kiedy zobaczyła na sobie wzrok chłopaka wskazała mu miejsce obok siebie.
- Przyjemnie tu - wyszeptała i upiła trunkek. - A więc wracając do naszej rozmowy, czym ją otruliście?
Marcus wahał się przez chwilę, ale stwierdził, że Lia nie będzie znała antidotum, więc ta wiedza nikomu nie zaszkodzi.
- Twoja siostra sporządziła debiutancki eliksir z Jadowitej Tantakuli - odrzekł pełen podziwu i wskazał za okno, gdzie rosła dziwna, czerwona roślina nie przypominająca groźnych roślin z ogrodów Hogwartu.
- Zawsze miała smykałkę do eliksirów - rzuciła niedbale Lia i stuknęła o kieliszek Marcusa. - Czyli nie ma żadnego antidotum, bo nikt nie zna receptury? - zapytała retorycznie.
Chłopak widział podstęp, ale uwielbiał taką Camelię. Wciągnięty przez grę młodej kobiety, oparł się jej i zaczął mówić.
- Marietta sporządziła też antidotum na wszelki wypadek, gdyby Lucjusz chciał zrobić „wszystko” dla swojej żony - uściślił i wywrócił oczyma. - Ale Rosier raczej go nie użyje, bo chce się pozbyć Malfoy raz na zawsze. Zresztą nie mam ochoty już słuchać jej jęków na temat tamtej kobiety - wyjaśnił.
- Ona tu mieszka? - zapytała Lia próbując nawiązać rozmowę, która przypominała zwyczajną pogawędkę.
- Odkąd zabiła męża gości u mnie… I nie wiem czy szukała kochanka czy schronienia, ale…
- Nie mam więcej pytań - krzyknęła Nott i wypiła całą zawartość kieliszka zastanawiając się jak zdobyć antidotum.
Draco odpowiedział jeszcze na kilka pytań urzędnika, po czym przeszedł do innego pokoju. Sam Minister Magii nakazał kilkorgu ludziom zadział w sprawie Malfoya.
- Napije się pan czegoś? - zapytał mężczyzna Dracona ,ale ten delikatnie zaprzeczył głową. - Pański ojciec będzie pod…
- Proszę zamilczeć - odrzekł młody Malfoy. - Niech pan tylko poczeka. Mój ojciec o tym wszystkim usłyszy, a potem…
- Wniosę oskarżenie o bezprawne przetrzymywanie w Azkabanie - odrzekł chłodno Lucjusz Malfoy i zimnym gestem powitał Ministra.
- Lucjuszu… - zaczął urzędnik.
- Proszę bez zbędnych grzeczności - rzucił na pożegnanie i skinął na Dracona.
Narcyza otworzyła szeroko oczy, ale próbowała grać. Nie mogła wyznać, że Lucjusz jej o tym nie powiedział. Zamknęła oczy czując łzy cisnące się do jej oczu. W tej chwili ogarnęło ją kilka myśli. Wierzyła w niewinność męża, ale on miał tajemnice przed nią. Wiedziała, że jej nie otruł, a jednak takie myśli przeszły jej przez myśl. Dopiero potem, kiedy uzmysłowiła się, że to Rosier przed nią stoi, była pewna, że trucizna była jej sprawką.
- Szkoda, że nigdy nie zaprzyjaźniłyśmy się w Hogwarcie - zaczęła Marietta i odwróciła się w stronę Malfoy.
Narcyza prychnęła cicho i się podniosła. Lekarstwa, które otrzymała od medyków zaczęły działać, a ona odzyskiwała siły.
- Zawsze należałaś do innego towarzystwa - uściśliła blondynka myśląc, że pokaże gdzie jest miejsce Rosier w społeczeństwie.
- To nie towarzystwo nas dzieliło, a nasz wiek, kochana - zaśmiała się Marietta. - No i uczucie do twojego małżonka. Zawsze był twój… - wywróciła oczyma i poprawiła kilka kosmetyków na toaletce.
Narcyza próbowała grać na zwłokę, dlatego zaczęła bezsensowną i długą rozmowę z drugą kobietą, po której można się było spodziewać dokładnie wszystkiego.
- Przypominam, że jesteśmy z Lucjuszem w tym samym wieku - odrzekła Narcyza delikatnie zaokrąglając ich daty urodzin. - I tak, zawsze był mój, a raczej to ja byłam jego - dopowiedziała uśmiechając się lekko.
Malfoy musiała walczyć o mężczyznę swojego życia i nie mogła pozwolić by inna kobieta władała jej życiem.
- Oj, nie musisz tak o niego walczyć - wtrąciła Rosier i przeczesała swoje włosy. - Już za jakiś czas, nie będzie miał ciebie, wiec jedyną bliską osobą będę ja - uśmiechnęła się i użyła perfum Malfoy.
- Nie dotykaj tego! - krzyknęła elegancko Narcyza, kiedy Marietta dobierała się do jej kosmetyków.
- Już niedługo to będzie moja sypialnia, kochana - Rosier siliła się miły ton. - Pierwsza go pocieszę po twoim pogrzebie.
Marietta wstała i po raz kolejny podeszła do Malfoy. Znowu pogłaskała ją po twarzy i obserwowała zniszczenia jakie wyrządził eliksir na jej ciele.
- Patrz co mi zrobiłaś - walnęła Narcyza i odsłoniła kawałek swojego ciała pokazując czerwone plamy i krwiaki na skórze.
Marietta nie przejęła się za bardzo. Dotknęła jednej z ran i odskoczyła kiedy Malfoy jęknęła z bólu.
- Skoro to cię boli, to jak on cię dotyka? - zapytała zaciekawiona Rosier. - Chyba, że trzyma się od ciebie z daleka?
Narcyza poczuła jak coś zabolało ją od środka.
- Lucjusz… - zaczęła Narcyza, ale zanim skończyła Rosier ucięła jej w połowie zdania.
- Kochanie, nie przejmuj się. Ja też nie chciałam spać z Rosierem, więc wiem co czuje Lucjusz - uściśliła i wymierzyła Malfoy kolejny policzek.
- Jak śmiesz! - rzuciła kobieta ostatkiem sił.
- Narcyzo, musisz się pogodzić ze swoim losem. Gdybym wyglądała tak jak ty teraz, nie pozakazywałabym się Lucjuszowi - Rosier drążyła temat, ale zanim rzuciła kolejnym takim zdaniem w Narcyzę, drzwi do pokoju się otworzyły, a w nich stanął Malfoy, któremu udało się wyjść za kaucją.
- Lucjuszu… - szepnęła Narcyza, ale Marietta rzuciła na nią urokiem, po czym blondynka umilkła.
- Nawet nie wiem jak bardzo się za tobą stęskniłam - rzuciła Rosier i podbiegła z gracją do mężczyzny.
- Zabiję cię Rosier jeśli nie odejdziesz - warknął Malfoy i zaczął pojedynkować się z Mariettą.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Śro 21:53, 28 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Chochlik Przyszła pani Malfoy
|
Wysłany:
Czw 21:37, 29 Gru 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 615 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)
|
Dziewczyna uśmiechnęła się w stronę chłopaka i miała nadzieję, że odbierze to jako zachętę do zbliżenia się do niej. Marcus zrobił to z wielką ochotą, alkohol mroczył mu umysł, więc nagła zmiana zachowania Lii nie zrobiła na nim większego wrażenia.
- Mamy wspólną sypialnie – szepnął, a jego oddech zmieszany był z ostrą wonią cygar i trunków.
- Nie chcę iść jeszcze spać – mruknęła odchodząc od niego. Obejrzała się przez ramię i puściła mu perskie oko.
W myślach beształa się za takie zachowanie, ale wiedziała, że tylko tak zdoła pomóc Malfoyom i być może ponownie przekonać do siebie Dracona. Mogła mieć tylko nadzieję, że Rosier nie popsuła wszystkiego jeszcze bardziej.
Delikatnie wyciągnęła rękę ze swoim kieliszkiem w stronę chłopaka wiedząc, że on dobrze zinterpretuje jej gest. Marcus momentalnie dolał jej szampana. Gwałtownie przyciągnął ją w swoja stronę nie zważając na rozlewającą się ciecz. Nieznacznie musnął jej wargi.
- Chodźmy stąd – sapnął, a dziewczyna zaczęła zdawać sobie sprawę, że jeśli nie uda jej się ubłagać go o pokazanie pokoju siostry i antidotum, najprawdopodobniej będzie na niego skazana do końca swoich dni.
- Dobrze – zaśmiała się wyrywając się z jego objęć. – Wypij jeszcze za moje zdrowie i naszą przyszłość – poprosiła.
- Cameliette – mruknął okręcając ją wokół siebie.
- Ciii – położyła mu palec na ustach. Wiedziała, że dłużej już nie może czekać i musi zacząć działać – pokażesz mi pracownię Marietty? – zapytała delikatnie
- Jutro – rzucił prowadząc ja w stronę drzwi.
- Marcusie – rzuciła i przygryzła wargę. Ręką dotknęła torsu chłopaka i delikatnie po nim przejechała. Musiał jej ulec, wiedziała, ze teraz walczy o życie Narcyzy.
Lucjusz popchnął swojego syna w stronę łóżka, tak by ten osłaniał Narcyzę przed zaklęciami. Uniósł różdżkę tak by w razie potrzeby sam mógł się obronić.
Marietta zaśmiała się widząc zachowanie Malfoya, ale w odpowiedzi na nie ukłoniła się przed nim.
- Tęskniłam za tobą – zawołała uśmiechając się w jego stronę. Narcyza choć chciała jakoś zareagować czuła, że siły opuszczają jej ciało. Draco zajmował się utrzymaniem tarczy wokół łóżka, ale wiedział, że jego moc nie wystarczy na długo.
- Widzisz, a mi zupełnie ciebie nie brakowało – zironizował mężczyzna, zastanawiając się do czego jeszcze zdolna jest Rosier. – Co podałaś Narcyzie?
Brunetka zaśmiała się i wzruszyła ramionami. Podeszła do niego i ułożyła dłoń na policzku Malfoya. Ten strzepnął ją gwałtownie, jak by parzyła.
- Kochanie, przecież ci nie powiem – zaśmiała się histerycznie i przeszła się po sypialni. Draco patrzył po kolei na wszystkie twarze zastanawiając się stało z Lią.
- Jak się tutaj znalazłaś? – warknął Lucjusz, a Marietta w odpowiedzi cisnęła w jego stronę jakiś nieznanym mu zaklęciem.
- Dopiero groziłeś mi śmiercią – zanuciła odsłaniając zasnute kotarą okna. Zaczynało świtać i pierwsze promienie wpadały do sypialni Malfoyów.
Lia uchyliła nieznacznie drzwi i kiedy poczuła specyficzny zapach, który wydzielały specyfiki używane do wytwarzania eliksirów, weszła do środka.
- Myślisz, że zostawiła tutaj antidotum? – zapytała. Marcus był już wystarczająco pijany by spełnić każdą jej zachciankę.
- Nie – mruknął zataczając się gdzieś przy drzwiach do pracowni. Dziewczyna prosiła by przy nich został, nie potrzebowała kolejnych problemów.
- W takim razie zabrała je ze sobą? – wyszeptała odwracając się w jego gwałtownie w jego stronę.
Lucjusz mierzył się wzrokiem z Mariettą. Nie rzucali w siebie zaklęciami, oboje wiedzieli, że istnieje prawdopodobieństwo, ze urok odbije się od jakiegoś przedmiotu. Okrążali się z różdżkami podniesionymi wysoko, a kobieta co jakiś czas rzucała komentarze na temat wyglądu sypialni i tego co powinni w niej zmienić. Draco zniósł tarczę wiedząc, że będzie ona bardziej potrzebna, kiedy któreś z „pojedynkujących” się zdecyduje się na rzucenie czaru.
- Nie cackaj się ze mną Lucjuszu – zaśmiała się. Marietta czuła się pewnie wiedząc, że ma na szyi zawieszoną jedyną ampułkę z antidotum, które mogło ocalić Narcyzę.
Malfoy otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwało mu gwałtowne otworzenie drzwi. Do pomieszczenia weszła Camelia, a za nią stał chwiejący się na nogach, Marcus.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Narcissa Malfoy Administrator
|
Wysłany:
Pią 20:56, 30 Gru 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 983 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!
|
Draco rozejrzał się przestraszony. Był pewien, że Lia wyszła gdzieś na chwilę, a Marietta zjawiła się sama w Malfoy Manor odnajdując jego matkę. Dopiero po krótkim wytłumaczeniu Narcyzy młody Malfoy zrozumiał co się stało.
- Ty! - krzyknął Draco i podniósł się. Stanął przed ojcem i wycelował w Rosier różdżką. Kiedy próbował się z nią dogadać, myśląc, że jego matka nie żyje, ale potem Marietta okazała się diabelną kobietą.
- Słodki jesteś - stwierdziła Rosier i spojrzała na Lucjusza wymijając Dracona.
- Ona ma ze sobą antidotum - odrzekła Lia i próbowała trzymać Marcusa, które ledwo stał na swoich nogach i mruczał coś do ucha Nott. Dziewczyna wiedziała, że chłopak stoi za nią, spiła go tak mocno, że Marcus stracił kontrolę nie tylko nad swoim ciałem, ale również umysłem.
- Kto ci takich bzdur naopowiadał? - zapytała retorycznie Rosier po raz kolejny tego dnia kokietując starszego Malfoya.
- Marcus - walnęła bezmyślnie dziewczyna. Chłopak rzucił coś niezrozumiałego, ale zanim zdążył wyznać coś Lii, Marietta trafiła go niewybaczalnym zaklęciem.
Marcus nie żył.
-Nie! - krzyknęła Lia, a Draco spojrzał na nią zdziwiony. Teraz już nie wiedział, gdzie się znajduje. Myślał, że jeszcze zbuduje z Lią związek, ale Nott okazała się Rosier, a prawdziwa Lia została z Marcusem.
- On wiedział wszystko o tej substancji i antidotum - poprawiła się i spojrzała na Malfoya. Widząc ulgę w jego oczach, sama odetchnęła, ale potem przypomniała sobie, że Marcus nic więcej jej nie powiedział prócz tego, że Marietta nosi to ze sobą.
- Naprawdę masz to przy sobie? - zapytał Lucjusz rozglądając się dookoła. Widział bowiem, że jego żona jest w coraz gorszym stanie.
- Ona umiera - stwierdziła Rosier i szyderczo się zaśmiała zbijając Malfoya z pantałyku.
- Masz antidotum?! - warknął, ale Marietta ponownie ominęła jego pytanie.
Nastała cisza. Malfoy zakazał poruszać się Lii i Draconowi, ponieważ Marietta obserwowała wszystkie ruchy w pokoju.
- Jest jedna na nas troje - rzucił Draco, a Lia chciała go uderzyć.
- Tak się składa, że to ja mam antidotum, które przepadnie razem ze mną, jeśli się mnie pozbędziecie - wytłumaczyła wiedząc, że tą rundę wygrała.
Młody Malfoy zamilkł i podszedł do matki, to samo zrobiła Camelia cały czas wpatrując się w Rosier. Bardzo dawno nie widziała swojej siostry i przed momentem uświadomiła sobie, że to Marietta odciągnęła ją od Marcusa. Nie musiała mieć już z nim nic wspólnego.
- Camelio - odrzekła Marietta dopiero teraz witając się z siostrą.
Nott odwróciła wzrok i zajęła się Narcyzą. Razem z Draconem obmyślali plan na wypadek niepowodzenia. Wiedzieli, że muszą się ubezpieczyć, ponieważ Rosier była nieprzewidywalna. Sprawiała wrażenie kobiety zakochanej w sobie i pewnej swoich możliwości. I choć uwielbiała siebie i cechy, których nie posiadała, to nic nie odbierało jej wdzięku w tej chwili, kiedy to od niej zależało życie pani Malfoy.
- Marietto, masz antidotum? - zapytał delikatnie Lucjusz próbując zwrócić uwagę Rosier. Myślał, że kiedy zacznie traktować Mariettę subtelniej, to kobieta nie oprze się i podda się jego czarom.
- Nie nabierzesz mnie na to - odpowiedziała automatycznie i szybko ruchem wyciągnęła zza koszulki niewielką fiolkę zaczepioną na srebrnym łańcuszku.
Malfoy zrobił krok do przodu chcąc się przyjrzeć bliżej, ale Rosier od razu się cofnęła i machnęła Lucjuszowi przed twarzą.
- To będzie kosztować - odrzekła, a Draco po raz kolejny poderwał się do walki.
Miał dość wszystkiego. Jego matka była na łożu śmierci, jego oszukano, a kobieta, która chciała zniszczyć ich rodzinę powróciła i ponownie chciała to uczynić.
- Draco - szepnęła Narcyza i chłopak szybko wrócił do matki. Pani Malfoy była świadoma tego co dzieje się w sypialni, ale nie mogła działać. Potrafiła wykrztusić z siebie kilka słów, które nie wiązały się w całość.
- I ta kobieta nazywała siebie Czarną Panią - Rosier parsknęła śmiechem.
Lucjusz miał ochotę rzucił w nią zaklęciem, ale Marietta znowu zagroziła, że fiolka jest zaczarowana. Kiedy ona straci życie, eliksir wyparuje. Malfoy nie wiedział w co ma wierzyć, ale musiał postępować według jej słów, ponieważ to ona przejęła kontrolę nad sytuacją.
- Marietto - zaczął blondyn, ale usłyszał za sobą szept Lii i Dracona. Nie wiedział co się dzieje dopóki się nie odwrócił. Draco za pomocą magii przeniósł swoją matkę do innego pokoju. Camelia powędrowała za nim, czując, że to jej obowiązek.
Lucjusz odetchnął wiedząc, że Rosier nie będzie oglądała i naśmiewała się z jego żony.
- Kochane dzieci. Ułatwiły mi zadanie - zachichotała i podeszła do swojej niespełnionej miłości.
- Dlaczego to robisz? - zapytał Malfoy doskonale wiedząc, że marnuje czas, ale tylko w takim podejściu widział wyjście z tej sytuacji.
- Potrzebujesz mnie, prawda? - zapytała retorycznie. Wiedziała, że taka jest prawda. Lucjusz potrzebował antidotum, więc potrzebował również Marietty.
- Wiedziałam, że nie zaprzeczysz, Lucjuszu. Dlatego tu jestem, chcę ci udowodnić jaką słabą masz żonę - zakpiła i usiadła na łóżku, gdzie jeszcze kilka minut temu leżała Narcyza.
- Zejdź z tego - krzyknął Malfoy.
Kobieta uczyniła to co rozkazał, ale zanim Lucjusz zatriumfował, Marietta zrobiła się bardziej arogancka.
- Przynajmniej próbuj grać miłego. - Marietta odkręciła fiolkę i wzięła jeden łyk. - Mi nie zaszkodzi, a Narcyzie uratuje życie… z każdym takim gestem, upiję jeden łyk. Zgadzasz się?
Malfoy westchnął i ponownie wycelował w Mariettę różdżką. Kiedy ta zamierzała napić się eliksiru rzucił różdżkę w kąt pokoju i pokazał, że ma puste ręce.
- Tak dobrze - powiedziała delikatnie i przeszła do kolejnego etapu udręki nad załamanym Lucjuszem.
Draco umiejscowił swoją matkę w sąsiednim pomieszczeniu. Co jakiś czas słyszeli dochodzące z pokoju rozmowy Lucjusza i Marietty, ale Malfoy nie chciał się tym przejmować. Nie mógł dłużej złościć się na Lię, wiec poprosił ją o sporządzenie szybkiego eliksiru na poprawienie zdrowia. Narcyza nie mogła umrzeć w takich okolicznościach, a taki eliksir mógł dać jej jeszcze parę godzin życia.
- Kochanie, niee… - odezwała się Narcyza prosząc by nie dawali jej leku. Wiedziała, że eliksir przedłuży jej życie, ale nie chciała się dłużej męczyć.
- Mamo - szepnął Draco rozglądając się głupio po pokoju. Nott odwróciła się do nich i patrzyła przez chwilę zaczarowana w smutny obraz, który się przed nią malował.
- Co mam robić? - zapytała głupio dziewczyna, ale Draco niemym gestem kazał jej kontynuować gotowanie eliksiru. Wiedział, że postąpi wbrew jej woli, ale nie mógł zawieść ojca i pozwolić umrzeć matce.
Nastała cisza. Lia odczekiwała 5 minut na dowarzenie eliksiru, a Draco wstrzymał oddech, kiedy jego matka nie dawała już znaków życia. Podszedł do niej i próbował z nią porozmawiać, ale Narcyza mu nie odpowiedziała. Następnie zauważył, jak jej bezwładna ręka zawisa w powietrzu obok niego.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Chochlik Przyszła pani Malfoy
|
Wysłany:
Pią 22:05, 30 Gru 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 615 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)
|
Chłopak wstrzymał oddech, nie wiedząc co powinien teraz zrobić. Lia odwróciła się w stronę łóżka i kiedy zauważyła przerażenie w jego oczach, szybko odłożyła łyżkę i podbiegła do łóżka. Wyminęła Malfoya i delikatnie ujęła rękę kobiety. Zamknęła oczy, nie dopuszczając do siebie myśli, że to kolejna osoba, która umarła w jej otoczeniu w ciągu kilkunastu minut. Kiedy nie mogła wyczuć tętna na jej nadgarstku, przyłożyła palce do szyi Narcyzy. Wciągnęła powietrze i dopiero kiedy poczuła słabe ciśnienie krwi, wypuściła je.
- Żyje – szepnęła w stronę chłopaka. Draco skinął w podziękowaniu głową. – Podnieś jej nogi do góry – poprosiła i widząc, że chłopak nie wie po co ma to zrobić, dodała – jeśli straciła przytomność powinna ją odzyskać.
Wróciła do warzenia eliksiru, musiała dodać jeszcze kilka składników, kiedy do głowy wpadł jej dziwny pomysł. Umysł podpowiadał jej dodanie krwi do wywaru. Wiedziała, że nie ma wiele czasu na decyzję, dlatego też szybko złapała czysty nożyk do krojenia składników i przecięła swoją dłoń. Powstrzymała się od syknięcia, ale Draco i tak obrócił się w jej stronę.
- Coś jest nie tak? – zapytał słabo, a Lia stwierdziła, że pierwszy raz widzi go takiego zagubionego jak teraz. Tylko on wiedział, że wcześniej zdarzyło mu się to kiedy znalazł ją na korytarzu przed gabinetem swojej matki.
- Wszystko w porządku. Obudziła się? – zapytała chcąc ukryć swój strach przed możliwymi skutkami wzbogaconego eliksiru.
- Przed chwilą – rzucił i troskliwie pomógł matce usiąść. Lia wiedziała, ze kobieta jest o krok od śmierci i zastanawiała się w jakim stanie udałoby się jej przeżyć do czasu aż uda im się zabrać antidotum do Marietty.
Dziewczyna nabrała wywar i wlała go znalezionej szklaneczki. Szybko podała ją kobiecie, nie zauważając, że cała jest w jej krwi.
- Powinno pomóc, choć na trochę – powiedziała. Powoli zaczynało do niej docierać wszystko to co zdarzyło się w sypialni Malfoyów. Draco zmusił kobietę do wypicia przygotowanego napoju. Szeptał jej przy tym coś, ale Lia nie chciała zaburzać tej smutnej rodzinnej chwili i udała, że chce posprzątać swoje stanowisko pracy.
Zaczęła od opatrywania zranionej dłoni, a kiedy już umocowała opatrunek zaczęła przesuwać z miejsca, w miejsce pudełeczka. Powoli zaczynało do niej docierać co zrobiła Marietta. Kolana ugięły się pod ciężarem jej ciała i chwilę później Lia klęczała przed biurkiem z twarzą ukrytą w dłoniach.
Rosier otruła Narcyzę, wynalezioną przez siebie trucizną, a ona nie miała nawet czasu by dostatecznie dobrze ją wyprzeć z organizmu Malfoy. Co więcej Marietta zabiła jej przyjaciela, powiernika dziecięcych lęków i sekretów. Zapłakała gorzko nad Marcusem. Mimo iż chciała go nienawidzić, czuła żal po jego stracie. Wiedziała, że on i tak musiał zginąć, ale miała nadzieje, że zanim to się stanie zdążą sobie wszystko wyjaśnić.
Szloch targał jej drobnym ciałem, wszystkie wydarzenia zaczynały ja przerastać, a przecież miała być teraz silna. Musiała pomóc Malfoyom, tak jak oni pomogli jej.
Narcyza zasnęła, a kiedy Draco upewnił się, że jej puls jest wystarczająco mocny, podszedł do dziewczyny. Nie wiedział jak powinien się zachować i właściwie dlaczego dziewczyna płacze. Nieśmiało dotknął jej ramienia, a kiedy stwierdził, że to za mało, padł na kolana obok niej i delikatnie objął.
Marietta pozwoliła fiolce swobodnie zwisać na jej szyi, jakby to miało przypominać Lucjuszowi o tym, że ma być miły dla niej, bo tylko tak może uratować swoją żonę. Kobieta doskonale zdawała sobie sprawę, że teraz może zrobić dosłownie wszystko z Lucjuszem.
Podeszła do niego powoli i bezwstydnie otarła się o niego. Zerknęła na swój dekolt i szarpnęła za pierwsze kilka sznurków, powiększając go do granic możliwości. Brakowało jej mężczyzny, bo kiedy szukała otwartych ramion u Marcusa, znajdowała jedynie średnio doświadczonego dzieciaka.
- Lucjuszu – mruknęła mu do ucha, muskając jego płatek. Była zdesperowana, co najmniej w takim stopniu jak on. Tyle, że mieli inne cele, ale Marietta wiedziała, ze to niedługo ulegnie zmianie. Widziała, że zahamował się w ostatnim momencie by ją uspokoić.
- Przecież nie robimy nic złego – zaśmiała się przyciszonym głosem i pociągnęła go w stronę niewielkiej sofy. Popchnęła go w jej stronę, a sama stanęła przed mężczyzną. Przez chwilę obrała w dłoniach fiolkę po czym ponownie puściła ją tak, że znajdowała się pomiędzy jej piersiami.
- Marietto – szepnął, zastanawiając się czy teraz ma jakikolwiek wpływ na to co dalej będzie się działo. Wiedział, że jest marionetką w rękach Rosier, do czasu kiedy ona ma antidotum mogące uratować Narcyzę.
- Skup się Lucjuszu – westchnęła ciężko i opadała na sofę obok niego. Widziała, że blondyn siedział sztywno wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt na ścianie. Odważnie wzięła jego rękę i ułożyła na swoim udzie.
- Kiedyś od razu wiedziałbyś jak wykorzystać sytuację – mruknęła i pokierowała rękę mężczyzny wyżej.
Malfoy zapomniał o umowie z kobietą i wyrwał jej swoją dłoń.
Marietta zaśmiała się gardłowo i sięgnęła po ampułkę. Do Lucjusza właśnie dotarło co zrobił.
- Mówiłam – mruknęła i odkorkowała butelkę.
- Marietto, proszę – rzucił błagalnie wiedząc, że to jedyne co mu pozostało. Ampułka była mała i bał się, że nie starczy dla Narcyzy.
- Uprzedzałam – warknęła przykładając do ust naczynko z cieczą. Czekała na jedno jego słowo, które sprawiłoby, że zostawi antidotum w spokoju.
- Co mam zrobić żebyś dała jej ten wywar? – zapytał podnosząc się z kanapy i podchodząc blisko do kobiety. Marietta skorzystała z bliskości i wczepiła się w usta mężczyzny.
Lucjusz beształ się w myślach, ale wiedział, że musi zgodzić się na wszystkie jej zachcianki by uratować żonę.
Kobieta zaśmiała się, co prawda nie do końca chodziło jej o tak ogólną propozycję, ale dawała jej ona duże pole do popisu. Położyła ręce na jego torsie i po chwili rozpięła dwa pierwsze guziki jego koszuli.
- Powinieneś wiedzieć, o co mi chodzi – szepnęła ponętnie i przygryzła wargę. Najprawdopodobniej nawet nie zdawała sobie sprawy ile nauczyła się od niej młodsza siostra.
Lucjusz wciągnął głęboko powietrze i powiedział po chwili:
- Daj Narcyzie antidotum – głos miał zdeterminowany. Miał nadzieję, że mimo wszystko uda mu się uniknąć zbliżenia z kobietą, której tak nienawidził.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Pią 23:23, 30 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Narcissa Malfoy Administrator
|
Wysłany:
Sob 12:29, 31 Gru 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 983 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!
|
Młody Malfoy patrzył wyczekująco na Lię, która wydawała się zdezorientowana. Była słaba, ponieważ wiele czasu minęło, zanim zatamowała krwotok z ręki. Nie wiedziała co strzeliło jej do głowy z tym pomysłem, ale coś w głębi serca podpowiadało jej, że to znakomite rozwiązanie.
- Lia - szepnął blondyn, a dziewczyna zesztywniała.
Czuła się winna, zdawała sobie sprawę ze swoich występków. Była kapryśna i kokieteryjna w stosunku do innych, ale nigdy nie chciała źle dla najbliższych. Draco z całą pewnością wliczał się do tych osób.
- Musimy zdobyć antidotum - odpowiedziała czując się niezręcznie w tej sytuacji. Myślała, że stanem Narcyzy odciągnie uwagę chłopaka.
- Mój ojciec będzie je miał, a my i tak mu nie pomożemy, więc… Skończ ten temat - dodał delikatnie i czekał na jakąś reakcję dziewczyny.
Nott nie chciała przepraszać, ale czuła, że to jest potrzebne. Westchnęła głośno i popatrzyła na Dracona. Następnie uchyliła swoje wargi, żeby coś powiedzieć i zamknęła usta. Przeprosiny nie chciał przejść przez jej gardło. Nie była przyzwyczajona do takiego zachowania. Przez wiele lat to za nią biegano i błagano ją na kolanach by wybaczyła złe uczynki.
- Nie masz za co przepraszam - walnął młody Malfoy sam nie wiedząc co mówi. Przecież był zły na Camelię za to, że pojechała do Marcusa a potem nie opierała się jego zalotom. Blondyn zamknął oczy i ścisnął swoje dłonie. W takiej sytuacji wszystko podpowiadało mu, że musi mieć Lię przy sobie bez względu na to co się stało w ciągu ostatnich godzin i dni.
- Mam - odrzekła twardo Nott i podniosła się z ziemi. Nie miała odwagi by spojrzeć na młodzieńca, więc wyminęła go energicznie i stanęła przy drzwiach.
- Nie możesz mnie teraz zostawić - krzyknął za nią, a potem uderzył się w myślach. Jego matka spała i była chora, nie chciał by się obudziła i cierpiała.
- Już ci pomogłam - żachnęła się na jego słowa i zacisnęła opatrunek na ręce, ponieważ wciąż czuła wypływająca krew z rany.
- Nie chodzi o moją matkę - wywrócił oczyma i wyciągnął rękę w stronę dziewczyny.
Lia pokręciła głową. Pragnęła im tylko pomóc, ponieważ nie mogła patrzeć na cierpienie Malfoyów. Teraz nie mogła do nich wrócić, nie mogła być z Draconem ze względu na to co zrobiła. Czuła się winna i wiedziała, że Draco jej teraz wybaczy, bo jego rodzina jest zagrożona. Nott nie potrzebowała takiego wybaczenia i obrotu sprawy.
- A więc o co? - zapytała głośno.
Lia mocnym i donośnym głosem ukrywała swoją winę. Bała się przyznać do błędu i bardzo tego żałowała, ale nie wiedziała czego może się spodziewać po Marcusie. Pragnęła tylko rozmowy i powrotu do dzieciństwa, a nie romansu i opowiastki o Przysiędze chłopaka.
- O nas - dodał automatycznie i odwrócił się kiedy usłyszał swoją matkę. Na szczęście okazało się, ze to fałszywy alarm, a Narcyza przewracała się z boku na bok. Było widać, że jej organizm walczy o każdą minutę życia na tej planecie.
- Już nie ma nas - walnęła bezmyślnie czując, że Draco jest taki łagodny w oblicz choroby matki.
- Nie mów tak - poprosił uprzejmie trzymając dystans pomiędzy sobą a dziewczyną.
Camelia zarumieniła się i usiadła na fotelu niedaleko drzwi. Sumienie dawało jej się we znaki, nie chciała bardziej rujnować psychiki Dracona.
- A więc co mam powiedzieć? - Nott była odważna, choć jej głos drżał i pokazywał jej wewnętrzne emocje.
- Nic, zupełnie nic - wyszeptał Malfoy. - Chcę, żebyś po prostu przy mnie była…
Lucjusz tępo wpatrywał się w fiolkę zawieszoną na piersi Marietty. Rosier szybko to zauważyła więc odciągnęła wzrok mężczyzny od antidotum.
- Cena jest wysoka, Lucjuszu. A myślałam, że życie twojej żony jest bezcenne - zaśmiała się próbując budować między nimi namiastkę romantycznego nastroju, o którym tak dawno marzyła.
Malfoy zagryzł wargi i obmyślał plan. Chciał wyrwać fiolkę i popędzić do drugiego pokoju, ale wtedy się zorientował, że Rosier będzie na tyle szybka by zareagować, więc albo zniszczy eliksir albo okaleczy siebie.
- Zegar tyka - przekomarzała się kobieta doskonale wiedząc, że czas działa na jej korzyść. Lucjusz siedział bez ruchu i zastanawiał się nad sobą. Według Rosier Malfoy wyglądał jak wrak człowieka, ale pomimo tego, nadal go kochała i chciała.
- Zapłacę ci ile tylko chcesz - dodał po chwili ofiarując całe bogactwo swojej rodziny.
Marietta zaklaskała w dłonie i pokazała Lucjuszowi fiolkę z antidotum, która jest wykonana ze szczerego złota,
- Pieniędzy mi nie brakuje, Lucjuszu - Rosier wyraźnie akcentowała imię mężczyzny próbując zmusić go do jakiegoś działania.
- Mam inne bogactwa prócz pieniędzy - wtrącił próbując wymienić część z nich, ale Marietta nie słuchała.
- Nie potrzebuję tego. Dorobiłam się własnej fortuny, ale nie tego chcę… i ty o tym doskonale wiesz, mój drogi - wytłumaczyła nadal walcząc o swoje.
- Więc co mam uczynić bym dostał antidotum? - zapytał głupio ściskając swoją różdżkę w ręce.
- Sam je sobie weź - wyszeptała.
Lucjusz popatrzył na nią zdezorientowany i ściągnął z jej szyi fiolkę, lecz kiedy ją otworzył okazało się, ze zawartość to czysta woda, którą dla fałszu piła Marietta.
- Przestań ze mną pogrywać - walnął.
- Lucjuszu - jęknęła udając stan rozkoszy i pokazała mu kolejną fiolkę, którą miała schowaną pod ubraniem. Przejechała dłonią po swoim brzuchu uwypuklając małe naczynie znajdujące się poniżej jej piersi.
- Za łatwe - stwierdził i pierwsze czego się pozbył to żakiet Marietty.
- To tylko początek - wyszeptała i przygryzła jego płatek ucha. Uwielbiała kiedy Malfoy się nad nią nachylał. Czuła jego siłę i władzę co ją podniecało i nakręcało do dalszego działania.
Malfoy wywrócił oczami, ale starał się myśleć o Narcyzie, dla której to robił.
- Skup się - warknęła Rosier doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Lucjusz jest nieobecny.
Malfoy powrócił do swojego zdania i starannie pozbywał się kolejnych części garderoby, ale na marne, ponieważ kiedy ściągnął jedną warstwę, ona szybko pojawiała się na ciele Marietty. To była syzyfowa praca.
- Rosier - rzucił Lucjusz, wiedząc, że będą tak siedzieć i nic z tego nie wyniknie.
- Mój drogi… Przecież nie dam ci wygrać tak łatwo - odparła zadowolona ze swojego planu.
Lucjusz odsunął się od niej i popatrzył na nią zdezorientowany. Myślał, że kiedy przełamie się i spełni jej zachcianki, ona ulegnie i da mu fiolkę.
- Czego chcesz ode mnie? - krzyknął. - Nie mieszaj w to Narcyzy… daj mi fiolkę ze względu na mnie! - mówił bez końca. - Czego chcesz? - zapytał po raz kolejny, a Marietta zmiękła.
- Chcę urodzić twoje dziecko - powiedziała poważnie, a Malfoy parsknął ironicznym śmiechem.
- To niemożliwe - walnął, a Rosier pokiwała przecząco głową.
- Cena nie jest wysoka… A po tym, ty będziesz miał czego chcesz i ja osiągnę swój cel - zaśmiała się i wzruszyła ramionami.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Sob 12:57, 31 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Chochlik Przyszła pani Malfoy
|
Wysłany:
Sob 13:59, 31 Gru 2011 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 615 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)
|
Lia wciągnęła głośno powietrze słysząc prośbę chłopaka.
- Zdradziłam cię – rzuciła bezwiednie. Jej sumienie nie dawało jej spokoju, czuła się źle z tym co wydarzyło się w dworze Marcusa, choć nie miała na to większego wpływu. Draco przytaknął jej i podszedł bliżej fotela. Żeby widzieć jej twarz musiał kucnąć przed Nott.
- Ja też – przypomniał. W myślach po raz kolejny przeklął bal wydany na część jego matki. Lia potrząsnęła głową. To były dwie różne sytuacje i ona nie potrafiła ich przyrównać do siebie. Chciał wziąć jej dłonie w swoje, ale dziewczyna elegancko uniknęła tego.
- Zdradziłam cię – powiedziała rozpaczliwie, jakby chciała mu udowodnić, że jest zła.
- Zapomnijmy o tym – szepnął, nie mógł już być tym zimnym Malfoyem, któremu na nikomu nie zależało. Lia była dla niego ważna i chciał walczyć o nią.
- Mówisz tak, bo widzisz problemy swojej rodziny – powiedziała wiedząc, że taka jest prawda. Kiedy chłopak nic nie powiedział, dodała - Tam nawet nie chciałeś na mnie spojrzeć.
Draco spuścił głowę, przyglądając się swoim kolanom. Miała rację.
- Camelio – szepnął – chciałem się z nim policzyć, ale nie mogłem tego zrobić od razu.
Dziewczyna pokręciła głową i odchyliła się na fotelu.
- Nie możesz kazać mi się stąd wynieść? – wyszeptała. – Nakrzyczeć?
Wolałaby jego złość od tych decyzji podjętych pod wpływem takich zdarzeń. Chłopak zaśmiał się krótko.
- Po prostu puśćmy to w niepamięć – prosił, mając nadzieję, że w końcu dziewczyna ulegnie mu. Wiedział, że nie zachowuje się jak Malfoy, ale to była ta chwila, w której musiał schować swoją dumę do kieszeni.
- Nie chciałeś mnie – szepnęła, łapiąc się każdej możliwości by odsunąć od siebie chłopaka. Po tym wszystkim nie potrafiła mu spojrzeć prosto w oczy.
- Nie – zaprzeczył gwałtownie, oglądając się za siebie. Jego matka dalej spała. – Uważam tylko, że było za wcześnie na to wszystko. Też tak myślałaś.
Dziewczyna musiała się z nim zgodzić. Szukała w myślach kolejnych argumentów, które miały uświadomić, że nie mogą być razem.
- Nie ufasz mi – stwierdziła wskazując na jego lewe przedramię. W końcu nie chciał jej opowiedzieć niczego o tym jak stał się śmierciożercą.
- Nie odwracaj kota ogonem – poprosił. – Lia nie wmówisz mi, że jestem dla ciebie nikim, więc dlaczego chcesz mnie od siebie odsunąć?
Dziewczyna zaniemówiła. Prawdopodobnie po raz pierwszy dobrze odczytał jej intencje, a ona przyzwyczajona do tego, że ukrywa swoje intencję nie wiedziała co może mu teraz powiedzieć.
- Po prostu wróćmy do tego, co było przed tymi wszystkim – prosił. Lia musiała mu ulec.
- Nie potrafię – przyznała. Tyle wydarzyło się w ciągu ostatnich dni i miesięcy.
Chłopak poniósł się z klęczek i kazał wstać dziewczynie, chciał jej pokazać, ze nadal jest dla niego ważna. Szybko usiadł za nią na fotelu i korzystając z tego, że Lia nie do końca wiedziała co się z nią dzieje, usadził ją na swoich kolanach. Wtulił ją w siebie, tak jak kiedyś matka go przytulała.
Lucjusz zamarł w bezruchu. Nie wiedział co ma teraz zrobić. Jedyną możliwością na zdobycie antidotum było zdradzenie Narcyzy, a tego nie chciał zrobić.
- Marietto, zastanów się – błagał. Wiedział, że żona by mu tego nie wybaczyła.
- Nie ma nad czym myśleć! – zawołała. – Ja chcę urodzić twoje dziecko, a ty chcesz uratować Narcyzę.
Lucjusz odszedł od niej. Wiedział, że traci czas, lecz musiał pomyśleć jak odciągnąć od tego pomysłu kobietę.
- Możesz nie donosić ciąży – powiedział. Ten argument sprawiał, że wiele ryzykował, nie wiedział jak zareaguje Rosier słysząc to.
- Tym razem się uda – rzuciła pewna swego. Była zdeterminowana i nie widziała innej opcji, by oddać mężczyźnie antidotum.
- Wymyśl coś innego – prosił. Nie chciał znowu czuć jej bliskości. Pragnął tylko by oddała mu miksturę.
- Długo nad tym myślałam – przyznała – ale pragnę tylko tego.
Zapadła między nimi cisza. Głuche tykanie zegara przypominało Malfoyowi o tym, że traci tylko czas.
- Przecież nie było ci źle ze mną – szepnęła podchodząc do niego. Przywarła do niego całym ciałem, tak by czuł ampułkę z antidotum.
- To było co innego – powiedział, ale kiedy chciał się odsunąć od kobiety, ta otoczyła jego szyję ramionami i uniemożliwiła mu to.
- Owszem, ale chyba teraz ważniejsze jest dla ciebie życie żony – stwierdziła i musnęła jego szyję, zostawiając na nich odbicie swoich czerwonych ust.
- Miałaś już ze mną dziecko – szepnął przypominając sobie o konsekwencjach ich zbliżenia.
- Chcę je urodzić, Lucjuszu – odpowiedziała mu zmysłowym głosem. Chciała go popchnąć na łóżko, ale Malfoy nie chciał jej ulec.
- Miałaś już taką szansę – przypomniał jej i przez materiał złapał ampułkę. Marietta strzepnęła jego rękę i odsunęła się od niego.
- Nie tak szybko – warknęła. – Straciłam je przez Narcyzę!
Lucjusz zaniemówił na chwilę.
- Nie chcę tylko nosić pod sercem twojego dziecka, chcę je wychować – mówiła coraz szybciej. – Tracisz czas na rozmowy, zamiast działać.
Lucjusz wziął głęboki wdech i przymknął na chwilę oczy. Musiał uratować Narcyzę.
- Oddaj mi ampułkę – powiedział głośno, bojąc się, że się rozmyśli.
- Namyśliłeś się? – zapytała nie ukrywając swojej radości. Lucjusz westchnął głośno.
- Tylko najpierw daj mi uratować Narcyzę – powiedział, mając nadzieję, że uda mu się oszukać kobietę.
Marietta zastanawiała się przez chwilę, ale w końcu pociągnęła za odpowiedni sznureczek i wyciągnęła na wierzch ampułkę z niebieskim płynem. Odkorkowała je i upiła łyk. Wiedziała, że ta ilość wystarczy na odciągnięcie Malfoy od śmierci i wprowadzenie jej w stan śpiączki.
- Masz – rzuciła w jego stronę fiolkę i usiadła na łóżku. – Idź, poczekam.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Sob 14:33, 31 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Narcissa Malfoy Administrator
|
Wysłany:
Sob 16:18, 07 Sty 2012 |
|
|
Dołączył: 03 Gru 2010
Posty: 983 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!
|
Draco przytulił do siebie Camelię i wstrzymał oddech. Nie mógł pozwolić jej odejść od niego. Lia miała być jego na zawsze, nie chciał jej stracić, a co gorsza zranić w jakikolwiek sposób.
Chłopak przycisnął dziewczynę i zamknął oczy rozpamiętując w swojej pamięci dzieciństwo, kiedy to Narcyza tuliła do siebie swojego małego synka. Malfoy rozczulony tymi obrazami skrzywił się i szybko otworzył oczy wpatrując się w swoją matkę, która zaczęła głośno oddychać. Wiedział, że łapie z trudem powietrze, a mikstura Lii jej nie pomaga.
- Ona umiera - szepnęła Lia.
Dziewczyna nie wiedziała dlaczego, ale od jakiegoś czasu czuła, że jej mocy się zmieniają. Potrafiła wyczuć na odległość śmierć i właśnie to odczuwała w tym momencie. Jej ciało było zawładnięte przez czarne moce, które dyktowały jej co ma robić. Każda komórka jej ciała czuła w pobliżu umierającą istotę.
- Wiem - odrzekł automatycznie chłopak i ułożył głowę na ramieniu Lii.
Nott zamarła słysząc cichy szloch Malfoya. Próbowała spojrzeć mu w twarz, ale jedyne na co było ją stać , to cichy pomruk wydobywający się z jej gardła.
Lia zgasiła wszystkie światła w pomieszczeniu, tak by żadne z nich nic nie widziało. Jedynie słaby promień oświetlał twarz pani Malfoy.
Jednak w ciemności ich zmysły się wyostrzyły i było gorzej niż wcześniej. Teraz dziewczyna dokładniej słyszała płacz Dracona i cichnące oddechy jego matki. Zaś ona sama spazmatycznie łapała powietrze energicznie ruszając swoją klatką piersiową.
W końcu Camelia wstała i udała się w stronę wyjścia. Nie potrafiła już dłużej siedzieć w ich towarzystwie. Zaczęło jej się kręcić w głowie z powodu natłoku informacji i obrazów.
- Draco, wybaczyłam ci już wszystko… Ale wiedz, że nie mogę tu zostać - wyjaśniła Nott i uchyliła drzwi. Do pomieszczenia wkradło się światło, które delikatnie oświetliło twarz młodzieńca.
Malfoy się nie odzywał. Siedział wyprostowany i wpatrywał się w punkt nad swoją matką. Obawiał się, że to są jej ostatnie oddechy, a śmierć, która nadciąga jest nie do przezwyciężenia. A na dodatek Lia nie może z nim zostać z nieznanego mu powodu.
- Lia - szepnął chłopak i złapał się za swoje włosy.
Nott w tej chwili oparła się o ścianę i westchnęła. Pragnęła z nim zostać, ale bała się, że jej obecność będzie go ranić. To wszystko co się wydarzyło było ponad ich siły. Byli jeszcze młodzi i niedoświadczeni, a takie wydarzenia źle wpływały na ich związek, który był skomplikowany i zagrożony z wielu powodów. Draco potrzebował teraz emocjonalnego wsparcia. Lia była pewna, że Narcyza umrze, bo Marietta walczy o swoje. Dziewczyna bała się zostać z chłopakiem wiedząc, że nie podoła obowiązkom jakie na nią spadną. Nott bała się oglądać żal Dracona po śmierci matki. Nie była jeszcze przygotowana na taki cios, dlatego uważała, że bezpieczniej jest odejść. Usunąć się w cień i poczekać na właściwy moment, kiedy obydwoje zrozumieją swoje uczucia i będą pragnęli siebie.
- Do zobaczenia w przyszłości, Draco - szepnęła i zacisnęła żakiet wokół siebie. Przytuliła swoje ramiona do ciała i zacisnęła mocno oczy nie pozwalając łzom spłynąć po policzkach.
Malfoy wybiegł za dziewczyną, ale kiedy stanął na korytarzu nie wiedział, gdzie zniknęła Lia. Pragnął za nią biec, przytulić ją mocno do siebie i pozostać w tej pozycji najdłużej jak się tylko da. Malfoy obrał kierunek i już chciał biec, ale wtedy usłyszał hałas dobiegający z pokoju , w którym znajdowała się jego matka.
Draco wrócił się, zapalił światła i zobaczył swoja matkę leżąca na podłodze. Próbowała wstać i gdzieś pójść, ale jej organizm był tak słaby, że przewróciła się strącając wszystko w pobliżu siebie.
- Matko - krzyknął młodzieniec, ale Narcyza nie wydała już z siebie żadnego dźwięku.
Lucjusz ruszył w kierunku korytarza, ale jeszcze przed drzwiami obrócił się i spojrzał na Mariettę, która nie wygląda na załamaną. Była szczęśliwa i sprawiała wrażenie bardzo dumne z siebie.
- Idź, bo czekam - warknęła machając na Malfoya ręką.
Blondyn skinął głową i popędził do pokoju, w którym znajdowała się Narcyza. Kiedy z daleka usłyszał ciche wołania Dracona pośpieszył się i z impetem wpadł do pomieszczenia.
Wtedy zobaczył swoją żonę leżącą na podłodze i ich syna, który leżał na jej klatce piersiowej i płakał.
Malfoy pisnął cicho.
- Wyjdź - warknął na swojego syna i wskazał mu wyjście. Nie chciał oglądać Dracona w tym stanie, jak również nie miał ochoty, by młodzieniec oglądał go w takiej scenerii.
Chłopak go wysłuchał i opuścił pokój. Młody Malfoy wybiegł na korytarz mając nadzieję, że Lia nie oddaliła się za daleko.
Lucjusz podszedł do Narcyzy i wziął ją na ręce. Podniósł swoją żonę i położył na łóżku. Nie czuł ani jej oddechu ani pulsu. Jej skóra była zimna i twarda. Malfoy próbował ocucić ją za pomocą czarów, ale nic z tego nie wychodziło.
Lucjusz westchnął głośno i otwarł pot z czoła. Jedyne co przychodziło mu na myśl, to fakt, że się spóźnił. Nie zdążył ani się z nią pożegnać, ani dać jej antidotum.
- Narcyzo - szeptał bez końca, jakby miał jeszcze nadzieję, że kobieta odezwie się do niego.
Odpowiadała mu cisza. W końcu zdesperowany mężczyzna przyłożył fiolkę do ust żony. Wlał jej do gardła całą zawartość i czekał, ale Narcyza nie ruszała się. Lucjusz próbował zasymulować połykanie i powoli wtłaczał zawartość fiolki do żołądka kobiety.
Kiedy wyczerpał już wszystkie możliwości opadł obok niej i objął ją przyciskając do siebie. Nie chciał jej stracić, ale wiedział, że to już się stało. Malfoy wsparł się na łokciach i odgarnął włosy z jej twarzy. Przyłożył swoje usta do jej zimnych warg i złożył na nich umarły pocałunek, który już nic wnosił.
Następnie blondyn się odsunął i usłyszał klaskanie za sobą. Odwrócił się i spostrzegł Rosier opierającą się o framugę drzwi.
Marietta biła brawo jakby zobaczyła romantyczny spektakl w teatrze. Lucjusz nie nabrał się na jej owację, dlatego warknął i doskoczył do niej z wściekłością. Zacisnął swoje dłonie na jej gardle i pozbawił ją prawa głosu, usłyszał za to świst powietrza. Marietta osunęła się po ścianie, a Lucjusz od niej odszedł. Nie chciał zawracać sobie głowy tą kobietą, kiedy jego żona leżała martwa niedaleko niego.
- Zabiję cię - krzyknął w kierunku Rosier, a ta niemrawo się uśmiechnęła. Była zmęczona i próbowała złapać powietrze. Wyciągnęła swoją różdżkę i skierowała w stronę Lucjusza próbując rzucić na niego jakąś klątwę.
- Nie zrobisz tego - szepnęła i zaśmiała się. - Zostałam ci tylko ja… Narcyza jest już martwa - dopowiedziała. W głębi serca wierzyła, że Lucjusz nie zrobi jej krzywdy. Ona byłą jedyną kobietą, która mogłaby być z Malfoyem po śmierci Narcyzy.
- Oszalałaś - warknął i powrócił do swojej żony. Usiadł obok łóżka, a głowę usadowił na martwym ciele pani Malfoy. - Wynoś się stąd! - nakazał Lucjusz, kiedy usłyszał za sobą, że Marietta próbuje do niego podejść.
Rosier nie reagowała. Kiedy Lucjusz na nią popatrzył ona się słodko uśmiechnęła i jakby tego było mało wyznała mu coś, co wstrząsnęło całym jego światem.
- To ja zabiłam wasze pierwsze dziecko, Lucjuszu - wyznała pragnąc, by Malfoy jeszcze bardziej cierpiał. Oczekiwała, że blondyn rzuci się na nią lub skomentuje to w ostry sposób, ale zamiast tego usłyszała głos kogoś innego.
- Już jesteś martwa - wtrąciła się Narcyza odsuwając zszokowanego Lucjusza na bok.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|